Mój jest ten kawałek parkietu. Ale wkrótce zajmie go ktoś inny po prywatyzacji Czy nasza Giełda Papierów Wartościowych już wkrótce stanie się przedsiębiorstwem prywatnym? Minister skarbu zapowiedział, że jej sprzedaż zagranicznemu nabywcy może zostać sfinalizowana nawet na początku grudnia. Pod warunkiem że jedyny chętny na zakup stołecznego parkietu – niemiecka giełda z Frankfurtu – poprawi swą ofertę zgodnie z oczekiwaniami resortu. Te oczekiwania sprowadzają się, jak informuje rzecznik Ministerstwa Skarbu, do czterech najważniejszych punktów, których realizację powinien zagwarantować inwestor: – Dokonanie inwestycji technologicznych, pozwalających zwłaszcza na usprawnienie sposobu składania zleceń, a także poprawę niezawodności systemu notowań, by wyeliminować ewentualne awarie. – Zakaz zbywania kupionych akcji warszawskiej giełdy. Wcześniej wiceminister skarbu Joanna Schmid twierdziła, że zakaz miałby obowiązywać tylko przez 10 lat. W ubiegłym tygodniu rzecznik resortu mówił jednak o terminie minimum 15-letnim. – Prowadzenie notowań spółek z naszej giełdy tylko na parkiecie warszawskim, a nie we Frankfurcie czy w innych miastach. – Ewentualne przejęcia i fuzje z innymi giełdami w naszym regionie Europy miałyby być prowadzone tylko przez giełdę warszawską, a nie przez centralę we Frankfurcie. Odsiecz wiedeńska Konieczność postawienia tych warunków przez Skarb Państwa daje sporo do myślenia. Oczywiście, zasadą każdej prywatyzacji jest to, że przyszły nabywca z własnej woli bierze na siebie tak małe zobowiązania, jak to tylko możliwe. Fakt, że niemiecki inwestor nie zechciał jednak od razu rozważyć unowocześnienia naszej giełdy, długoterminowego władania nią czy zachowania jej samodzielności w regionie, należy uznać za niepokojący. Tym samym mogą potwierdzić się rozmaite obawy wyrażane w związku z ewentualnym wejściem Deutsche Boerse na stołeczny parkiet. Wielu ekspertów kapitałowych wskazuje, że objęcie przez nią kontrolnego, a później i większościowego pakietu grozi marginalizacją, z czasem zaś wręcz likwidacją giełdy warszawskiej. Notowania najsilniejszych i dysponujących największą płynnością spółek mogłyby zostać przeniesione z Warszawy do Frankfurtu. Lub do Wiednia – na giełdę austriacką, która od ponad 10 lat ściśle współpracuje z niemiecką, ale dla polskiej jest największą konkurentką w Europie Środkowej. Nasza giełda, uruchomiona dopiero w 1991 r., wyprzedziła starszą o 220 lat wiedeńską, osiągając wyższe obroty. Więcej też jest na niej debiutów, łączna zaś wartość spółek ze stołecznego parkietu przekracza obecnie 350 mld zł (choć to wciąż aż o 160 mld zł mniej niż w rekordowym roku 2007). Wiedeń kupił natomiast giełdę czeską, węgierską i słoweńską, a cały ten organizm jest teraz w sumie większy od Warszawy. Austriacy wspominali, że byliby zainteresowani również wykupieniem naszej GPW. W 1999 r. miała powstać wspólna, wiedeńsko-frankfurcka giełda, by, jak planowano, przejąć notowania spółek z Europy Środkowo-Wschodniej (wtedy nie zrealizowano tych planów). Nie można wykluczyć, że dojdzie do tego po prywatyzacji naszej giełdy, jeśli Deutsche Boerse sprzeda jej akcje Wiedniowi. Sprzyjałaby tej transakcji także mająca rosnące ambicje giełda berlińska, która tworzy wspólną platformę notowań dla spółek z parkietu frankfurckiego, londyńskiego i nowojorskiego. Wydać się za Niemca? Według Wiesława Rozłuckiego, pierwszego prezesa warszawskiej giełdy, w naszym regionie jest miejsce tylko na jeden wiodący parkiet. Albo więc Wiedeń, albo my. Zdaniem byłego szefa GPW, głównym celem prywatyzacji powinno być zwiększenie szans polskiej giełdy na objęcie dominującej pozycji w Europie Środkowo-Wschodniej. Deutsche Boerse musi zatem wiele zrobić, by jednoznacznie przekonać Warszawę, że chce być w sojuszu z nią, a nie z Wiedniem, z którym dotychczas współpracuje. Nie wystarczą tu deklaracje przedstawicieli Frankfurtu, że zamierzają wspierać ambicje stołecznej giełdy jako najważniejszego centrum finansowego w regionie. Jak twierdzi Rozłucki, o takim zamiarze każdy może opowiadać, a nawet wpisać stosowne punkty do swej strategii – ale ważne, by były to nie tylko deklaracje, lecz prawdziwe intencje, rzetelnie wypełniane w przyszłości. Naturalnie potrzebne są konkretne zobowiązania mające na celu zwiększenie obrotów i przyciąganie nowych spółek na stołeczny parkiet. Przede wszystkim konieczna jest jednak najlepsza wola realizacji tych zobowiązań. Deutsche Boerse nie zamierzała z własnej inicjatywy dawać nam stosownych gwarancji. Polska może je wymóc na inwestorze. Jednak nawet jeśli wynegocjujemy zobowiązania 15-letnie, warto zastanowić się, jaki później będzie los warszawskiej
Tagi:
Andrzej Dryszel









