Lewicowy antysemityzm?

Lewicowy antysemityzm?

Nie da się skonstruować rzetelnego kryterium antysemityzmu tylko i wyłącznie na podstawie stosunku do Państwa Izrael Widmo krąży po Europie, widmo lewicowego antysemityzmu. Widma nie ścigają już kanclerz Metternich ani carska policja, a jednak znaleźli oni godnych następców. Widmo próbują usidlić neokonserwatyści, Oriana Fallaci i nieoceniony Alain Finkelkraut. Wedle nich antysemityzm raz na zawsze przegnany z kościołów i piwiarni (gdzie znalazł się tylko przypadkiem w wyniku ponurego żartu historii) odnalazł wreszcie swoje prawowite siedlisko: to squaty anarchistów, stowarzyszenia alterglobalistów i marsze w obronie pokoju. Słowem, chronicznie i nieuleczalnie antysemickie jest międzynarodowe lewactwo, które sprytnie skrywa swą irracjonalną nienawiść do Żydów pod hasłami internacjonalizmu oraz obrony skrzywdzonych i poniżonych tego świata. Oskarżenie lewicowego antysemityzmu nie ominęło Polski. Stało się to raczej za sprawą prostego mimetyzmu niż oryginalnego pomysłu. W Polsce bowiem antysemityzm prawicowy rozkwita (choć czyni to dyskretnie), radykalnej lewicy zaś ze świecą szukać. Miesięcznik „Midrasz” często i trafnie opisujący polski antysemityzm nie mógł sobie jednak pozwolić na zachowanie karygodnej stronniczości. Postąpił więc zgodnie z zasadą symetrii: skoro jest antysemityzm prawicowy, to znaleźć się musi i lewicowy. Na łamach „Midrasza” pojawiły się teksty Michała Otorowskiego oraz Piotra Kędziorka i Augusta Grabskiego rekonstruujące skrajnie antysemicką linię pism „Lewą nogą” oraz „Rewolucja”. Nie będę tu prowadził polemiki z tymi tekstami. Zainteresowanych czytelników odsyłam do odpowiednich numerów „Midrasza”, gdzie ukazała się także polemika z poglądami Otorowskiego autorstwa Katarzyny Chmielewskiej i Tomasza Żukowskiego. Skupię się tylko na dwóch charakterystycznych wypowiedziach. Pierwsza pochodzi od Otorowskiego, zarzucającego antysemityzm wszystkim, którzy odmawiają Państwu Izrael prawa do samoobrony i realizacji własnej racji stanu. W skrajnej lewicowo-antysemickiej postaci ma chodzić tutaj rzecz jasna o „odmawianie Izraelowi prawa do realizowania swojego interesu narodowego” oraz odmawiania „Żydom prawa do posiadania państwa”, by zacytować Otorowskiego. Druga wypowiedź, podsumowująca dyskusję, pochodzi od redaktora naczelnego „Midrasza”, Piotra Pazińskiego. Ta wydaje mi się najbardziej charakterystyczna dla dyskursu o lewicowym antysemityzmie. Paziński przyznaje, że osoby ze skrajnej lewicy bywają zasłużone na polu zwalczania antysemityzmu we własnym kraju, a jednak w niczym nie zdejmuje to z nich odium zacietrzewionych wrogów Izraela. Niewiele znaczą teksty ukazujące się w „Lewą nogą” lub „Bez dogmatu”, które w sposób jednoznaczny i wbrew panującemu konsensowi drążą problem rasizmu w ogóle i antysemityzmu w szczególności. Niewiele znaczą, bo radykalna lewica nie jest w stanie sprostać testowi lojalności wobec Państwa Izrael. Kryterium Sprawa kryterium antysemityzmu nie jest prosta ani oczywista. Przybiera on różne formy i miewa różne natężenie. Każdy antysemityzm jest godny napiętnowania i zwalczania. Nie da się jednak skonstruować rzetelnego kryterium antysemityzmu tylko i wyłącznie na podstawie stosunku do Państwa Izrael. Nie ulega wątpliwości, że wrogość do Izraela i jego polityki może wynikać z antysemityzmu. Nie da się wykluczyć, biorąc pod uwagę doświadczenia historyczne (jak choćby francuski anarchizm w XIX w.), że antysemityzm może współistnieć z szeroko rozumianą lewicowością. Nie da się jednak wywieść antysemityzmu z samej krytyki Państwa Izrael, nawet tej najdalej posuniętej, wymierzonej w jego „rację stanu” czy w jego „prawo do istnienia”. Postaram się uzasadnić, że wysoce krytyczny stosunek lewicy do Państwa Izrael w jego aktualnej formie wynika z jej elementarnych pryncypiów i nie wymaga żadnego antysemickiego suplementu. Państwo jak każde inne? Już samo postawienie sprawy w kategoriach „własnego państwa Żydów” wywołuje na lewicy sprzeciw. „Własne państwo Żydów” podobnie jak „własne państwo Polaków” to państwo oparte na kryteriach etnicznych, kulturowych i religijnych, nie zaś na politycznych i republikańskich. Nie ma większego znaczenia, czy takie państwo „dobrze traktuje mniejszości”, wystarczy, że ono te mniejszości z góry definiuje i wyklucza z głównego nurtu. Jest faktem, że liczna palestyńska mniejszość w Izraelu jest dyskryminowana ekonomicznie i socjalnie, ale nawet gdyby sytuacja ta się poprawiła co do szczegółów, nie zmieni to ogólnej zasady. Izrael nigdy nie godził się na koncepcję wspólnego państwa Żydów i Arabów, ponieważ chodziło mu o państwo żydowskie właśnie. Byłoby hipokryzją zwalczać etnocentryzm w Polsce, a pochwalać go w Izraelu. Rzecz jasna, można powiedzieć, że Izrael nie jest jedynym państwem chorym na etnocentryzm. To prawda, lecz niewątpliwie wybija się tutaj ponad średnią przyjętą w demokratyczno-liberalnym świecie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 39/2006

Kategorie: Opinie