Kto ukradł Twoje 36%?

Kto ukradł Twoje 36%?

OPZZ wyliczyło, o ile powinny wzrosnąć płace Nikt nie lubi być okradany. Nic więc dziwnego, że mieszkańcom polskich miast rzedną miny na widok plakatów pytających retorycznie „Kto ukradł Twoje 36%?”. Największy banner z takim oto komunikatem wisi na siedzibie OPZZ przy ulicy Kopernika. W ten sposób związkowcy przyznają się do autorstwa tej efektownej kampanii społecznej. Zadajmy sobie pytanie: o jakie 36% chodzi? W latach 2000-2005 wydajność pracy w przemyśle wzrosła o 43% Równocześnie wzrost płac – zazwyczaj skorelowany ze wzrostem wydajności – wyniósł zaledwie 7%. Różnica to owe skradzione 36%. Dotychczas nikt w Polsce nie kwapił się z podnoszeniem płac. Powód? Wysokie bezrobocie wynoszące blisko 20%. Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie po wejściu Polski do UE. W wyniku otwarcia niektórych rynków pracy spora liczba Polaków zdecydowała się podjąć pracę w Wielkiej Brytanii czy Irlandii. W efekcie pracodawcy chcący zatrzymać pracowników muszą oferować im zdecydowanie wyższe wynagrodzenia. Nie należy jednak zapominać, że w krajach, które przezwyciężyły XIX-wieczne stadium rozwoju kapitalizmu, wysokość płac nie jest tylko i wyłącznie efektem wolnej umowy pomiędzy pracodawcą a pracobiorcą. W celu ochrony świata pracy Australia i Nowa Zelandia już pod koniec XIX stulecia zdecydowały się na wprowadzenie płacy minimalnej. Z biegiem czasu instytucja ta na dobre zadomowiła się w systemach ekonomicznych nowoczesnych państw kapitalistycznych. Należy odnotować, że w roku 1970 Międzynarodowa Organizacja Pracy (MOP) przyjęła konwencję nr 131 dotyczącą płacy minimalnej. Organizacja rekomenduje, aby płaca minimalna wynosiła 50% płacy przeciętnej. Niestety Polska nie ratyfikowała tej konwencji. Podobnie państwo polskie niewiele robi sobie z zaleceń Komitetu Niezależnych Ekspertów Rady Europy, wedle opinii wynagrodzenie minimalne powinno stanowić 60% przeciętnego wynagrodzenia. Jak relacja pomiędzy tymi dwoma wskaźnikami kształtuje się w Polsce? Według danych GUS, w roku 2006 wynagrodzenie minimalne wynosiło zaledwie 36,3% przeciętnego wynagrodzenia. Co gorsza, jeszcze w 1995 r. wskaźnik ten wynosił 42,4%. Trudno w takiej sytuacji nie oprzeć się wrażeniu, że niski poziom płac w Polsce był częściowo efektem świadomej polityki płacowej kolejnych ekip rządowych. Wyjątku od tej reguły nie stanowi rząd Jarosława Kaczyńskiego, który doszedł do władzy pod hasłami „Polski solidarnej”. W efekcie OPZZ zmuszone zostało wystosować do premiera list otwarty w sprawie zmiany polityki płacowej rządu. Zdaniem związkowców, polityka PiS dusi popyt wewnętrzny, a tym samym hamuje wzrost gospodarczy. Jednocześnie OPZZ wytknęło PiS hipokryzję, przypominając niedawną propozycję podniesienia zarobków o 66%, tyle że wyłącznie kadrze menedżerskiej przedsiębiorstw z udziałem skarbu państwa. Podobne stanowisko w sprawie polityki płacowej zajął również NSZZ „Solidarność”. Związek ten prowadzi akcję „Niskie płace barierą rozwoju Polski”, a jeszcze w czerwcu ub.r. przyjął rezolucję domagającą się wprowadzenia zasady proporcjonalności wzrostu płacy i wynagrodzeń. Do tej pory takim rozwiązaniom zdecydowanie sprzeciwiali się pracodawcy. Działo się tak pomimo zdecydowanego wzrostu zysków netto polskich przedsiębiorstw. O ile – według danych GUS – w 2000 r. wyniósł on ponad 37 mld zł, to w 2004 r. już prawie 85 mld. Co działo się z tymi pieniędzmi? Gros z nich lądowało w bankach. W 2005 r. nastąpił wzrost depozytów przedsiębiorstw o 16,8%. Jak zauważył prof. Mieczysław Kabaj w ekspertyzie pt. Umowa Społeczna „Gospodarka-Praca-Rodzina-Dialog”, nastąpiło przesunięcie w podziale wartości dodanej w kierunku wzrostu zysków kosztem wynagrodzeń. W latach 2003-2005 zysk netto polskich przedsiębiorstw zwiększył się o 35,3 mld zł, a łączny fundusz wynagrodzeń zmniejszył się o 2,1 mld zł (w rezultacie zmniejszenia zatrudnienia i małego wzrostu wynagrodzeń przeciętnych). Udział wynagrodzeń w wartości dodanej (płace plus zyski) zmniejszył się z 87% w 2003 r. do 68% w 2005 r. Na skutek presji społecznej spowodowanej emigracją zarobkową znacznej grupy Polaków kontynuowanie tej polityki nie jest już jednak możliwe. Obecnie konieczność szybszego wzrostu płac w Polsce dostrzegają także pracodawcy. Rada Przedsiębiorczości – nieformalne gremium skupiające największe organizacje pracodawców – uznała, że całkiem realne jest podwojenie średniej pensji w ciągu siedmiu lat.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2007, 2007

Kategorie: Kraj