Kto rządzi kulturą?

Kto rządzi kulturą?

Cenzura żyje i ma się dobrze – twierdzą twórcy Indeksu 73 Wielkie oszustwo Davida Czernego! – krzyczały przed miesiącem nagłówki gazet i witryn internetowych, kiedy czeski artysta pokazał na wystawie „Entropa. Stereotypy są barierami do zburzenia” europejskie państwa, używając fikcyjnych nazwisk artystów z przedstawianych krajów. Wystawa Czernego uderzyła w bolesne miejsca. Niemcy dostały autostradę układającą się w swastykę, a Polska – księży wbijających w ziemię tęczową flagę homoseksualistów. – Wystawa pokazuje, że Europę skleja się z rozmaitych stereotypów, wbrew mitowi o Unii, która niweluje różnice i łączy nas w jeden wielki kraj – mówi Roman Pawłowski, krytyk sztuki i publicysta. Większość mediów szybko umilkła, znajdując sobie nowe skandale. I nie wszyscy mieli okazję trafić na wiadomość o kolejach losu kontrowersyjnej wystawy. 20 stycznia jej fragment, przedstawiający Bułgarię, został zasłonięty czarnym płótnem. W ten sposób pod naciskiem rządu bułgarskiego ocenzurowano przedstawienie owego państwa jako tureckiej toalety. Takim i podobnym cenzorskim działaniom przeciwstawia się Indeks 73 – organizacja na co dzień walcząca o wolność sztuki i zwalczająca cenzurę w Polsce. Konstytucyjna wolność Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk został oficjalnie zlikwidowany w 1990 r. Pozornie oznaczało to, że cenzura przestała istnieć. Jednak organizatorzy Indeksu 73 pokazują, że choć ubierana w inne słowa i używająca innych sposobów działania – wciąż żyje i ma się dobrze. Idea Indeksu narodziła się w 2006 r. – W czasie rządów koalicji narodowo-katolickiej kultura i sztuka były obiektami nacisków i manipulacji, coraz częstsze stawało się ograniczanie wolności twórczej artystów. Najwięcej przypadków cenzorskich interwencji zdarzało się, kiedy ministrem kultury był Kazimierz Michał Ujazdowski – przypomina Roman Pawłowski, jeden z twórców Indeksu 73. Pomysłodawcą organizacji był Maciej Nowak, dyrektor Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie, który przypomniał, że warto walczyć o respektowanie art. 73 konstytucji RP: „Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury”. Od 2008 r. Indeks 73 otrzymuje dofinansowanie z funduszy unijnych. W działania organizacji angażują się osoby na co dzień zajmujące się sztuką, takie jak krytyczka Iza Kowalczyk z Poznania, artyści Robert Rumas i Jacek Niegoda, poeta, dziennikarz i publicysta Jarosław Lipszyc. Granice sztuki Jak działa dzisiejsza cenzura? Wystarczy spojrzeć na kilka przykładów. Do najbardziej drastycznych, a równocześnie absurdalnych interwencji cenzorskich należy atak na katowicki teatr alternatywny Suka Off. Artyści grupy wpisują się w nurt body art, ich ciała stają się elementem gry. W listopadzie 2005 r. spektakl grupy inaugurował sezon artystyczny w klubie na warszawskim Grochowie. Dziennikarka „Faktu” opisała przedstawienie w typowym dla tabloidu stylu, zarzucając aktorom m.in., że piją własny mocz i uprawiają na scenie seks oralny. Na podstawie tego artykułu, nie oglądając sztuki, burmistrz dzielnicy Praga-Południe złożył do prokuratury doniesienie o rozpowszechnianiu pornografii. Zarzuty oddalono, ale łatka pornografów przylgnęła do zespołu, a represje trwają do dziś. Występy bywają odwoływane, cofane są dotacje. Podobnie wyglądały ataki na teatr Wierszalin z Supraśla. Radni z LPR byli zbulwersowani ukazaniem w spektaklu, opartym na powieści Olgi Tokarczuk, drewnianej rzeźby ukrzyżowanej brodatej kobiety z nagim biustem, która stała się dla nich przyczynkiem do oskarżeń o obrazę uczuć religijnych. Długo trwały spory o działalność teatru. Paradoksem jest to, że kontrowersyjna figura to średniowieczna święta Wilgefortis, według chrześcijańskiej tradycji ukrzyżowana za wiarę. W Wałbrzychu prawicowa rada miasta protestuje przeciwko sztukom wystawianym w teatrze im. Jerzego Szaniawskiego, zarzucając im wymowę antykościelną i obrażanie uczuć religijnych. I znów najgłośniej protestujący przyznają, że sztuki nie widzieli. Także awantura o projekt filmu „Tajemnica Westerplatte” dotyczyła scenariusza, który przeczytało niewiele osób. A już na pewno nie czytał go Sławomir Nowak, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, który rozpoczął nagonkę. Posiłkował się on opinią historyka z Gdańska, piszącego konkurencyjny scenariusz. – To najwyższy stopień zakłamania i manipulacji – twierdzi Pawłowski. – Chcemy, żeby o sztuce wypowiadali się ludzie kompetentni, artyści i krytycy,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2009, 2009

Kategorie: Kultura
Tagi: Agata Grabau