A w Kosowie chaos

A w Kosowie chaos

Korespondencja z Prisztiny Serbskie enklawy i bezrobocie, bogactwa w ziemi i bieda, nowe szkoły i korupcja – bilans pierwszego roku suwerenności Mija rok, od kiedy Kosowo jednostronnie, nie uzyskując na to zgody Serbii, ogłosiło niepodległość. Chcąc być obiektywnym, nie da się jednoznacznie określić, kto ma rację. Racje są dwie i nie uda się ich pogodzić. Zresztą temat ten przeanalizowano już ze wszystkich możliwych stron. Rok temu media na całym świecie wypowiadały się na temat wszelkich za i przeciw kosowskiej niepodległości i prześcigały w kreowaniu czarnych scenariuszy dla całego regionu. Minął rok i spróbujmy przyjrzeć się temu, co się wydarzyło. Nowa serbska strategia Dotychczas suwerenność Kosowa uznały 54 państwa, czyli niespełna jedna czwarta członków ONZ, w tym Polska. Ostatnia była w połowie stycznia Panama. Prisztiński dziennik „Koha Ditore” przewiduje jednak, że w przeddzień rocznicy niepodległości Kosowo uzna kilka kolejnych państw. Kroki Belgradu wobec państw, które uznają Kosowo, są standardowe – ambasadora danego kraju, jeśli ambasada znajduje się w Serbii, ogłasza się persona non grata, jednak po jakimś czasie ambasada zostaje na nowo otwarta. Po proklamacji niepodległości 17 lutego 2008 r. świat z trwogą oczekiwał na reakcję Serbii. Podjudzani przez nacjonalistyczną retorykę mieszkańcy Belgradu zorganizowali manifestację w centrum miasta, na której politycy krzyczeli, że nie oddadzą Kosowa, gdyż jest ono sercem Serbii. I używali mniej więcej tej samej retoryki, do której jakiś czas temu odwoływał się Slobodan Miloszević. Najciekawszym wspomnieniem z tych manifestacji są jednak filmiki z mających wtedy miejsce rozbojów, a najpopularniejszy – tak jak pozostałe dostępny w internecie – jest klip „Kosovo za patike” („Kosowo za adidasy”), na którym zostały sfilmowane młode blondwłose mieszkanki Belgradu rabujące w wichrach zamieszek butiki znanych firm i wynoszące z nich całe torby ubrań oraz butów. Sprawczynie kradzieży zostały kilka dni później złapane, lecz niesmak pozostał. Oczywiście, utrata około 15% terytorium kraju nie jest dla Serbii łatwa, jednak rok po kategorycznym zarzekaniu się władz, że Kosowo to Serbia i nigdy od niego nie odstąpią, prezydent Boris Tadić zaczął przebąkiwać o podziale Kosowa. Zapewne się pospieszył, gdyż wywołał tym falę oburzenia, ale słowo się rzekło i być może za kilka lat to nastąpi. Pamiętajmy, że na Bałkanach w ciągu ostatnich 150 lat granice zmieniały się wiele razy, dlatego nikt nie może być pewny, co będzie za pięć lat. Czy jednak do tego czasu Serbowie w Kosowie przetrwają? Od końca stycznia tego roku serbskie Ministerstwo ds. Kosowa i Metohii przygotowuje nową strategię pozostania Serbów w Kosowie oraz powrotu tych, którzy je opuścili. Obecnie stanowią oni jedynie 6% dwumilionowej ludności Kosowa. Z budżetu Serbii wydzielono, jak co roku, około pół miliarda euro na Kosowo, jednak pieniądze te przeznaczane są zazwyczaj na zaspokajanie bieżących potrzeb ludności i brakuje konkretnego, długotrwałego planu. Kocioł wciąż gorący Serbowie zamieszkują w większej liczbie tereny na południowy wschód od Prizrenu i w północno-wschodniej części Kosowa. Coraz więcej serbskich rodzin opuszcza Kosowo. Z gminy Gnjilane w lipcu ub.r. wyprowadziło się około 30 rodzin. To dużo, biorąc pod uwagę, że w samym mieście nie mieszka już prawie żaden Serb, a w okolicznych wsiach pozostało ich niewielu. W samej gminie działają dwaj burmistrzowie i dwie rady miasta. To wynik serbskich wyborów samorządowych w maju ub.r., które misja ONZ w Kosowie uznała za nielegalne. Każda strona uznaje jednak wyłącznie swoje władze. To wszystko wprowadza poczucie chaosu. W regionie tym znajduje się też wieś Cernica – jedyna już chyba wieś, gdzie mieszkają razem Albańczycy i Serbowie. Serbowie chodzą tam tylko jedną ulicą, chociaż nikt im nie zabrania poruszać się po całej wsi. Boją się. Zamknęli się w swoich enklawach i chcą stwarzać wrażenie serbskości bez stykania się z realnością. W tych gettach płaci się w denarach, sprzedaje się serbskie produkty, samochody mają przestarzałe jugosłowiańskie tablice rejestracyjne z czerwoną gwiazdą i można nimi dojechać tylko do granic rezerwatów. Rok po ogłoszeniu niepodległości Kosowa wydaje się, że emocje ucichły, wystarczy jednak jedna bójka, by w kosowskim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2009, 2009

Kategorie: Świat