Krzyże, kordziki i szpady

Krzyże, kordziki i szpady

Górnicy z Miedzi mają wizję spokojnego jutra

W wielkiej sali gimnastycznej lubińskiego liceum aż czarno od górniczych mundurów. Na czakach kity wszelkich górniczych kolorów – czarne, czerwone, zielone, białe. Każda barwa świadczy o przynależności do określonego szczebla godności górniczej, a wszystkie o przynależności do górniczego stanu.
W przeddzień Barbórki najlepsi wśród górników miedziowych otrzymują nagrody. Minister Marek Ungier przywiózł od prezydenta RP list z życzeniami i dużą porcję odznaczeń.
Listę odznaczonych otwiera przyjaciel i opiekun naukowy zagłębia, prof. dr hab. Zdzisław Kłeczek, profesor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Przyznano mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Potem 49 górników ze wszystkich kopalń zagłębia miedziowego dostało złote, srebrne i brązowe Krzyże Zasługi. Pierwsza grupa odbiera odznaczenia – pióropusze czarne to górnicy, białe to nadzór. Orkiestra (to ci z czerwonymi pióropuszami) gra tusz, wszyscy prężą się na baczność. Następny szereg, tusz i znów następny szereg…
W dalszej części uroczystości zostają wręczone pamiątkowe kordziki dla jubilatów. Panowie Mirosław Lipiński i Mirosław Mikołajczyk przepracowali w KGHM już 45 lat. Obaj zaczęli swoją pracę razem z powstaniem KGHM – w tym roku Polska Miedź obchodzi właśnie 45. rocznicę odkrycia złóż przed dr. Jana Wyżykowskiego. Dalszych 11 ma za sobą 40 lat pracy, potem młodsi – ze stażem 35 i 30 lat pracy. Tych jest wielu. Widać, że ludzie, którzy do zagłębia przybyli z różnych stron Polski, często z kopalni węgla, związali swój los z przemysłem miedziowym na dobre i na złe. Obserwując sytuację w górnictwie węglowym, można powiedzieć, że na dobre. Kordziki wręczają przedstawiciele kierownictwa kombinatu (z zielonymi pióropuszami).
Ostatnia grupa wyróżnionych dostaje honorowe szpady górnicze. To najlepsi z najlepszych, bo – jak twierdzi prezes KGHM, prof. Stanisław Speczik, załoga składa się wyłącznie z dobrych i bardzo dobrych. Ostatnią trójkę wyróżnionych szpadami tworzą absolwenci szkoły górniczej – prymusi, którzy dopiero zaczynają pracę w Miedzi. Życzenia, żeby za lat wiele – jako zasłużeni górnicy – wręczali szpady tym, którzy przyjdą po nich, jako już czwarte pokolenie pracowników KGHM. Szpada górnicza jest symbolem honoru, wolności i godności górnika. Tradycja pochodzi z dawnych wieków. Wówczas białą broń mogli nosić tylko wolni ludzie honoru. Górnicy wykonywali niebezpieczną pracę, w której obok umiejętności zawodowych wysoko ceniono walory charakteru. Honor górnika nie pozwalał na pozostawienie kolegi w potrzebie, nawet kiedy jemu samemu groziło niebezpieczeństwo. Choć nie należeli do stanu szlacheckiego, jeszcze w wiekach średnich nadano górnikom przywilej noszenia szpady.

