Kto depcze po piętach Angeli Merkel

Kto depcze po piętach Angeli Merkel

Von der Leyen zdaje sobie sprawę, że otrzymała niepowtarzalną szansę. Przejąwszy resort po poprzedniku, może naprawić jego błędy i wygryźć konkurenta. Jest coraz silniejsza słabością swojego rywala.

Na razie von der Leyen koryguje błędy de Maizière’a bez medialnego biadolenia. Ba, w sprawach samolotów bezzałogowych Euro Hawk i karabinów G36 nawet go oficjalnie broniła, tyle że tę ostatnią kwestię ujawnili jej współpracownicy. I w tym rzecz. Von der Leyen demontuje swojego przeciwnika powoli, co więcej – rękami zaufanych ludzi od brudnej roboty. Co jakiś czas pojawia się informacja o katastrofalnym stanie Ministerstwa Obrony. Dla słynącego z niezawodności człowieka – jakim jest de Maizière – to gwóźdź do politycznej trumny. Im energiczniej von der Leyen punktuje chybione projekty z okresu de Maizière’a, tym częściej fatalnie wypada on w mediach.

To, czego Ursula nie może głośno powiedzieć sama, zleca swojej ministerialnej urzędniczce. W mediach sekretarz stanu Katrin Suder mówi bez ogródek, że sposób, w jaki de Maizière prowadził urząd, zupełnie go sparaliżował. – Ministerstwo Obrony nie mogło sprawnie funkcjonować, było w nim za dużo zaufania, a za mało kontroli – zaznaczyła Suder w wywiadzie dla telewizji ARD.
Wpływowe osoby z CDU żalą się, że de Maizière był ponoć zbyt lojalny wobec podwładnych i za rzadko ich wymieniał. Z tych doniesień wyłania się obraz nadwrażliwca. A to nie jest cecha pożądana u polityka. W mediach jednak minister spraw wewnętrznych pozuje na twardziela. „Operacja G36”, którą rozpętała sama von der Leyen, spływa po nim jak po kaczce. Przynajmniej takie robi wrażenie. De Maizière uważa się za sługę państwa i nie zmieniło się to od 2005 r., kiedy został szefem Urzędu Kanclerskiego. Służy państwu i pani kanclerz – dokładnie w tej kolejności. Nigdy nie doprowadziłby do ofensywnej przepychanki z innym ministrem w rządzie, jak np. Merkel z Schäublem w sprawie Grecji.

Na zewnątrz de Maizière jest pozbawiony emocji. Tymczasem jego obecny resort bynajmniej nie jest wolny od rozpalających emocje tematów. Można odnieść wrażenie, że tak pilne kwestie jak terroryzm czy polityka imigracyjna rozogniły całe Niemcy, tylko nie osobę, która za tę działkę odpowiada. A brak empatii w tej kwestii może się okazać wadą, czego przykładem było wystąpienie de Maizière’a w grudniu 2014 r. na konwencji CDU w Kolonii. Kiedy szefowa nadreńskich chadeków, Julia Klöckner, zaproponowała zakaz noszenia burek w Niemczech, minister spraw wewnętrznych spokojnie, merytorycznie i z klasą wybitnego prawnika zdekonstruował każdy jej argument, zdobywając się na ciekawą puentę. – To może zabronimy także kasków motocyklowych? – pytał. Minister bez wątpienia wygrał z Klöckner, a mimo to poniósł porażkę. Dlaczego? Burka była wtedy symbolem niemieckich lęków przed islamizmem, emocją nurtującą całą partię. Ale w gąszczu paragrafów de Maizière zapomniał się odnieść do tych lęków.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 30/2015

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy