Listy od czytelników nr 21/2021

Listy od czytelników nr 21/2021

Jaka Polska po wojnie

Polska miała przyjąć plan Marshalla? Plan Marshalla zakładał stworzenie z Polski kraju typowo rolniczego. Utrwalał on przedwojenny podział na uprzemysłowiony Zachód i rolniczo-surowcowy Wschód, więc co z tego, że być może łatwiej odbudowalibyśmy domy, drogi i koleje? W dalszym ciągu bylibyśmy krajem rolniczym, bez rozwiniętego przemysłu, bardziej niż kiedykolwiek uzależnionym od innych. A przecież bez uprzemysłowienia nie ma postępu technicznego, nowych technologii. Warunkiem otrzymania pomocy z tego planu było też otwarcie kraju na penetrację kapitału Stanów Zjednoczonych oraz utrzymanie gospodarki wolnorynkowej – ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Plan Marshalla był zatem nie do zaakceptowania nie tylko przez władze państwowe (początkowo go przyjęły, na szczęście wycofały się), ale także przez odpowiednik przedwojennych władz, Rząd RP na Emigracji, który również chciał uprzemysłowienia Polski.

Skoro mowa o braku suwerenności, przyjęcie pomocy Stanów Zjednoczonych również powodowało jej utratę, tylko na rzecz innego supermocarstwa. W krajach zachodnich armia USA stacjonowała jeszcze liczniej i miała jeszcze większy arsenał niż Armia Radziecka w krajach bloku wschodniego. Warto także zanotować, że część amerykańskiej „pomocy” miała postać wysoko oprocentowanych kredytów – np. jeszcze w 1969 r. odsetki z planu Marshalla stanowiły 62% zadłużenia zagranicznego Irlandii. Po zakończeniu wojny świat został podzielony, nie było możliwości zachowania pełnej suwerenności.

Michał Czarnowski

Kościół bez liderów, bez wizji

Z artykułu „Kościół bez liderów, bez wizji” wynikałoby, że zepsucie polskich biskupów i gnicie Kościoła katolickiego to kwestia ostatnich kilku, może kilkunastu lat. Tymczasem to proces rozpoczęty jeszcze w I Rzeczypospolitej, zapobiegliwie konserwowany w czasach zaborów, w ogóle nieruszony w II Rzeczypospolitej, niespecjalnie interesujący niemieckie władze, chwilowo i słabo powstrzymany za Bieruta, wracający na swoje tory za Gomułki, rozpędzony za Gierka i Jaruzelskiego, a osiągający prędkość światła w III RP i jej zwyrodnieniach.

Mariaż polskiego Kościoła katolickiego z nacjonalizmem (choć twórcom endecji wydawał się sojuszem czysto technicznym) był mistrzowskim posunięciem ze strony władz Kościoła: Polak równa się katolik.

Olaf Nowaczyk

Powrót analfabetyzmu

O wtórnym analfabetyzmie zaczęto mówić ok. 20 lat temu. Od tamtej pory jest tylko gorzej. Ale jak ma być, skoro np. jedynym narzędziem sprawdzającym ułamek wiedzy stały się testy? Ułamek, bo przecież nie całą wiedzę. Bo wiedza to nie tylko treści, ale również, lub przede wszystkim, umiejętności.

Barbara Tomasik

Jako uczeń ósmej klasy mogę zapewnić, że szkoła nijak nie uczy ani zachowań społecznych, ani mierzenia się z realnymi problemami. Ilość wiedzy, jaką uczeń musi pochłaniać na co dzień, jest nierealna. Na biologii uczymy się o roślinach zamiast o anatomii człowieka. Wychowanie seksualne nie istnieje. Informatyka i jej podręczniki są zacofane o minimum pięć lat. Jedyne, co jest przydatne i uczą tego w szkole, to matematyka, angielski i polski. A najgorsze jest to, że nadal są ludzie, którzy myślą, że mamy świetną edukację i to wina uczniów, że nic nie robią. Praca domowa potrafi nam zepsuć cały dzień, zwłaszcza że jest zadawana z kilku przedmiotów dziennie.

