Krajobraz po Saddamie

Krajobraz po Saddamie

Pojmanie Husajna nie przyniesie Amerykanom korzyści Iracki dyktator Saddam Husajn poddał się bez walki. Miał pistolet i dwa kałasznikowy, ale nie sięgnął po broń. Amerykańscy żołnierze wywlekli go z podziemnej kryjówki w okolicach Tikritu jak szczura. W ciasnej norze znaleziono brudną bieliznę, nieumyte naczynia, kiełbaski i batoniki. Nie było tam jednak broni masowej zagłady czy notesu z numerem telefonu bin Ladena. Brudny, zarośnięty, zmęczony despota, który ongiś uważał się za nowego Saladyna i budził trwogę na całym Bliskim Wschodzie, nie mógł upaść niżej. 66-letni Husajn został pokazany w telewizji w chwili, gdy amerykański lekarz pobiera mu z ust próbkę śliny. Watykański kardynał Renato Martino wyraził współczucie dla obalonego prezydenta, którego potraktowano, „jak gdyby był krową”. W Bagdadzie i na ulicach Basry szyici demonstrowali swą radość z żałosnego losu Saddama. W Faludży, Ramadi i Mosulu mieszkańcy wystąpili w jego obronie. Doszło do zamieszek. Amerykańscy żołnierze otworzyli ogień, zabijając siedmiu manifestantów. W centrum Faludży trzeba było rozmieścić 30 ciężkich czołgów Abrams i 300 amerykańskich żołnierzy. „Nie możemy pozwolić, aby ludzie chodzili, całując portrety Saddama”, tłumaczył te środki ostrożności ppłk Steven Russel. Prezydent George W. Bush triumfuje. Jako pogromca „rzeźnika z Bagdadu” ma teraz znacznie większe szanse na ponowny wybór. Bush, który jako gubernator Teksasu nie miał zwyczaju ułaskawiać skazanych na śmierć, wyraził opinię, że taki zbrodniarz jak Saddam zasługuje na „ostateczną karę”. Mouwafak al-Rabii, członek powstałej z amerykańskiego nadania tymczasowej Rady Zarządzającej Iraku, powiedział, że jeśli 30 czerwca 2004 r. nowe władze kraju przejmą rządy z rąk Amerykanów, to już 1 lipca Husajn może zostać stracony. Prezydent Bush oświadczył, że pojmanie dyktatora oznacza punkt zwrotny dla „wolnego” Iraku. Partyzanci, zwolennicy dawnego reżimu zaprzestaną oporu, gdy ich herszt został ujęty. Inne państwa zaczną wreszcie uczestniczyć w dziele stabilizacji i odbudowy. Wiele świadczy jednak, że to płonne nadzieje. Aresztowanie Saddama ma znaczenie symboliczne, ale sytuacji w Iraku nie zmieni, a nawet może okazać się niekorzystne dla USA i ich sojuszników. Saddam Husajn był dla USA idealnym wrogiem. Odrażającym, okrutnym, mającym dziesiątki tysięcy ludzkich istnień na sumieniu, ale tak naprawdę niegroźnym dla Zachodu (w gruncie rzeczy Irak był bezbronny wobec amerykańskiej machiny wojennej). Taki potworny tyran, wcielenie czystego zła, nie wzbudzał sympatii nawet w świecie arabskim. Amerykanie mogli argumentować: „Rozpoczęliśmy tę wojnę, aby wyzwolić Irakijczyków spod jarzma brutalnego ciemięzcy. Musimy tu pozostać, aby rzeźnik z Bagdadu i jego siepacze nie wrócili do władzy”. Teraz jednak, kiedy upadek dyktatora jest definitywny, wielu obywateli zacznie stawiać pytania, dlaczego Amerykanie nie przekazują władzy Irakijczykom i nie przygotowują się do opuszczenia Mezopotamii. Najważniejszym problemem Iraku jest kwestia szyicka. Szyici stanowią około 60% 23-milionowego społeczeństwa, ale przez długie lata byli bezlitośnie dyskryminowani przez reżim partii Baas i sunnitów, stanowiących w Iraku tradycyjną elitę władzy. Juan Cole, politolog i arabista z University of Michigan, uważa, że obecnie szyici, którzy już nie muszą się lękać powrotu Saddama, zaczną energiczniej domagać się swoich praw. Przywódcy szyiccy konsekwentnie żądają wolnych wyborów. Wynik takiej elekcji byłby jednoznaczny – zwycięstwo ugrupowań szyickich i w dalszej perspektywie powstanie w kraju nad Eufratem i Tygrysem teokracji na wzór irański. Do tego Waszyngton nie zamierza dopuścić – sprzeczność interesów między szyickimi ajatollahami a siłami okupacyjnymi jest oczywista. Szyici już teraz potrafią występować skutecznie. W mieście Hilla ich wielotysięczne pokojowe demonstracje doprowadziły do usunięcia mianowanego przez Amerykanów gubernatora. Sami Ramadani, iracki socjolog wykładający na londyńskim Metropolitan University, napisał na łamach dziennika „The Guardian”: „Teraz, gdy Saddam przestał być diabłem, którym można straszyć ludzi, prawdopodobnie wzrośnie masowa opozycja ze strony związków zawodowych oraz innych ugrupowań, która uzupełni opozycję zbrojną”. Pojmanie Saddama potwierdziło to, co przypuszczali przewidujący komentatorzy i o czym kilkakrotnie pisaliśmy w „Przeglądzie”: obalony dyktator nie kierował ruchem oporu, zajęty był jedynie walką o przeżycie. W jego podziemnej kryjówce nie znaleziono środków łączności ani map.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2004, 2003, 2004, 52/2003

Kategorie: Świat