Załoga promu podłożyła ogień, zabijając 159 osób – twierdzi komisja ekspertów – To największe masowe morderstwo w Europie Północnej od czasu II wojny światowej. To najbardziej wstrząsający skandal w całej historii skandynawskiego wymiaru sprawiedliwości – oskarża Gisle Weddegjerde, inspektor okrętowy z niezależnej komisji ekspertów. W kwietniu 1990 r. pożar promu „Scandinavian Star” w cieśninie Skagerrak spowodował śmierć 159 osób. Przyczyną tragedii z pewnością było podpalenie. Za jedynego sprawcę uznany został 37-letni duński kierowca ciężarówki, Erik Vinther Andersen, mający opinię piromana i wyroki za wzniecanie pożarów. Andersen zginął w katastrofie, dochodzenie więc zamknięto w 1993 r. Komisja niezależnych ekspertów, w skład której wchodzą inżynierowie budownictwa okrętowego, specjaliści od pożarnictwa i prawnicy, doszła jednak do wniosku, że na statku wybuchły co najmniej cztery pożary, może nawet sześć. Ich sprawcą nie mógł być duński kierowca, który oszołomiony alkoholem zmarł w swojej kabinie, zatruty toksycznym dymem z drugiego pożaru. Ingvar Brynfors, strażak z brygady pożarniczej szwedzkiego miasta Frölunda, który jako pierwszy znalazł się na płonącym promie, pamięta, że ogień szalał w różnych, oddalonych od siebie miejscach, a niektórzy członkowie załogi utrudniali gaszenie. – Tylko raz policjant zadał mi pytanie. Potem nikt nie chciał już ze mną rozmawiać – opowiada Brynfors. Pewne jest, że oficjalne śledztwo prowadzono wyjątkowo nieudolnie. Dopiero w 2005 r. norweskiemu sądowi udało się ustalić, że w czasie katastrofy właścicielem promu wciąż była amerykańska firma SeaEscape z siedzibą w Miami, a nie, jak wcześniej zakładano, duński armator DA-NO Linjen. W marcu 1990 r. DA-NO kupił wprawdzie „Scandinavian Star”, ale jeszcze nie przekazał uzgodnionej kwoty. Trzech członków załogi promu wciąż otrzymywało zapłatę od armatora z Florydy. Zdaniem niezależnej komisji ekspertów, tydzień przed tragedią amerykańska firma ubezpieczyła swój statek na 24 mln dol., przy czym wysłużony prom nie był wart nawet połowy tej kwoty. Po pożarze SeaEscape zainkasowała te pieniądze od ubezpieczyciela. Sabotażyści na pokładzie? Eksperci twierdzą, że pożary na promie spowodowali niektórzy członkowie załogi. Był to akt sabotażu, mający na celu oszustwo ubezpieczeniowe. Zbrodniczy podpalacze przestawili system wentylacyjny, tak że potężne wentylatory przez cały czas tłoczyły powietrze, podsycając ogień. Zwłaszcza na wielkim pokładzie samochodowym powstał straszliwy efekt rozpalonego komina. Zablokowano też drzwi przeciwpożarowe, by nie udało się ich zamknąć. Sabotażyści nie dopuścili do uruchomienia dodatkowych pomp, podobno też zamiast wody pompowali podsycający płomienie olej hydrauliczny. Z kabin pasażerskich wynosili na korytarze łatwopalne materace, potem zaciskali w drzwiach strażackie węże. – Widziałem, jak członkowie załogi rozbijali krzesłami ogromne okna w dyskotece. Wiadomo, że podczas pożaru należy powstrzymać dopływ tlenu do ognia. Rozbijanie okien było jak dolewanie benzyny – opowiadał pasażer Martin Grande. Niektóre relacje mówią, że po katastrofie jeden z okrętowych mechaników otrzymał kopertę zawierającą 800 tys. koron (według obecnego kursu równowartość 100 tys. euro). Czy było to wynagrodzenie za popełnioną zbrodnię? Według zespołu niezależnych ekspertów, podpalacze zamierzali wzniecić dwa pożary. Pierwszy miał spowodować ewakuację pasażerów i załogi, drugi – zniszczyć statek, aby ubezpieczyciel musiał zapłacić. Ale pierwszy ogień został szybko stłumiony, a następne ogniska płomieni od razu zmieniły długi na ponad 142 m, dziewięciopokładowy statek w zasnute śmiercionośnym dymem piekło. Pasażerowie, którzy ocalili życie, a także bliscy ofiar, wielokrotnie zwracali się do władz z wnioskiem o wznowienie dochodzenia. Za każdym razem dostawali odpowiedź odmowną – ostatni raz w styczniu 2012 r. Obecnie złożyli zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez policję i prokuraturę. Za ponownym dochodzeniem opowiadają się politycy partii opozycyjnych w parlamencie norweskim. 22 lipca 2011 r. opętany skrajnie prawicowym szaleństwem Anders Breivik dokonał w Norwegii zamachów, w których straciło życie 77 osób. Wszystkie okoliczności tego wstrząsającego czynu zostały wyjaśnione, zabójca stanął przed sądem i usłyszał wyrok. Ofiary lub ich rodziny otrzymały odszkodowania. Jan Harsem, który w pożarze promu stracił ciężarną żonę, a sam cudem uszedł z życiem, żali się: – Na promie zginęło dwa razy więcej osób niż na wyspie
Tagi:
Krzysztof Kęciek









