Czy Andrea Nahles, pierwsza w historii kobieta na czele SPD, odrodzi swoją partię? Korespondencja z Berlina Jeszcze przed kwietniową konwencją w Wiesbaden, mającą wyłonić nową przewodniczącą SPD, niemieccy komentatorzy byli niemal pewni, że wygra Andrea Nahles. 48-letnia liderka długo nie miała żadnych przeciwników. Przejęcie przez nią stanowiska po odejściu Martina Schulza wydawało się czystą formalnością. W połowie lutego pojawiła się jednak na berlińskim parkiecie nieznana dotąd szerszej publiczności burmistrzyni Flensburga Simone Lange, która – nie chcąc zaakceptować wyborów nieobwarowanych żadnymi warunkami – rzuciła rękawicę zaskoczonej Nahles. Lange zainwestowała w swoją kampanię wiele wysiłku, co znalazło odbicie w wyniku kwietniowych wyborów. Polityczni bukmacherzy szacowali, że Nahles może liczyć na 75% głosów. Była minister pracy w poprzednim rządzie Angeli Merkel uzyskała jednak „tylko” 66,3%. Lange poparło 33% delegatów. Tę małą porażkę niestrudzona Nahles zapewne szybko przetrawi. Do tej pory wielokrotnie udowadniała, że osiąga wyznaczone sobie cele i potrafi stawić czoła nawet najtrudniejszym wyzwaniom. Czy jednak będzie w stanie odrodzić swoją partię i osłabić sondażowe dowody zepchnięcia jej do niższej ligi przez partię lokującą się jeszcze kilka lat temu w granicach błędu statystycznego? „Towarzysze i wyborcy będą musieli się przyzwyczaić do Andrei Nahles. Ma talent, by odbudować SPD i ponownie uczynić z niej partię zdolną do objęcia władzy”, pisze dziennik „Rheinpfalz”. Te laury można uznać za zdecydowanie przedwczesne. Nahles zapewne wykazuje się odpowiednią wolą przetrwania i jest zdolna wcisnąć nogę w każde drzwi, które zaczynają się uchylać, ale wynik na konwencji rzucił jeszcze raz światło na rzeczywiste podziały w SPD. I głównie na to Simone Lange chciała zwrócić uwagę, nawet jeśli jej akcja zaburzyła optymistyczny wydźwięk „odnowy”. Wymownym tego przykładem były ponawiane przez kierownictwo próby zdyscyplinowania burmistrzyni Flensburga. Wszak przed zjazdem partyjnym Nahles nie zachowywała się tak, jakby chciała zjednoczyć socjaldemokratów. Szefowa SPD prawie wcale o Lange nie wspominała, mimo że rozsądek nakazywał szukać porozumienia. Ogrom obowiązków Berlin-Kreuzberg, początek maja 2018 r. Kiedy partyjni koledzy korzystają z pierwszych podmuchów lata, nowa przewodnicząca stoi w centrali SPD przed galerią jej poprzedników. Patrzy m.in. na portrety Augusta Bebla, Willy’ego Brandta, Helmuta Schmidta i Gerharda Schrödera. Wszyscy zastygli w zwycięskich pozach. Na ścianie brakuje jeszcze wizerunków Sigmara Gabriela i Martina Schulza, ale Nahles zdaje się tym nie przejmować. W swojej dotychczasowej karierze liderka SPD nigdy nie przykładała wagi do historycznych porównań. A co dopiero teraz, gdy po przegranych wyborach, fiasku związanym z kandydaturą Schulza, ostrych dyskusjach o powtórnym zawarciu koalicji z chadekami i sondażowych sukcesach AfD, zaczyna się w SPD zupełnie nowy etap, narzucający raczej pytania o przyszłość. Czy Nahles poradzi sobie z wielością obowiązków, które niesie pełnienie dwóch funkcji – kierowniczki partii i szefowej klubu poselskiego? – Dopiero zostałam wybrana, a teraz dajcie mi szansę się sprawdzić – żądała w ostatnim wywiadzie dla „Spiegla”. Zadania nie ułatwia jej fakt, że musi sprostać ogromowi często sprzecznych ze sobą wyzwań. Musi krytykować Merkel i zarazem chwalić jej ministrów z SPD. Prowokować wyjadaczy z CSU i łagodzić konflikty w wielkiej koalicji. Być równocześnie egoistką i graczem zespołowym. Słowem: zadbać jednocześnie o kontynuację i odnowę. Nie bez powodu wielu socjaldemokratów twierdzi, że Nahles – mimo niewątpliwych zasług kwalifikujących ją do objęcia tak wysokich stanowisk – stanęła przed zadaniem zgoła niewykonalnym. Z tych opinii niewiele wynika poza oczywistym faktem, że w podobnej sytuacji byłby teraz każdy inny kandydat. Każda osoba na miejscu Nahles musiałaby wysłuchiwać, że tylu srok za ogon nikt nie byłby w stanie trzymać. – A któż miałby to za mnie załatwić? Kolejny mężczyzna? Oni mieli już na to czas przez ponad półtora wieku – odpowiada żartobliwie Andrea Nahles, zapytana, czy się cieszy, że jest pierwszą w historii kobietą na stanowisku szefa SPD. Ta determinacja nie jest udawana. Dotychczasowa kariera Nahles nie wskazuje na to, żeby się obawiała opinii męskich autorytetów. I właśnie w tym tkwi nadzieja jej zwolenników – tylko przywódczyni nieskrępowana żadnymi ograniczeniami może sięgnąć tam,









