Literacki alfabet Włodzimierza Odojewskiego

Literacki alfabet Włodzimierza Odojewskiego

Włodzimierz Odojewski od początków swego zawodowego życia działał w sferze kultury słowa. Zaczynał jako nastolatek w „Kurierze Szczecińskim”, później prowadził dział kultury w poznańskim „Tygodniku Zachodnim”. Dwukrotnie też pełnił kierownicze funkcje radiowe, w latach 60. w Polskim Radiu był kierownikiem Studia Współczesnego Teatru Polskiego Radia, a w latach 70., 80. i 90. był kierownikiem literackim w Radiu Wolna Europa. Z tych licznych doświadczeń pochodzą jego kontakty i znajomości literackie. JAROSŁAW ABRAMOW-NEWERLY Znałem świetnie jego ojca, Igora Newerlego, któremu wiele zawdzięczałem jako pisarz. Często przychodziłem do ich domu, bo Newerly zapraszał mnie do siebie na ul. Kraszewskiego. Rozmawialiśmy przy kawie, ale kątem oka obserwowałem, jak po korytarzu przesuwał się chłopiec, moim zdaniem najwyżej gimnazjalista. Tak przynajmniej wtedy oceniałem Jarka, sam przedwcześnie dojrzały dzięki członkostwu w Związku Literatów Polskich. Po latach poznałem go lepiej, a nawet w radiu zajmowaliśmy ten sam pokój. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo i ta przyjaźń trwa do dziś. Jarek w najtrudniejszych dla mnie okresach podtrzymywał mnie na duchu. Gdy miałem w połowie lat 60. „zapis” i przestano mnie drukować, SB przechwyciła bowiem list do tłumaczki i wzywało na rozmowy, relacjonowałem je natychmiast Jarkowi, mówiłem, o co mnie pytano, a on to przekazywał ojcu. Niedawno w jednym z wywiadów po raz pierwszy podałem nazwisko esbeka, który mnie przesłuchiwał, ale nigdy krzywdy żadnej nie zrobił. Nazywał się Krzysztof Majchrowski. Wówczas był kapitanem, teraz już generałem. JERZY ANDRZEJEWSKI Jako przewodniczący Koła Młodych ZLP bywałem w Domu Pracy Twórczej w Oborach. Andrzejewskiego znałem jeszcze z czasów pobytu w Szczecinie, ale w Oborach pisarz poprosił mnie do siebie do pokoju. Byłem trochę spięty, bo wydawało mi się, że przekręcił klucz w zamku, a opinia o nim potęgowała ten niepokój. On jednak tylko czytał mi rozdział swojej nowej ważnej powieści „Bramy raju”. Fragment był długi, a ja wciąż byłem przekonany, że na czytaniu się nie skończy. Kiedy poprosił o opinię, powiedziałem, że muszę to przemyśleć, i wyszedłem. Okazało się, że drzwi wcale nie były zamknięte. Dopiero na drugi dzień, kiedy usiedliśmy w kawiarni, powiedziałem, co sądzę o przeczytanym fragmencie. Pisarz słuchał mnie bardzo uważnie i był nawet zadowolony z tego, że radziłem mu, aby dokonał pewnych zmian i poprawek warsztatowych. HENRYK BARDIJEWSKI Poznałem go w Polskim Radiu, a był to czas, kiedy pozwolono mi na zorganizowanie grupy złożonej z literatów wywodzących się z czasopisma „Współczesność”, m.in. Grochowiaka, Krzysztonia, Mrożka. Wprawdzie nie pisali oni dotąd słuchowisk, ale teraz stworzono im taką możliwość. Do tej pory radio nadawało niemal wyłącznie adaptacje dzieł prozy polskiej i światowej, oryginalne słuchowisko radiowe zaś było może jedno, jeszcze przedwojenne Szaniawskiego. Dzięki radiu pisarze otrzymali, poza honorariami, możliwość debiutu scenicznego. Słuchowiska Mrożka stawały się z czasem sztukami teatralnymi. Powstało nowe zjawisko nazwane szkołą polskiego słuchowiska, a wiele z naszych audycji było sprzedawanych za granicę. W tej paczce był również Henryk Bardijewski, który przejął po mnie kierownictwo Studia Współczesnego Polskiego Radia, gdy ja się naraziłem władzom. Właściwie miał po mnie to studio przejąć Jerzy Krzysztoń, ale się rozchorował i właśnie Bardijewski prowadził przez kilka lat ze sporymi sukcesami. JERZY BROSZKIEWICZ Też pisał słuchowiska. ERNEST BRYLL W tym czasie był przede wszystkim poetą, ale także zaczął współpracę z radiem od oryginalnego słuchowiska. Wszyscyśmy się tego uczyli, czytając gotowe już adaptacje. Kiedy zorganizowałem swój dział, spowodowałem, że ze Studia Współczesnego Teatru Polskiego Radia wyłączono dział adaptacji, którymi dotąd rządziła pani Komorowska. Ale myśmy pisali swoje pierwsze utwory właśnie na podstawie tamtych doświadczeń. Moje pierwsze słuchowisko radiowe „Coraz dalej, dalej” opisywało wspomnienia okupacyjne, które w oczach bohaterów raz przybliżały się, raz oddalały. Zbigniew Kopalko wspaniale to wyreżyserował, podłączył uwielbianą przez mnie muzykę Bacha i trwało to godzinę. Dzisiaj pewnie uznano by je za zbyt długie i nudne, ale wtedy tak się pisało. Mam na koncie ponad 20 słuchowisk. Inni autorzy pisali jeszcze więcej. Była to forma tak popularna, że zyskała międzynarodową renomę. W tym czasie w Niemczech wydano dwie antologie złożone wyłącznie z polskich słuchowisk radiowych. Jednym z bardziej płodnych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2008, 2008

Kategorie: Kultura