Listy od czytelników nr 4/2021

Listy od czytelników nr 4/2021

Dlaczego tak mało?

Jedną z przyczyn tak małej liczby szczepień przeciw covidowi są błędy popełnione latem zeszłego roku, kiedy skupiono się na owijaniu w złotko Andrzeja Dudy, by lepiej sprzedać kandydata elektoratowi. A przecież wiedząc, że szczepionka, którą zakupimy (pamiętna obietnica po spotkaniu Duda-Trump), wymaga przechowywania w bardzo niskiej temperaturze, można było wyposażyć w zamrażarki niskotemperaturowe sieć powiatowych sanepidów, aby dystrybucja nie stanowiła problemu. Dwuzmianowa praca kompetentnych sanepidowców i bliska dostępność szczepionki zapewniłyby sukces w powszechnym szczepieniu. Centralna dystrybucja czy centralny system komputerowy do dziś nie są przygotowane. Skomplikowana procedura rejestracji z racji ułomności internetowo-komputerowej części pokolenia 60+ dopełnia dzisiejszą smutną rzeczywistość. Zostają nam nieustające konferencja prasowe Michała Dworczyka odpowiedzialnego za narodowe szczepienia. Jego opowieści są tak wiarygodne, jak zeznania podatkowe, z którymi miał elementarne problemy pamięciowe.

Tadeusz Kalinowski

Grypowa katastrofa

Wczoraj obdzwoniłem większość aptek w 100-tysięcznym mieście. Znalazłem jedną zarezerwowaną szczepionkę, oczywiście nie dla mnie. I tak oto się zaszczepiłem na grypę. A od lat szczepiłem się regularnie, aż do teraz.

Zygmunt Szelka

Wielokrotnie szukaliśmy szczepionek na portalu KtoMaLek. Kiedy pojawiała się w aptece, szliśmy tam i o nią pytaliśmy. Ponoć już nie było. W jednej z sieci pani z rozbrajającą szczerością przyznała, że są one odkładane dla aptekarzy i personelu medycznego. Nie wiem, czy to prawda. Nie mam nic przeciwko priorytetowi szczepienia ludzi na froncie walki z pandemią, ale po co wprowadza się leki do ogólnokrajowej bazy, skoro są przeznaczone dla konkretnych osób. Dla mnie i żony to był koszt jeżdżenia po mieście. Straciliśmy czas i pieniądze. Ostatecznie udało nam się zaszczepić przeciw grypie. Niestety, rząd nie popisał się w usprawnianiu dystrybucji w pandemii.

Przemysław Piotr Damski

Rewolucja oświatowa

Przed wojną dzieci chodziły wprawdzie do siedmioklasowej szkoły, ale kończyły naukę na poziomie klasy IV. Po wojnie za darmo ukończyłem szkołę średnią, korzystając z internatu i nie kupując ani jednego podręcznika (dostawałem od starszych kolegów). Później za darmo skończyłem studia. Gdyby nie socjalizm, pasłbym cudze owce i barany razem z wieloma dzisiejszymi profesorami.

Władek Kosek

To był czas największego awansu społecznego w całej naszej historii. Dodam jeszcze, że i poziom tych studiów był wysoki, wyznaczany przez wielu przedwojennych uczonych i wykładowców, a także ich wychowanków. Dobrze, że przypomina się o tym.

Alina Leciejewska

Pierwszy hejnał w wolnym Krakowie

Usłyszałam, że poszukiwany jest trębacz, który na wieży Mariackiej w Krakowie zastąpiłby jednego z siedmiu zatrudnionych tam strażaków, kiedy ten przejdzie na emeryturę. I przypomniało mi się, że 18 stycznia 1945 r. dyżur na wieży pełnił pan Adolf Śmietana. Po strzelaninie w okolicy biegiem dotarł do kościoła NMP i najszybciej jak mógł, wdrapał się na szczyt hejnalicy po 232 stopniach – bez tchu. Gdy doszedł trochę do siebie, zagrał pierwszy w wolnym Krakowie hejnał o godz. 12, z lekkim tylko opóźnieniem. Wiem o tym od samego pana Śmietany. Kiedy byłam w X klasie VI LO przy Starowiślnej, kilka razy w tygodniu szłam na wieżę Mariacką – w ramach odchudzania, a tak naprawdę, żeby porozmawiać z panem Śmietaną. Czasem szły ze mną koleżanki. Lubiłyśmy te rozmowy o Krakowie oglądanym z wieży Mariackiej. Wstęp na wieżę był bezpłatny, bez ograniczeń godzinowych – nie wolno było obcym przebywać na hejnalicy tylko o godz. 12, kiedy hejnał transmitowany był przez radio. Nie było jednak wielu chętnych do pokonywania tych 232 stopni. Pan Śmietana grał na hejnalicy do 1962 r. Uważam, że tak bezbłędnie jak ten pan nikt do dzisiaj nie zagrał hejnału. W różnych publikacjach wspominani są hejnaliści. Pan Śmietana jest jakoś pomijany, a przepracował na wieży ponad 30 lat.

Elżbieta Więckiewicz-Kwiatkowska, Zabrze

Niesprawiedliwa ocena patomorfologów

Z wielkim smutkiem odkryłam w wywiadzie z prof. Szczylikiem akapit dotyczący patomorfologii. Jak można tak szkalować całą (niedużą, liczącą chyba ok. 500 osób) grupę zawodową lekarzy, która i tak boryka się ze skutkami niskiego prestiżu tej specjalizacji. W moim szpitalu ważniejszy jest arogancki, agresywny, niekulturalny pomocnik sekcyjny niż ja, specjalista patomorfolog z 50-letnim stażem pracy. Skąd liczba 90% błędnych rozpoznań? NIK nie ma ekspertów, którzy mogliby weryfikować rozpoznania histopatologiczne. Ubiegłoroczna kontrola dotyczyła spraw organizacyjnych, np. czasu upływającego od przyjęcia materiału do ustalenia rozpoznania. Wytyczne Ministerstwa Zdrowia dotyczące standardów akredytacyjnych w patomorfologii, rozesłane do 220 podmiotów, przewidują, że pracownia histopatologiczna powinna wykonywać 6 tys. badań rocznie, co oznaczałoby ponad 1,3 mln badań, z tego 90%, ok. 1,2 mln pacjentów, miałoby błędne rozpoznania? Kogo zatem i jak leczą onkolodzy? Z wymienionej liczby patomorfologów większość pracuje w ośrodkach akademickich i dorabia w placówkach terenowych (ja nazywam to akademickim chałturnictwem), tak więc błędne rozpoznania są też ich dziełem. Cieszyłabym się niezmiernie, gdyby ktoś zajął się naszymi bolączkami, wspomniane wytyczne zapowiadają wyłącznie zwiększoną biurokratyzację (od sprawozdań i opisów procedur nie poprawi się jakość rozpoznań) i opisał je, choćby tylko dla pacjentów, którzy nie mają pojęcia o tej dziedzinie wiedzy medycznej.

Nazwisko i adres do wiadomości redakcji

Wydanie: 04/2021, 2021

Kategorie: Od czytelników

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy