„Nie mogę już dłużej milczeć. Z miłości do własnej Ojczyzny. Nie mogę udawać, że nie widzę tych hańbiących Polskę działań na granicy polsko-ukraińskiej. Przepraszam Was, drodzy ukraińscy Przyjaciele. To, co się dzieje, nie może być dziełem moich Rodaków” – tak napisała w mediach społecznościowych o polskich rolnikach polska konsul we Lwowie Eliza Dzwonkiewicz, reagując na blokadę granicy. „Nie wierzę, że to Polacy… Prawdziwy Polak nigdy nie zadałby ciosu w plecy walczącym o wolność sąsiadom – ciągnęła. – Nie chodzi o postulaty, chodzi o formę protestu. Hańba i wstyd. PRZEPRASZAM walczącą Ukrainę, przepraszam”. No i odezwały się nożyce. Najmocniej Dzwonkiewicz zaatakowały media prawicowe, pisowskie. „Bulwersujące! Konsul RP we Lwowie gani polskich rolników!”, grzmiał portal wPolityce.pl. Jeszcze ciekawsze były komentarze czytelników, wymyślających pani konsul od platformerskich urzędników. Rzecz w tym, że Eliza Dzwonkiewicz nie ma nic wspólnego z PO, a przy okazji – z MSZ. Wywodzi się z grupy tzw. harcerzy (ach, ten Dworczyk), którzy później porobili kariery w strukturach państwa PiS. Dzwonkiewicz w ZHR była podharcmistrzynią. Potem pracowała w Ośrodku Karta i w Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. A w latach 2010-2016 stała na czele zarządu Fundacji Banku Zachodniego WBK. Tak, tak, tego samego, którego prezesem był wówczas Mateusz Morawiecki. I poszło… Najpierw była p.o. dyrektor w Narodowym Centrum Kultury, potem tworzyła Fundację Polskiej Grupy Zbrojeniowej, by w roku 2019 przeskoczyć do służby zagranicznej i wyjechać do Lwowa. Jakim cudem na jedną z najtrudniejszych placówek wysłano absolutną dyletantkę, jeśli chodzi o sprawy konsularne i w ogóle pracę w MSZ? Cóż, PiS tak miało. Humorystyczne było zresztą jej przesłuchanie w sejmowej Komisji ds. Łączności z Polakami za Granicą. Okazało się, że Dzwonkiewicz z wykształcenia jest magistrem filologii ukraińskiej. Pytano więc, dlaczego wybrała takie studia. Na co pani konsul (wówczas in spe) beztrosko odpowiedziała, że aplikowała na polonistykę. Ale zabrakło jej dwóch punktów. Na szczęście zabezpieczyła się na wypadek porażki, wpisując jako opcję rezerwową ukrainistykę. Ale wcale nie chciała tego studiować. A Lwów? Opowiadała, że przed wojną było to miasto wielokulturowe, z ludźmi o poczuciu humoru… I że będzie chciała zwrócić miastu pamięć o Herbercie. A poza tym konsulat dobrze działa, ma sto etatów, a ona w NCK też kierowała zespołem stuosobowym, więc da sobie radę. O innych sprawach i ważniejszych zadaniach konsula we Lwowie musieli przypominać jej posłowie. Choć przede wszystkim ci pisowscy zachwycali się, jaką to Rzeczpospolita będzie miała konsul! Dlaczegóż więc teraz, ludu pisowski, narzekasz? Cóż ci się odmieniło? Takie więc mamy wydarzenie, a w MSZ spekulują, co z tego wyniknie. Bo, jak już wiadomo, minister Sikorski przymierza się, by kadrowo mocno zamieszać na ukraińskich placówkach. Może gdyby pani Dzwonkiewicz cicho siedziała, nikt by jej nie zauważył? I byłaby sobie konsulem, mimo że jest nim od ponad czterech lat i powinna wracać. A może przeciwnie – po takiej deklaracji Sikorskiemu będzie trudniej ją odwołać i zostawi ją na dłużej, przynajmniej do wakacji? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint