Pejzaż po Kieślowskim

Pejzaż po Kieślowskim

10 lat po śmierci reżysera brakuje kina, jakie uprawiał. Nie tylko w Polsce

Wielu chętnie ogłosiłoby zmierzch jego spojrzenia na kino. Że to już niemodne, nieadekwatne, miałkie i trywialne. A tu jak na złość legenda jednego z największych reżyserów XX w. rośnie, a filmy się nie starzeją. Bo 10 lat (zmarł 13 marca 1996 r.) po śmierci Krzysztofa Kieślowskiego jego twórczość wciąż jest nam potrzebna i nie straciła nic ze swej siły. Malkontenci po prostu nie mają racji.

Piekło naśladownictwa

Może trochę za bardzo mit poszedł w kierunku akademii ku czci. Jego imię noszą ulice, szkoły oraz Wydział Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Powstają filmy dokumentalne, biografie i opracowania krytyczne jego twórczości. Odbywają się przeglądy i festiwale jego filmów. Być może powstanie amerykańska wersja „Dekalogu”. Wielu reżyserów przyznaje się do inspiracji jego twórczością. Chcą stawiać podobne pytania, posługiwać się podobną poetyką, używać tych samych obrazów i symboli. Ale tu tkwi pułapka. Widać to dobrze w „Piekle” Danisa Tanovicia, które właśnie weszło do naszych kin.
To druga część trylogii wymyślonej wspólnie przez Kieślowskiego i Piesiewicza, ale scenariusz to już dzieło tylko tego drugiego. Po nieudanym „Niebie” Toma Tykwera, który odszedł od stylistyki Kieślowskiego, Tanović wybrał dokładnie przeciwny kierunek. Wprost nawiązuje do Kieślowskiego poprzez obrazy jakby żywcem wyjęte z jego filmów. Problem w tym, że owe cytaty pomyślane jako hołd potęgują tylko wrażenie sztuczności, są jak narzędzia użyte niewprawnie, zostawiające zbyt wyraźne ślady. Dlatego dużo lepiej wypadł wczesny scenariusz Kieślowskiego w interpretacji Jerzego Stuhra – „Duże zwierzę” też stanowiło ukłon w stronę autora tekstu, ale Stuhr nie starał się naśladować jego stylu.
To pierwsza refleksja, jaką przynosi „Piekło”. Druga – jakie to niedzisiejsze kino. Bo jak często film pyta dziś o rolę przypadku i przeznaczenia w naszym życiu? Jak często oglądamy finezyjnie konstrukcje utkane z metafor literackich i historycznych? Gdzie jest miejsce w dzisiejszym kinie rozrywkowym na refleksje, czy los człowieka dzisiaj jest bardziej tragiczny niż w antycznych dramatach? A to wszystko było u Kieślowskiego. Filmowanie tajemnicy w postaci na pozór realistycznych historii. Historii, które wywoływały emocje, zmuszały do refleksji, „siedziały” w człowieku po wyjściu z kina. Stawianie pytań, do których przyzwyczaiła nas wielka literatura. Paradoksalnie jego kino, począwszy od „Dekalogu”, też wielu wydawało się „nieadekwatne”. Bo zamiast w dobie ostrej transformacji serwować widzom dosłowność obserwacji, a może nawet komentarz polityczny, reżyser szukał uniwersalizmów, człowieka w ogóle, a nie w konkretnym miejscu i czasie.

Witek i Weronika

Widzów mniej zajmuje pewnie analizowanie życiorysu i osobowości reżysera, choć dzisiaj jego kino jest czasem odczytywane jak zaszyfrowana wiadomość o nim samym. Chłopcu, który z rodziną podążał szlakiem kolejnych sanatoriów, gdzie leczył się jego ojciec. Uczniu Liceum Techniki Teatralnej, garderobianym w Teatrze Współczesnym w Warszawie, który potem uparł się udowodnić, że nadaje się do Filmówki i za trzecim razem do niej się dostał. Potem dokumentalisty, a wreszcie poruszającego umysły widowni na całym świecie twórcy filmowych fabuł, który u szczytu sławy zrezygnował z kręcenia filmów. Jego dystans do świata, zwłaszcza do polityki, postawa niepogodzonego z polską rzeczywistością. Także rozdźwięk między zachwytem świata a gorzkimi słowami polskiej krytyki to temat dla naukowców, biografów itp. (właściwie jakby się rozmywał, bo wielu ówczesnych krytykujących odkrywa wielkość i nowe znaczenia nawet tych „słabszych” odcinków „Dekalogu”). Takich szczegółów warto szukać w książkach – jak wznowiona przez Znak „Autobiografia” czy „Kieślowski. Ważne żeby iść” Stanisława Zawiślińskiego.
Jednak legenda Kieślowskiego pozostaje żywa nie dzięki anegdotom z życia, ale jego filmom. Widzom niepotrzebny jest sztuczny podział na Kieślowskiego „moralnego niepokoju” (określenie, którego nie lubił) i „metafizyki”. Niepotrzebny jest podział na Kieślowskiego „przed Piesiewiczem” i „z Piesiewiczem”. Bo czy ma to w ogóle sens? Czy na przykład „Przypadek” nie ma w sobie nic z uniwersalności? Przecież tu też jest kwestia przeznaczenia i zrządzenia losu – trzy wersje życia młodego polskiego inteligenta, który zostaje albo działaczem, albo opozycjonistą, albo nie angażuje się w politykę, pokazują, jak poglądy i postawy życiowe potrafią być zmienne i nie mają nic wspólnego z wnętrzem człowieka.
Nam może się wydawać, że do zrozumienia filmów sprzed „Dekalogu” potrzebna jest intymna znajomość peerelowskich realiów. A tymczasem widzom na świecie bliskie są nie tylko wybory Valentine z „Czerwonego”, czy eteryczna historia „Podwójnego życia Weroniki”, ale także właśnie Witka z „Przypadku”, Urszuli z „Bez końca”, Filipa z „Amatora” czy bohatera „Personelu”, który odkrywał że idealistyczny obraz sztuki (życia) i ludzi ją tworzących, stworzony w jego wyobraźni ma się nijak do rzeczywistości. Historie z „Dekalogu”, dziejące się w warszawskich blokowiskach, są czytelne pod każdą szerokością geograficzną, dają możliwość wielu interpretacji, tak jak mnożyły się interpretacje milczącej postaci pojawiającej się we wszystkich jego odcinkach. A czy zrozumienie „Krótkiego filmu o zabijaniu” wymaga metryki z jakiejś konkretnej szerokości geograficznej? Przecież kwestia kary śmierci i prawa do wymierzania sprawiedliwości oko za oko wcale nie odeszła w niepamięć.
Takiego kina brakuje w świecie, ale dotkliwie brakuje go zwłaszcza u nas. Opisującego świat codzienny i zwykłych ludzi, niekoniecznie z pierwszych stron gazet i „wyższych” sfer. Nawet amerykańskie kino, synonim komercji, ostatnio odbywa jakby podróż w lata 70. nową falą filmów zaangażowanych, traktujących o wybuchowych problemach politycznych i społecznych. Może więc i my doczekamy się renesansu, jeśli nie metafizyki spod znaku Kieślowskiego, to może chociaż postawy niepokornego obserwatora życia, które istnieje poza kolorowymi obrazkami z gazet i seriali.

 

Wydanie: 11/2006, 2006

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy