Kto zarabia na wojnie z lekami

Kto zarabia na wojnie z lekami

NFZ zaoszczędzi miliard złotych, koncerny zarobią swoje, pacjenci zapłacą 300 mln zł więcej Horror, który zafundował pacjentom i lekarzom Bartosz Arłukowicz, ogłaszając przed świętami listę leków refundowanych, skutecznie przyćmił rzeczywiste problemy związane z funkcjonowaniem służby zdrowia w naszym kraju. Rząd zawsze znajdzie winnych. Za chaos w gabinetach i w aptekach odpowiedzialni są wszyscy, tylko nie politycy, którzy w maju ubiegłego roku przyjęli ustawę o refundacji leków. Zaledwie jedna informacja przekazana opinii publicznej przez premiera i jego ministra zdrowia okazała się prawdziwa – celem wprowadzenia nowej listy leków refundowanych było ograniczenie o miliard złotych wydatków NFZ. Potwierdzają to ogłoszone kilka dni temu szacunki IMS Health, największej na świecie firmy zajmującej się dostarczaniem informacji dla przemysłu farmaceutycznego. Jej specjaliści obliczyli, że wprowadzona 1 stycznia lista refudacyjna w przypadku 45 schorzeń spowoduje wzrost odpłatności pacjentów o kwotę 572 mln zł. W przypadku 17 schorzeń pacjenci zapłacą 269 mln zł mniej. Najwięcej – 169,7 mln zł – NFZ zaoszczędzi na zmianie cen i limitów pasków cukrzycowych. Pacjenci zapłacą za nie o 122,4 mln zł więcej. W ten sposób Fundusz zaoszczędzi 738 mln zł, za to chorzy zapłacą dodatkowo 302 mln zł. Sukces ten, jak dowodzą politycy Platformy Obywatelskiej, udało się osiągnąć dzięki wprowadzeniu cen urzędowych na leki oraz twardym negocjacjom z koncernami farmaceutycznymi, które zgodziły się na obniżki, średnio o 10%. Błędy, cóż… były nieuniknione. Wszak min. Arłukowicz tę trudną operację realizował w ostatnich dniach roku. Powinniśmy to zrozumieć, a nie narzekać i protestować. W Polsce nikt nie oszczędza na zdrowiu Z wyjątkiem premiera Donalda Tuska, min. Arłukowicza i Narodowego Funduszu Zdrowia. Nasz kraj na ochronę zdrowia wydaje według danych OECD 7% PKB, czyli 1213 dol. na głowę. Zapewnia nam to piąte od końca miejsce wśród 31 państw. Gorzej jest w Chile, Korei Południowej, Turcji i w Meksyku. Francuzi wydają na leczenie 11,2% PKB, Niemcy – 10,2%, pogrążeni w kryzysie Grecy – 9,7%, Włosi – 9,1%, a Irlandczycy – 8,7%. Wszystkim i tak daleko do Amerykanów, których ochrona zdrowia kosztuje aż 16% PKB. Z uzasadnienia do projektu ustawy refundacyjnej wynika, że autorzy ustawy dobrze wiedzieli, iż „wydatki per capita na leki w Polsce należą do najniższych w krajach OECD”. A mimo to uznali, że wspomniane 1213 dol. na głowę to zbyt wiele. Zaproponowali więc, by dalszy wzrost nakładów publicznych na ten cel był uzależniony od wzrostu produktu krajowego brutto. W projekcie ustawy zapisano sztywną granicę wydatków NFZ na leki (tzw. całkowity budżet refundacji) na poziomie 17% budżetu Funduszu. Dlaczego akurat tyle? Nie wiadomo. Zapisy te na lata ograniczą pacjentom dostęp do nowoczesnych leków, najnowszej diagnostyki. Chyba że zapłacimy za to z własnej kieszeni. Przy tej konstrukcji prawnej muszą wzrosnąć prywatne wydatki pacjentów. I na nic się nie zdadzą zapewnienia premiera oraz ministra zdrowia, że będzie odwrotnie. Łatwo przewidzieć, co usłyszymy z ust Bartosza Arłukowicza, gdy się okaże, że wbrew zapowiedziom na listę leków refundowanych nie trafiają nowoczesne medykamenty, a części pacjentów nie stać na realizację recept. Winne będą koncerny farmaceutyczne oraz powiązani z nimi lekarze. Mało kto zwraca uwagę, że nowa ustawa refundacyjna to właściwie niepodlegający dyskusji zbiór zakazów i kar. Premier Donald Tusk dwukrotnie groził protestującym lekarzom konsekwencjami. Gdy po kilku dniach okazało się, że wywołany pieczątkami chaos się pogłębia, minister zdrowia i prezes NFZ zapewnieniami i komunikatami bagatelizowali przyjęte przez Sejm kontrowersyjne zapisy art. 48 ust. 8 ustawy, mówiące o karaniu lekarzy i farmaceutów. Jeśli ktoś potrzebował dowodu, że to państwo (czyli rząd) winne jest całej awanturze, to go ma. Państwo przyznało, że nie zapewniło niezbędnych warunków ani instrumentów, by nowe prawo było wykonywane. A premier zapewniał nas, że ustawa jest doskonała i on się nie ugnie. Ugiął się, i to bez oporów. A to nie koniec, lecz początek kłopotów! Bomba w pediatrii Prawdziwą bombą z opóźnionym zapłonem okaże się refundacja leków stosowanych w pediatrii. Odwołam się do komunikatu dyrekcji Instytutu „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka” z 4 stycznia br., w którym zaproponowano dyrekcji –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2012, 2012

Kategorie: Kraj