Pod względem chłonięcia wiedzy nie czuję różnicy między nauczaniem zdalnym a stacjonarnym. Według mnie ci, którzy chcą się uczyć i dostać do wybranej przez siebie szkoły, poradzą sobie w każdej formie nauki. Sam w zdalnym nauczaniu widzę więcej plusów niż minusów. Lubię to, że nie trzeba wstawać wcześnie rano i ubierać się, tylko można prosto z łóżka wejść na lekcje. Jako osobie, która ściśle wiąże swoją przyszłość z informatyką, nie jest mi ciężko pracować długie godziny przed komputerem, a nawet cieszy mnie to. Jeśli chodzi o zdrowie psychiczne uczniów, to zgadzam się, że dużo lepszym wyborem byłaby nauka stacjonarna. Stacjonarnie ma się ciągły kontakt z rówieśnikami, a siedząc przy komputerze, czasem zaczynam sam gadać do siebie, bo brakuje mi ludzi. Niestety, nieważne, z jakiej formy nauki korzystamy, bo i tak według mnie polski system nauczania boli.

Krystian Franczak

Nie zauważyłam, żeby moje dzieci przez naukę zdalną stały się analfabetami. Lekcje online odbywały się każdego dnia, zgodnie z planem, były sprawdziany, prace domowe i różne projekty. Ja jako nauczycielka w szkole podstawowej też codziennie prowadziłam lekcje online i wśród swoich uczniów nie widzę wielkich braków w edukacji. Na lekcjach miałam wzorową frekwencję i dużą aktywność. Zgadzam się, że nauka stacjonarna jest z wielu względów bez porównania korzystniejsza dla wszystkich i bardzo tęskniłam za szkołą, ale jest, jak jest i trzeba wypełniać swoje obowiązki najlepiej, jak się da, nie nakręcać się wzajemnie, optymistycznie patrzeć w przyszłość.

Małgosia Siwek

A mnie się wydaje, że pandemia i zdalne nauczanie po prostu przyśpieszyły pewien proces. Odkąd większość nauczania (już niemal od przedszkola) odbywa się na zasadzie testów, wypełniania luk, pisania komputerowego, w dobie e-booków, zniwelowania znaczenia rozwoju manualnego dzieci, powszechnej i natychmiastowej dostępności do informacji (niekoniecznie zweryfikowanych) – zanika motywacja do jakiegokolwiek wysiłku, by coś osiągnąć i by miało to dobrą jakość.

Agata Kułakowska

Jeszcze nauczyć czytać, składać litery, to nie problem, ale nauczyć czytać ze zrozumieniem… W Polsce mało ludzi czyta długie teksty i słychać to na ulicy. Często dorośli mają problem z wyrażeniem się, mają mały zasób słownictwa, mylą rodzaje i przypadki. Zawsze myślę w takiej sytuacji, że oparliśmy się rusyfikacji, germanizacji, w czasie okupacji ludzie ginęli za możliwość nauczania ojczystego języka, tylko po to, aby teraz nie korzystać z tego przywileju i dziedzictwa. W domach rodzinnych nie ma kultury czytania i dlatego rosną nam analfabeci, a dorośli to często wtórni analfabeci.

Marta Kurzyńska

Już przed pandemią i tym zdalnym cyrkiem w szkołach nie było za wesoło. Prawie 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rozumie w niewielkim stopniu. Co 10. absolwent szkoły podstawowej nie potrafi czytać. Aż 10 mln Polaków (ok. 25%) nie ma w domu ani jednej książki. Analfabetą funkcjonalnym jest co szósty magister w Polsce. 6 mln Polaków znajduje się poza kulturą pisma, czyli nie przeczytało NIC, nawet artykułu w brukowcu. 40% Polaków ma problemy z czytaniem rozkładów jazdy bądź map pogodowych. Te dane są tak niewiarygodne, że aż zabawne. A jednak napawają grozą.

Ewa Deneka

Wydanie: 2021, 21/2021

Kategorie: Od czytelników

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy