Ktoś tu podłożył świnię

Ktoś tu podłożył świnię

Im mniej wieprzy w kojcach, tym więcej kasy na ich promocję

Nie ma bardziej polskiego dania niż kotlet schabowy z ziemniaczkami i kapustą. W sejmowych kuluarach od lat powtarza się, że gdyby prominentni politycy PO, których nieprzystojne rozmowy nagrywali kelnerzy w restauracji Sowa i Przyjaciele na zlecenie biznesmena Falenty, zamiast ośmiorniczek, byczych ogonów i francuskiego wina zamówili pół litra żytniej pod schaboszczaka i kiszone ogórki, nie mieliby problemów. Bo czegóż to chłopy nie wygadują w knajpie przy wódce? Tę szczerość i przywiązanie do narodowych wartości gwarantował kawałek smażonej w panierce rodzimej wieprzowiny, która towarzyszyła nam w najtrudniejszych momentach historii.

W czasie II wojny światowej żywność z narażeniem życia dostarczali mieszkańcom Warszawy szmuglerzy. Refren popularnej wówczas piosenki brzmiał:

Teraz jest wojna, kto handluje, ten żyje,

Jak sprzedam rąbankę, słoninę, kaszankę,

To bimbru się też napiję.

Rąbanka – słowo dziś niemal zapomniane, oznaczało najczęściej wieprzowinę porąbaną razem z kośćmi.

W stanie wojennym, gdy mięso było na kartki, rolnicy sprzedawali mieszczuchom na pniu świńskie półtusze – ówczesną odmianę rąbanki. To był rynek producenta. Chłop dyktował cenę i miał zysk. Niektórzy do dziś wspominają tamte lata z rozrzewnieniem. Dolce vita skończyło się wraz z planem Balcerowicza, którego wieś obdarzyła szczerą niechęcią.

Dobre, bo niekoniecznie polskie

Ostatnie protesty dowiodły, że polscy i europejscy rolnicy nie mogą liczyć na prosperity. Obok producentów zbóż wegetują – to właściwe słowo – hodowcy trzody chlewnej. Od grudnia 2021 r. do grudnia 2023 r. w Polsce zniknęło ponad 30 tys. małych, poniżej 500 sztuk, stad trzody chlewnej. W czerwcu ub.r. pogłowie świń wynosiło 9,436 mln sztuk i był to najgorszy wynik od roku 1945. Największe spadki odnotowano w regionach słynących z produkcji wieprzowiny: w Wielkopolsce oraz w województwach kujawsko-pomorskim, lubuskim i dolnośląskim.

Przyczyn jest kilka. Od dziesięciu lat nie umiemy sobie poradzić z afrykańskim pomorem świń (ASF), dramatycznie wzrosły koszty produkcji, a niskie ceny zbytu nie są w stanie zrekompensować strat. W tej sytuacji na niewiele się zdały unijne pieniądze. Poza tym w ostatnich latach zmieniły się nawyki żywieniowe Polaków. Coraz więcej osób zamiast mięsa i podrobów wybiera ryby, warzywa i owoce.

Największymi w Europie producentami trzody chlewnej są Hiszpanie, na drugim miejscu znajdują się Niemcy, na trzecim Francuzi. Polska jest na miejscu czwartym. Problem w tym, że większość wielkich ferm w naszym kraju należy do zagranicznych spółek. Podobnie jak przetwórstwo i eksport.

Jednym z największych koncernów rolno-spożywczych jest zajmująca się kurczakami, produkcją pasz, hodowlą świń, przetwórstwem mięsa wieprzowego, produkcją wędlin, dań gotowych, a nawet karmy dla zwierząt Grupa Cedrob. Jej prezes Andrzej Goździkowski przez lata budował potęgę firmy. W 2016 r. przejął zakłady PKM Duda, potem wchłonął zakłady produkcyjne należące do upadłej grupy ZM Kania, kupił też Zakłady Mięsne Silesia. W 2021 r. łączny przychód Cedrobu sięgnął ponad 9,5 mld zł. Ale to wyjątek, nie reguła.

Reguła to Henryk Kania, były akcjonariusz i były prezes upadłych Zakładów Mięsnych Henryk Kania, którego od 2020 r. prokuratura ściga listem gończym. Według stanu na 23 maja 2019 r. zadłużenie firmy Kani wynosiło łącznie 636,67 mln zł, z czego 472,1 mln zł przypadało na zadłużenie wobec banków: Banku Handlowego w Warszawie, Alior Banku i Santandera, kwota 164,6 mln zł stanowiła zaś zadłużenie z tytułu obligacji wyemitowanych przez spółkę. Henryka Kanię zlokalizowano w Argentynie, co było oczywiste, gdyż kraj ten słynie z wybornej wołowiny. Można sobie wyobrazić, jak były prezes zakładów mięsnych swojego imienia w towarzystwie gauczów, tamtejszych kowbojów, urządza asado, czyli argentyński grill, racząc się wybornymi stekami i doskonałym miejscowym winem. Ściągnięcie podejrzanego przez prokuraturę z Ameryki Południowej jest bardzo trudnym zadaniem.

Klasą dla siebie był i nadal jest Animex, właściciel takich marek jak Krakus, Morliny czy Berlinki, który stał się częścią amerykańskiej firmy Smithfield Foods, światowego lidera w produkcji wołowiny, należącego do chińskiego koncernu WH Group, dawniej Shuanghui.

Właścicielem Sokołowa SA, za pośrednictwem spółki Saturn Nordic Holding AB, jest duński koncern Danish Crown, który z kolei jest kontrolowany przez spółdzielnię – tak, tak, spółdzielnię – Leverandørselskabet Danish Crown AmbA należącą do 9 tys. duńskich rolników. Motto firmy: „Jeden człowiek, jeden głos”. Protestujący polscy rolnicy mogliby się uczyć od duńskich kolegów, jak prowadzić biznes. Czy ktoś słyszał, by w Danii farmerzy blokowali traktorami ulice Kopenhagi?

Tymczasem my sprowadzamy duńskie i holenderskie warchlaki, by je odchować i sprzedać. Tym sposobem polski hodowca stał się de facto tanią siłą roboczą, której czas i tak szybko przemija, gdyż na horyzoncie majaczy jeszcze tańsza – ukraińska siła robocza. Ostatnio jeden z największych producentów trzody chlewnej w Ukrainie, koncern KSG Agro, ogłosił plany podniesienia poziomu produkcji z myślą o eksporcie. Ukraińcy mają tanią paszę, tanią siłę roboczą i żadnych ograniczeń w dostępie wieprzowiny do europejskiego rynku.

Jednocześnie z roku na rok rosły kwoty przeznaczane na promocję polskiej (choć czy aby na pewno polskiej?) wieprzowiny. Dzieje się tak za sprawą Ustawy o funduszach promocji produktów rolno-spożywczych, którą Sejm przyjął w maju 2009 r. Najogólniej chodzi o to, że dzięki niej gromadzone są środki, które następnie idą na promocję mleka, wieprzowiny, koniny, jagnięciny, ryb, zbóż, jabłek itd. Zajmuje się tym dziesięć specjalnie powołanych funduszy. Rząd ani rządowe agencje nic do nich nie mają. Funduszami zarządzają osoby wywodzące się z organizacji i związków rolniczych.

O ile 15 lat temu szacowano, że rocznie na promocję wieprzowiny uda się zebrać ok. 6 mln zł, o tyle w roku 2023 wpływy na rachunek samego Funduszu Promocji Mięsa Wieprzowego wyniosły 18,3 mln zł. Było i jest po co się schylić.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 11/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Fot. Shutterstock

 

Wydanie: 11/2024, 2024

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 14 marca, 2024, 19:53

    Pierdolisz glupoty redaktor

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy