Kontrole bez granic

Kontrole bez granic

Jak Polacy wspólnie z Niemcami nadzorują przekraczających Odrę Kiedy w grudniu 2007 r. uroczyście znoszono kontrole graniczne, w Niemczech dominowały obawy. Rosnąca przestępczość, nielegalni migranci, niebezpieczeństwo – to miały sprowadzić nad Ren niekontrolowane granice. Ponad pół roku po tym wydarzeniu okazuje się, że granica jest nadal dobrze nadzorowana, na ziemi, z powietrza i wody. Dzień z życia pograniczników. Wakacyjne popołudnie 2008. Przejście graniczne w Świecku przypomina miasteczko duchów. Kilka zadaszonych pasów ruchu, przy każdym budki strażnicze. Puste. Tam, gdzie przed kilkoma miesiącami były kolejki tirów, samochody przejeżdżają pędem. Tylko niektórzy kierowcy zwalniają, spoglądają w okienko budki, oczekując wyciągniętej po paszport ręki funkcjonariusza. A tu nic. – Pół roku temu wyglądało tu inaczej – mówi polizeiobermeister Rene Michel. Razem z kolegą, też polizeiobermeistrem Krzysztofem Stoppelem, podjeżdżają transporterem Bundespolizei na przejście. Mimo niemieckiego munduru Stoppel ma polskie korzenie – to tłumaczy jego mało germańską formę imienia. Ich samochód zatrzymuje się na jednym z dawnych pasów jezdni, dziś zamienionym na miejsce postojowe. Michel pracował kilkanaście lat w jednej z budek strażniczych. Razem z polskimi pogranicznikami sprawdzał paszporty, dokumenty samochodów, szukał nielegalnych migrantów i szmuglowanych papierosów. A potem był 21 grudnia i kontrola została zlikwidowana. – Na und, no i? – mówi Michel. Po 21 grudnia robi to samo. Tyle że już nie siedzi w budce, tylko w samochodzie. Często nawet z tymi samymi kolegami. – Cześć, Hallo! – Stoppel i Michel witają partnerów z dzisiejszego patrolu. Starszy chorąży sztabowy Tomasz Tomaszewski i plutonowy Tomasz Leszczyłowski z Lubuskiego Oddziału Straży Granicznej wsiadają do niemieckiego transportera. Od maja codziennie ze Świecka rusza dwunarodowy patrol. Nie tylko w samochodzie, ale też z łodzi i helikoptera polscy i niemieccy pogranicznicy wspólnie kontrolują tereny po obu stronach Odry. Bo potoczne określenie „zlikwidowane kontrole” jest nieco nieprecyzyjne, jak się okazuje. Kontrole zniknęły tylko z samych przejść granicznych, region przygraniczny nadzorowany jest nadal, nawet intensywniej niż wcześniej. Co kilka minut każdy kierowca przejeżdża obok policyjnego samochodu. A wtedy przechodzi przez pierwsze sito kontroli, o czym przeważnie nie ma najmniejszego pojęcia. Najpierw obserwacja: tablice rejestracyjne, przyciemniane szyby, kierowca i pasażerowie – wszystko jest oceniane przez pograniczników. Decyduje instynkt i doświadczenie. – To po prostu się czuje – mówi Tomaszewski. Po pięciu minutach na autostradzie ich uwagę przyciąga samochód z lawetą. Auto ma polską tablicę rejestracyjną, przyczepa niemiecką. Michel podaje numer samochodu przez radio. – Negatywne – odpowiedź z centrali nadchodzi już po kilku sekundach. Numery lawety? – Negatywne. Ani jedne, ani drugie nie figurują w centralnym rejestrze samochodów i tablic poszukiwanych. Pogranicznicy mimo to nie odpuszczają. Transporter wyprzedza auto, na tylnej szybie wyświetla się polecenie: Bitte folgen, proszę jechać za nami. Oba samochody jadą do następnego zjazdu. – Guten Tag, Bundespolizei, wir führen eine verdachtsunabhängige Kontrolle durch, dzień dobry, Bundespolizei, prowadzimy niezależną od podejrzeń kontrolę. Właśnie tak. Nie rutynową, tylko „niezależną od podejrzeń”. Do tej formuły Michel przywiązuje ogromną wagę. – Nie chodzi przecież o to, by w każdym podróżnym widzieć potencjalnego przestępcę – tłumaczy. – Ich möchte bitte Ihren Ausweis, den Führerschein und die Fahrzeugpapiere sehen, chciałbym zobaczyć pański dowód, prawo jazdy i papiery samochodu. Tablice są polskie i niemieckie, ale kierowca jest Litwinem, ma ukraińskie prawo jazdy i pracuje w Polsce. Pogranicznicy widzieli już dziwniejsze rzeczy. Grunt, że papiery są w porządku. Zaglądają pod maskę, porównują numer silnika. – A bagażnik? – przeszukują jego wnętrze, podnoszą siedzenia, dotykają podsufitki. Wszystko w porządku. Michel i Stoppel kontrolują, Tomaszewski i Leszczyłowski ubezpieczają. Ten podział ról to nie brak demokracji, ale wymóg przepisów. Zagranicznym służbom nie wolno przeprowadzać wszystkich akcji. Na niemieckim terytorium dowodzą Niemcy, na polskim jest odwrotnie. W bojówkach w maskujących barwach, czarnych t-shirtach i ze skrzyżowanymi na plecach rękoma Polacy przypominają oddziały specjalne. I budzą respekt. Znowu na autostradzie. Dwie polskie ciężarówki, transporter z Berlina, jeden niemiecki osobowy i jeden z brytyjskimi numerami. Zero trafień.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 35/2008

Kategorie: Kraj