Kontraktorzy czy psy wojny?

Kontraktorzy czy psy wojny?

Zagraniczni najemnicy przelewają dla Ameryki krew w Iraku Nie są żołnierzami, a jednak walczą za sprawę koalicji. Niektórzy dostają za dzień niebezpiecznej pracy tysiąc dolarów. Ochraniają konwoje, terminale naftowe i 15 ośrodków administracji okupacyjnej. Private Military Contractors stanowią najpotężniejszy zbrojny kontyngent w Iraku, zaraz po Amerykanach. Jeszcze nigdy nowoczesna wojna nie była aż tak „sprywatyzowana”. W pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej w 1991 r. jeden cywilny pracownik z firm oferujących „ochronę i bezpieczeństwo” przypadał na stu amerykańskich żołnierzy. Obecnie – jeden na dziesięciu. Nad Eufratem i Tygrysem pracuje ich co najmniej 10 tys., może nawet 18 tys. Brytyjczycy, najważniejsi sojusznicy Stanów Zjednoczonych, przysłali do Iraku tylko 9 tys. żołnierzy. Iracki dziennikarz Sami Ramadani gorzko zadrwił na łamach londyńskiego dziennika „The Guardian”: Amerykanie wyrażali obawy, że Irak zostanie zalany przez międzynarodowych terrorystów. I rzeczywiście napłynęły tu tysiące zagranicznych bojowników. Nie są to jednak bombiarze Osamy bin Ladena, lecz najemnicy, których wynajęły władze koalicji. Widać ich na korytarzach w bagdadzkich hotelach – muskularnych, krótko ostrzyżonych, w obowiązkowych okularach przeciwsłonecznych, pozujących na dzielnego Rambo. Irak stał się dla żołnierzy fortuny, poszukiwaczy przygód i awanturników z różnych części świata prawdziwym el dorado, w którym czekają fantastyczne zyski. Ściągają więc do Mezopotamii weterani oddziałów specjalnych, bitni Gurkhowie z Nepalu, Filipińczycy i Bośniacy, byli brutalni funkcjonariusze rasistowskiego reżimu w RPA czy chilijscy ekskomandosi, wcześniej stanowiący podporę reżimu Pinocheta. „Przeczesujemy każdy zakątek świata w poszukiwaniu profesjonalnych pracowników, zaś chilijscy komandosi to prawdziwi zawodowcy”, usprawiedliwia się dyrektor amerykańskiej firmy Blackwater, Gary Johnson. Pierwsza grupa 60 chilijskich kontraktorów, zwerbowanych w Santiago, strzeże lotniska w Bagdadzie. Przed misją w Iraku zostali przeszkoleni w Północnej Karolinie. Minister spraw wewnętrznych w rządzie w Santiago, Michelle Bachelet, wszczęła dochodzenie mające wyjaśnić, czy firma Blackwater złamała chilijskie prawo dotyczące posiadania broni przez prywatnych obywateli. Zamach bombowy na bagdadzki hotel Shaheen, do którego doszło 28 stycznia, wymierzony był w pracowników firmy ochroniarskiej PMC Erinys, mającej siedzibę w RPA i w Wielkiej Brytanii. W ataku zginął François Strydom, należący wcześniej do Koevoet, osławionej jednostki paramilitarnej apartheidu, która w brutalny sposób tłumiła niepodległościową partyzantkę w Namibii. Ranny został kolega Strydoma, Deon Gouws, były oficer tajnej policji Vlakplaas południowoafrykańskiego reżimu. Gouws był zamieszany w mord popełniony na jednym z przywódców opozycji. Prasa w Pretorii pisze, że mniej więcej 150 byłych funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa apartheidu znalazło zatrudnienie w Iraku. Ministerstwo obrony RPA zabroniło obywatelom podejmowania pracy w jednostkach militarnych czy firmach ochroniarskich w Kraju Dwurzecza bez specjalnego zezwolenia. Wielu żołnierzy oddziałów specjalnych USA i Wielkiej Brytanii rezygnuje ze służby, aby zostać wojskowymi kontraktorami w Iraku – często za dziesięciokrotnie wyższe pensje. Dowódca słynnej brytyjskiej jednostki SAS skarży się, że na rzecz pracodawców prywatnych stracił licznych wyszkolonych ogromnym kosztem komandosów. Miejsce dla firm ochroniarskich pojawiło się po zakończeniu zimnej wojny, kiedy większość państw Zachodu zredukowała liczebność swych armii. Generałowie doszli do wniosku, że wiele zadań, niezwiązanych bezpośrednio z prowadzeniem wojny – takich jak logistyka, transport czy ochrona obiektów, należy powierzyć przedsiębiorcom prywatnym. Zwolennikiem takiej częściowej „prywatyzacji sił zbrojnych” jest sekretarz obrony USA, Donald Rumsfeld. Kontraktorom trzeba wprawdzie płacić więcej niż żołnierzom, ale ogólnie „prywatyzacja” jest korzystna z ekonomicznego punktu widzenia. Utrzymanie szeregowca kosztuje przecież Pentagon aż 25 tys. dol miesięcznie. Wynajęcie kucharza czy pracownika ochrony z firmy prywatnej jest zdecydowanie tańsze. Kontraktorzy potrafią wywiązać się z wielu zadań sprawniej niż wojsko. Ponadto, co należy podkreślić, opinia publiczna łatwiej może zaakceptować straty poniesione przez „prywaciarzy” – w końcu dobrowolnie zgłosili się do niebezpiecznej irackiej misji i otrzymują za nią zazwyczaj budzące zazdrość wynagrodzenie. Prywatni kontraktorzy wojskowi nigdy nie mieli tak ogromnego jak w Iraku pola do popisu. Działa tu kilkanaście firm, które z kolei wynajmują na własną rękę podobne mniejsze przedsiębiorstwa, tak że chyba nikt nie orientuje się w tym chaosie. Firma Custer Battles ochrania część

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2004, 2004

Kategorie: Świat