Kto kogo rozprowadza w SLD

Kto kogo rozprowadza w SLD

Jeżeli ktoś chce zdobyć władzę w Sojuszu jednym przemówieniem na kongresie, to rozwali tę partię Marek Dyduch, sekretarz generalny SLD – Co się dzieje w SLD? – Mamy kampanię wyborczą. – Jak ona wygląda? – Zadowalające jest to, że po ogromnych zawirowaniach, jakie nastąpiły po odejściu Marka Borowskiego i części parlamentarzystów, utrzymały się w całości struktury SLD. Praktycznie pozostał stan ilościowy w granicach 80 tys. członków. Byłem na dziesiątkach zjazdów, powiatowych, wojewódzkich. I widzę, że ludzie chcą walczyć. – Dlaczego chcą walczyć? – Nasze grzechy, które popełniliśmy, bardzo bolą, ale można za nie się wziąć. Jeżeli przez ostatnie dwa lata przekonywałem ludzi do odpowiednich standardów zachowań, to dzisiaj już nikogo nie muszę przekonywać. Ci sami ludzie domagają się, by ten, kto pełni funkcję, rozliczył się z niej. Przykładem niech będzie Białystok – tam każdy kandydat na przewodniczącego i sekretarza musiał powiedzieć o swoim statusie majątkowym, zadłużeniu, czy był karany… Druga reakcja – wszyscy widzą, że SLD jest planowo kopany. Przez opozycję, ale i przez większość mediów. Wystarczy porównać sposób przekazywania złych informacji o działaniach SLD w stosunku do takich samych złych informacji o działaniach prawicy. O nas jest na pierwszych stronach, wiadomości o prawicy są pomijane bądź lekko sygnalizowane. Ludzie zaczęli też dostrzegać zagrożenie dla demokracji i lewicy. Prawica chce wykorzystać instrumenty państwa, takie jak Komisja Śledcza, czy też stworzyć nowe i skierować je wszystkie przeciwko lewicy. – Jeśli ktoś nie jest Pęczakiem, to chyba nie powinien się bać tych zmian. – No to spójrzmy, co się dzieje w sprawie starachowickiej – tam, gdzie miała być mafia, narkotyki, broń, jest oskarżenie jednego samorządowca za 2,4 tys. zł, a drugiego za dwadzieścia parę tysięcy, w sporze z ubezpieczalnią. Tymczasem w procesie poszlakowym ludzie otrzymali wyroki bez zawieszenia. Nie chcę tutaj nikogo bronić, ale rzecz polega na jakichś proporcjach. To pokazuje, co może nas czekać. Jeżeli Kaczyński ustanowiłby instytucję nowego prokuratora generalnego i pod tym pretekstem wymieniłby wszystkich prokuratorów, według własnego klucza, to nie trzeba się bać takiej struktury? Tam już nie będzie ludzi neutralnych, tylko tacy, którzy będą wykonywać to, co Kaczyński będzie chciał. To samo dotyczy ABW – jeżeli wymienią tam wszystkich, według reguł politycznych, będzie to instytucja służąca nie państwu, lecz prawicy. A czym jest nawoływanie do delegalizacji SLD czy też dekomunizacji, czyli wyłączenia 100 tys. ludzi z życia publicznego? Sojusz nie łamie prawa jako struktura, a oni chcą nas delegalizować, powołując się na afery nie do końca wyjaśnione. – Jeśli chodzi o Andrzeja Pęczaka, od dwóch lat było wiadomo o jego dziwnych koneksjach i podejrzanych interesach, pisały o tym gazety. Nie wiedzieliście, że żyje ponad stan? Że jeździ mercedesem z przyciemnianymi szybami? – Partia ma prowadzić śledztwo? Przecież to jest nienormalne. – A pamięta pan sytuację, kiedy do Warszawy przyjechał opolski poseł Jerzy Szteliga i alarmował, żeby nie powoływać Leszka Pogana na stanowisko wojewody, bo krążą informacje, że to łapówkarz? – Proszę do mnie nie mieć o to pretensji, nie byłem wtedy sekretarzem generalnym ani nie byłem ministrem spraw wewnętrznych, który powinien go sprawdzić. – Panowała więc w SLD atmosfera przyzwolenia. – Nie było atmosfery przyzwolenia. Szlag mnie trafia, gdy daję twarz za wszystkie sprawy, które toczą się w SLD, a które pochodzą z okresu, kiedy jeszcze nie byłem sekretarzem generalnym. Prawdopodobnie część ludzi uznała wtedy, że to, co robił Buzek, tamte przyzwolenie na dorabianie się na polityce, wciąż istnieje. Półtora roku temu, na II Kongresie SLD, mówiłem o syndromie partii władzy. Wtedy trochę te słowa puszczono mimo uszu. Dziś wszyscy już wiedzą, na czym to niebezpieczeństwo polega. I się pilnują. – Ale nie można mówić, że Pęczak to nie my. Że nie widzieliśmy, nie słyszeliśmy. – To dojrzewanie tej partii. Bo jeżeli była weryfikacja i żadne koło SLD, do którego należał Pęczak, żadna struktura, miejska, powiatowa, do której należał, nie zareagowały, to znaczy, że ta partia w jakiejś części to tolerowała. Dzisiaj wszystko się zmienia. Dzisiaj w Łodzi mówią: a co wyście, tam na górze, robili z Pęczakiem? A ja ich pytam: a co wyście robili z Pęczakiem? Ktoś mu powierzył tę funkcję. Nie ja.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 49/2004

Kategorie: Wywiady