Krzysztof Kieślowski: wzrost i wymiary

Krzysztof Kieślowski: wzrost i wymiary

WHITE, (aka TRZY KOLORY: BIALY), director Krzysztof Kieslowski (right), on set, 1994. (c)Miramax/courtesy Everett Collection

Świętujemy Rok Kieślowskiego – w 20. rocznicę śmierci. Czas potwierdził: to klasyk współczesnego kina, wielki moralista. On by tak o sobie raczej nie powiedział, ale może powiedziałby tak 6.00 „Kino to nie publiczność, festiwale, recenzje, wywiady. To wstawanie codziennie o szóstej rano. To zimno, deszcz, błoto i ciężkie lampy. To nerwowe zajęcie, któremu w pewnym momencie wszystko musi zostać podporządkowane – także rodzina, uczucia, prywatne życie. Oczywiście to samo o swojej pracy powie maszynista kolejowy, handlowiec czy bankier. Pewno będzie miał rację, ale ja robię swoje”. Barciś Artur Barciś konsekwentnie pojawia się w kolejnych częściach „Dekalogu” jako „człowiek w tle”. Jego postać doczekała się licznych interpretacji. Barciś: „Krzysztof przyszedł do mnie do domu i opowiedział mi o »Dekalogu« i mojej postaci. Chociaż tak naprawdę to nic konkretnego nie potrafił mi o tej roli powiedzieć. Dostałem scenariusze wszystkich odcinków, przeczytałem je z zapartym tchem. Przez całą noc na zmianę z żoną je czytaliśmy, rano zadzwoniłem do Krzysztofa i zapytałem go, kto to jest, kogo mam zagrać? – Nie wiem – odpowiedział”. Beret „Obywatelka Maria Kieślowska W związku z otrzymaniem przez pracownika WFD K. Kieślowskiego beretu symbol SKLMN/198756/75, stwierdzamy konieczność bezwarunkowego nakrywania głowy w/w. W przypadku niezastosowania się do przepisów Ob. Kieślowski zostanie ukarany aż do rozwiązania umowy o pracę w trybie natychmiastowym. Nadmieniamy, że okres używalności beretu jako asortymentu BHP wynosi 2 lata. Redakcja Filmów Dokumentalnych została zawiadomiona, że beret Ob. Kieślowskiego zaginął. (…) Kategorycznie domagamy się zwrotu czarnego beretu z podszewką w kratkę”. Cenzura „Dziś nie ma już tego podstawowego powodu do bycia razem. Zabrakło wroga… Wolno nam powiedzieć wszystko, ale ludzi przestało obchodzić to, co możemy powiedzieć”. Dekalog Przed emisją cyklu krytyka zdradzała obawy, że poszczególne historyjki będą wprost zachęcały do respektowania przykazania, pod które zostały podpięte. Czyli: nuda i kazalnica. Kieślowski: „W Niemczech – na przykład – nie wiązano z samym tytułem żadnych oczekiwań. Przed prezentacją tego serialu przeprowadzono tam dużą sondę uliczną. I okazało się, że tylko jeden na dziesięciu sondowanych, głównie młodych Niemców, wiedział, co to jest Dekalog. Kilka osób uważało, że to konkurencja lekkoatletyczna polegająca na uprawianiu dziesięciu dyscyplin…”. Dekalog V Krzysztof Lang, reżyser: „Pamiętam takie zajęcia, podczas których trzeba było wymyślić, gdzie najciekawiej byłoby ustawić ukrytą kamerę. Jeden z kolegów zaproponował, żeby ukryć ją w celi śmierci, 24 godziny przed wykonaniem wyroku. Kieślowskiemu ten pomysł się nie spodobał; uważał, że jest to zbyt intymna sprawa, w którą nie należy pakować się z butami”. Dokumentalista I. Puszka po piwie Kieślowski dokumentalista miał legendarne wyczucie detalu. Z rzeczy detalicznych największe wyczucie miał do sytuacji w typie absurdalnym. „Spotykam starszego faceta, trzyma w ręku puszkę po piwie. – Pusta? – pytam. Potwierdza. – Ile? – 500 zł (starych złotych). Zastanawiam się chwilę nad tym fenomenem, facet pewno myśli, że chcę kupić. – Sprzedam panu za 400 – zachęca. – Po co mi pusta puszka po piwie? – pytam. – A to już pana sprawa. Jak pan kupi, może pan z nią zrobić, co pan chce”. Dokumentalista II. Bilet na szatkownicę „W łódzkich tramwajach istniała specjalna taryfa, która pozwalała przewieźć za cenę dwóch biletów szatkownicę do kapusty i różne inne rzeczy. Nigdy więcej w życiu nie spotkałem takiego przepisu dotyczącego specjalnej taryfy na przewożenie szatkownicy do kapusty. Wieniec, taki na nagrobek – też kosztował dwa bilety. Pamiętam, że aby przewieźć narty, też trzeba było mieć dwa bilety. Ale »narty« – to jest para nart, prawda? Wobec tego robiliśmy tak: ja brałem jedną nartę, a kolega brał drugą. Przychodził kontroler – i robił się problem: żaden z nas nie wiózł przecież nart. Każdy z nas miał jedną nartę, a przepis dotyczył dwóch, bo napisane było »narty«. Za przewóz nart – dwa bilety tramwajowe. Ale nie było przepisu, ile trzeba zapłacić za przewóz jednej narty. Wobec tego trwały niekończące się, godzinne dyskusje z kontrolerem: – No przecież mam tylko jedną nartę. – No ale kolega ma drugą. – No ale kolega jedzie na swój bilet, a ja jadę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 22/2016

Kategorie: Kultura