Skok przez skórę

Skóra to odwieczny element wyposażenia górnika. Okazywała się użyteczna w wielu momentach pracy w kopalni. Jeśli chodnik był bardzo niski, kopacze podkładali ją sobie pod kolana, posuwając się w głąb wyrobiska. Skórą okrywano plecy, kiedy z sufitu kapała woda albo należało przenieść ciężary. Na skórze siadało się podczas podziemnego posiłku czy narad. Miała też wymiar symboliczny. Jeśli górnik popełnił czyn niehonorowy, hańbiący brać górniczą, zabierano mu skórę, co było jednoznaczne z odebraniem górniczego honoru. Skóra jako symbol nie należała się każdemu, kto zaczynał pracę w kopalni. Trzeba było kilku lat terminowania i nienagannego sprawowania, by zostać pasowanym na górnika. Ceremonia ta zwała się skokiem przez skórę. Odbywała się zawsze uroczyście, w dniu górniczego święta – w Barbórkę. Do dziś skok przez skórę jest uroczystą formą przyjęcia młodego człowieka w szeregi górniczej braci.
To bardzo widowiskowa ceremonia. Ulicami Lubina przeciągnął pochód „lisów” – kandydatów do górniczego stanu. Na czele na koniu jechał Lis Major, stary, zasłużony górnik, który wprowadza młodych do zawodu. Za nim gęsiego „lisy”. Dalej w powozach starszyzna górnicza. I – oczywiście – orkiestra w galowych mundurach z czerwonymi kitami na czakach. Wzdłuż trasy pochodu zebrały się tłumy, a potem szczelnie wypełniły plac, na którym odbywała się uroczystość.
Mistrz ceremonii – stary, zasłużony kopacz – zagaił: „Zebraliście się tutaj, żeby – jak rokrocznie bywa – przyjąć lisów w nasz górniczy stan”. „Przyjmiemy, przyjmiemy”, zawołała starszyzna. „Niech pokażą, co umieją!”. Odezwały się werble i chór górniczy zaśpiewał: „Kto z góry idzie tam? Kto z góry idzie tam? Hej, hej – idzie tam?”. Odpowiedział im Lis Major: „Lis Major, lisów mistrz, Lis Major, młodych lisów mistrz. Hej, hej – lisów mistrz”. „I czego lisy chcą?”, dopytywał się chór. „W górniczy chcą wejść stan – odpowiedział Lis Major. – W górniczy chcą wejść stan, w górniczy chcą wejść stan. Hej, hej – w górników polskich świetny stan”. „Czy zakon nasz im znan? Czy zakon nasz im znan? Hej, hej – górników polskich zakon dobrze znan?”, pytał dalej chór. „Nam zakon ten jest znan – przekonywał Lis Major. – Niech wejdą wszyscy w świetny stan, górników polskich stan. Hej, hej – świetny stan”. „Czy znacie kopalń mrok? Czy znacie groźny kopalń mrok? Hej, hej – kopalń mrok?”, zainteresował się chór. „Pragniemy trud ten nieść przez życie jak dziś pieśń. Pragniemy z dumą trud ten nieść. Hej, hej – z dumą nieść”, zapewniał Lis Major. Więc chór zakończył dialog: „Hej, zakon nasz im znan. Hej, zakon nasz im znan. Niech wejdą wszyscy w świetny stan, górników polskich stan”.
Trwała ta dyskusja sporo czasu. Trzeba przyznać, że Lis Major dysponuje potężnym bohaterskim tenorem, a chór górniczy z Lubina zalicza się do znamienitszych zespołów śpiewaczych. Tłum był jak zaczarowany. Mimo chłodu nikt placu nie opuszczał. Przeciwnie – tłok robił się coraz gęstszy. Na estradzie odbywał się dalszy ciąg ceremonii. Lis Major zgłaszał gotowość wstąpienia młodych w szeregi górników i zapewniał, że stanowi górniczemu pozostaną wierni. Potem nastąpił moment kulminacyjny. Prezes KGHM, Stanisław Speczik, i dyrektor kopalni Lubin, Marek Cypko – „stare strzechy górnicze”, co jest najwyższym stopniem górniczego wtajemniczenia – trzymali ową skórę, przez którą skakały lisy. Bowiem nie tylko sam skok jest ważny. Ważne też, kto tą skórę trzyma.
Potem nastąpiły mowy, podziękowania, toasty wzniesione piwem, którego pełne beczki na uciechę lubinian wystawili gospodarze imprezy. Prezydent Lubina – jakże słusznie – rozszerzył swoje, w imieniu miasta i mieszkańców składane podziękowanie górnikom za stworzenie miasta Lubina również na matki górników, za co otrzymał gorące oklaski. Na niebie zakwitły kolorowe bukiety sztucznych ogni. Lubinianie wciąż stali jak zaczarowani, choć większość oglądała ową ceremonię po raz kolejny. A termometr nadal pokazywał 2 st. C.

…gdy piwo płynie z beczki

Wieczorem hala sportowa w Głogowie zamieniła się w karczmę piwną. To tradycyjny górniczy obrządek, odbywany zawsze w okolicy dnia świętej Barbary, patronki górniczego stanu. Piwo jest głównym, a nawet jedynym napojem, którym mają prawo raczyć się uczestnicy. A uczestnikiem zostaje się, kiedy otrzymany od gospodarzy pokaźny kufel zostanie przez obsługę napełniony z potężnej konwi. Z pełnym kuflem w dłoni wchodzi się na salę i zajmuje miejsce przy którymś ze stołów ciągnących się przez całą długość hali. Przygotowano miejsca dla jakichś 500 piwoszów i chyba wszystkie były zajęte. Jadła wszelkiego moc była nieprzebrana. Nie o obżarstwo i opilstwo jednak tu chodzi. Głównym zajęciem zebranej wybornej publiczności jest śpiewanie. Każdy dostał wielostronicowy śpiewnik, a ponadto słowa pokazywały się na dwóch potężnych telebimach. Popularne piosenki miały nieco przerobione teksty, dostosowane do aktualności górniczych. Ponieważ karczma piwna jest wyłącznie dla mężczyzn – panie mają swój własny comber babski – autorzy uaktualnianych piosenek nie cyzelują tekstów pod względem cenzuralności moralnej. Trafiają się słowa pieprzne i zawiesiste, co jednak nikogo nie zniechęca do śpiewania. Następują po sobie konkursy, a wywoływani do prezydium uczestnicy – bez względu na codzienne dostojeństwo w pracy – pokornie meldują się przed „wysokim, a w sprawach piwnych i nie tylko piwnych nigdy, przenigdy nieomylnym prezydium”. Radość tego wieczoru jest powszechna i obowiązkowa. Zgodnie ze słowami najczęściej powtarzanej pieśni:
Ach, jak przyjemnie
Na karczmie płynie czas
Tu można się odprężyć
I ciut popuścić pas
Ach, jak przyjemnie
Radosny płynie śpiew
Gdy piwo płynie z beczki
I wszędzie słychać śpiew.
Wbrew powszechnie powtarzanej opinii, że gdzie Polacy i alkohol, tam niewątpliwie wkrótce będą pijani, nie widziałem – ani na sali, ani po karczmie – ani jednego człowieka, który „przesadził”. I za to też chwała górnikom.

 

Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy