Polacy wszystko robią na ostatni moment. Reformy robią na ostatni moment, coś naprawiają na ostatni moment, a Orkiestra gra bez przerwy. Rozmowa z Jurkiem Owsiakiem – Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy gra już 16 lat. Myślisz czasem, że to długo? – Bardzo długo, ale dla mnie najważniejsze jest to, że przetrwaliśmy tyle lat. A także to, że konsekwentne działanie ma sens, bo przyniosło ogromny sukces. Ostatnie dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości to był czas stracony dla Polski, w ogóle od 1989 r. narzeka się na politykę, na brak autostrad, na kryzys lecznictwa, na niekonsekwencję. Jest taka aura często uzasadnionego narzekactwa. Tymczasem my w tym wszystkim pokazaliśmy, że bez żadnego napinania się z naszej strony, bez kongresów, polityków czy układów przez 16 lat robimy z sukcesami swoje. – Bez napinania się? – Zapytano mnie niedawno, jaka jest moja najważniejsza cecha. Odpowiedziałem bez wahania: lenistwo. Powiedziałem to przekornie, ale rzeczywiście było tak, że naprawdę nigdy specjalnie się nie napinałem. Nie byłem jakimś symbolicznym Bierutem, który siedzi po nocach i myśli o narodzie albo o swojej akcji. Polacy wszystko robią na ostatni moment. Reformy robią na ostatni moment, coś naprawiają na ostatni moment, a Orkiestra gra bez przerwy. Dzięki ludziom, którzy wciąż chcą nas wspierać. Oni sami do nas przychodzą i to jest nasza siła. – No dobrze, ale nie powiesz mi, że na lenistwie i na samym istnieniu opiera się wasz sukces. Musi być coś więcej. – Chodzi mi o to, że nie rozmawiasz z facetem, który ma podkrążone oczy, nieprzespane noce za sobą i mówi, że to jest męka pańska. Tak nie jest. Co roku przecież dokładamy sobie roboty, na przykład program uczenia dzieci pierwszej pomocy. Jeszcze dwa lata temu nie mieliśmy na głowie tych wszystkich instruktorów, logistyki, dodatkowych zadań. Inaczej mówiąc: nam się chce, bez względu na okoliczności zewnętrzne. – Pytam o sukces Orkiestry, bo jednak to jest fenomen na skalę światową. Zwłaszcza w narodzie, o którym mówi się, że jest pełen marazmu, zniechęcenia, nie potrafi się zorganizować, żyje od wypłaty do wypłaty, albo od soboty do soboty. – Podobne problemy mają Amerykanie. Byłem kiedyś w powiatowym szpitalu niedaleko Waszyngtonu i dowiedziałem się, że oni tam sobie sami zrobili remont za pieniądze obywateli. Jasne, zawsze może być lepiej. W Mongolii może być tak jak w Polsce, w Polsce tak jak we Francji etc. Ale jest, jak jest. Natomiast w takiej sytuacji ujawnia się siła narodu, nawet takiego, który na co dzień postrzegany jest nie najlepiej. Jakaś społeczność remontuje szpital w Ameryce, a Polacy, wspierając Orkiestrę, pomagają lecznictwu i sami stają się przez to lepsi, uczą się czegoś. Spójrz, to samo społeczeństwo, które dwa lata temu wybrało Kaczyńskich, teraz wybrało inaczej. A więc nie jest bezwolne. Czasem warto wziąć sprawy w swoje ręce, taki jest urok demokracji. Pomagam, nie zastępuję – Znana jest opinia, że istnienie Orkiestry jest oznaką słabości państwa, które sobie nie radzi. Każda władza, która przychodzi, może powiedzieć: robimy to i tamto, a w tej sprawie mamy Owsiaka, on załatwi, więc zostawiamy to jemu. – Gdybym dopuszczał taką myśl, byłoby źle. Mam nadzieję, że państwo robi to, co musi, a nawet więcej. Ale niedawno odbył się pod Poznaniem kongres neonatologów, lekarzy zajmujących się noworodkami. Orkiestra ma w tej dziedzinie bardzo poważny udział w trzech projektach medycznych. Powiedziałem tam tak: „Proszę państwa, jak co roku kupiliśmy nieodzowny sprzęt do badań, taki sam sprzęt będziemy musieli kupić także w przyszłym roku, ponieważ nie zmienia się nic w finansach służby zdrowia. A więc to na nas będzie spoczywał zakup ultranowoczesnego sprzętu dla polskich szpitali”. Często teraz czytam, że gdyby nie Orkiestra, nie byłoby w jakimś małym szpitalu zwykłego ultrasonografu. – Właśnie o tym mówię: państwo nie kupiłoby tego sprzętu, który wy kupujecie. – Ale naprawdę nie zakładam, że ktoś w ministerstwie siedzi przy biurku i obligatoryjne zrzuca na nas obowiązek kupowania sprzętu. My tylko pomagamy. Popatrz: na przykład wartość kontraktu na zakup przez Polskę samolotów F-16 wyniosła ponad 3 mld dol., my zaś na sprzęt medyczny zbieramy co roku ok. 10 mln, za co można by pewnie kupić kawałek sterownika takiego samolotu. Przy tych stosunkowo małych pieniądzach my załatwiamy
