Litwa musi być w NATO

Litwa musi być w NATO

Zachód postrzega region środkowoeuropejski jako zbiór podobnych państw. To dla Litwy powód do dumy, ale też – trochę na tym tracimy Rozmowa z Algirdasem Brazauskasem, b. prezydentem Republiki Litewskiej, przewodniczącym Socjaldemokratycznej Partii Litwy Algirdas Brazauskas urodził się w 1932 r. Od 1988 r. był I sekretarzem KC Litewskiej Partii Komunistycznej. Rok później LPK odłączyła się od KPZR i w 1990 r. przekształciła się w Litewską Demokratyczną Partię Pracy (LDPP). Na jej czele stanął Brazauskas. W 1992 r. LDPP zwyciężyła w wyborach do litewskiego Sejmu i Brazauskas został jego przewodniczącym. Rok później, w pierwszych powszechnych wyborach, został wybrany na prezydenta kraju. Algirdas Brazauskas powrócił do polityki w 2000 r., stając na czele ugrupowania zjednoczonych sił lewicowych – Koalicji Socjaldemokratycznej. Dziś Socjaldemokratyczna Partia Litwy ma blisko 40% poparcia wyborców. – Czy Litwa, po latach radzieckiej władzy i 10 latach wolności, czuje się krajem europejskim pełną gębą? Czy może raczej macie w Wilnie poczucie, że do znalezienia się w tej tzw. prawdziwej Europie jeszcze wam czegoś brakuje? – Patrząc generalnie, Litwa jest, oczywiście, krajem europejskim. Geograficznie i strategicznie. Politycznie i społecznie, można powiedzieć, mój kraj idzie w kierunku Europy, rozumianej jako standardy demokracji, sprawiedliwości socjalnej, gospodarki rynkowej. Chcemy być częścią Unii Europejskiej, która za jakiś czas powinna objąć niemal cały Stary Kontynent. – Czujecie się do tego gotowi? – Ciężko pracujemy, aby tak było. Wymaga to wielkiej mobilizacji rządu, parlamentu, społeczeństwa. Czeka nas trudna praca nad zmianą prawa, a także systemu funkcjonowania gospodarki, budżetu. W ciągu ostatnich pięciu, sześciu lat zrobiliśmy tu bardzo dużo. Wcześniej nie wszyscy na Litwie widzieli nasz kraj w Unii. Niektórzy powtarzali: To niemożliwe. A dzisiaj udało nam się w negocjacjach z Komisją Europejską zamknąć już 17 tzw. rozdziałów… – …czyli więcej niż Polska, choć wy zaczęliście proces negocjacyjny dużo później. – Trzy lata później! Aż trudno to sobie uzmysłowić. – Nawet prymusi w negocjacjach mają jednak swoje kłopoty. Jakie ma Litwa? – Rzeczywiście, zostały nam do rozwiązania tematy najtrudniejsze. Problemy widzę np. w dyskusji nad funkcjonowaniem sektora energetycznego w naszym kraju. Radziecka przeszłość Litwy spowodowała, że na terytorium mojego kraju znajdują się elektrownie zdolne produkować trzy razy więcej energii niż wynoszą krajowe potrzeby. Sama elektrownia atomowa w Ignalinie to dwa miliony sześćset tysięcy kilowatów mocy. Litewskie zapotrzebowanie wynosi tymczasem mniej niż dwa miliony kilowatów. – Cóż prostszego, niż sprzedawać dodatkową energię na Zachód? – Kłopot w tym, że – po pierwsze – Unia chce, byśmy elektrownię ignalińską zamknęli, ze względu na ochronę środowiska. W takim przypadku będziemy jednak zależni od energii przerabianej z rosyjskiej ropy i gazu. Po drugie, nie mamy jak sprzedawać nadwyżek energii, bo lata zależności od ZSRR stworzyły sieć energetyczną łączącą nas jedynie ze Wschodem. W 1997 roku podpisaliśmy, co prawda, z Polską porozumienie o budowie energetycznych sieci przesyłowych na Zachód, ale wkrótce potem rząd prawicowy w Wilnie uznał, że nie warto realizować umowy zawartej z lewicową ekipą waszego premiera Cimoszewicza. Zanim politycy pojęli, że energia nie ma politycznych barw, straciliśmy mnóstwo czasu. – Co z rolnictwem, które w polskich negocjacjach z Unią powoduje sporo problemów? – Przebudowa naszego rolnictwa jest chyba trudniejsza niż w Polsce. Na Litwie były kołchozy. Średnie gospodarstwo miało 3200 hektarów ziemi. Zmiany własnościowe w rolnictwie postępują bardzo powoli. Stare struktury już nie działają, nowym brak pieniędzy i doświadczenia. Na dodatek polityczny i prawny kłopot wywołuje propozycja Unii, by niemal z marszu możliwe było kupowanie ziemi przez obywateli UE. Istnieją obawy, że cudzoziemcy wykupią najlepsze tereny. Z drugiej strony, litewskie prawo całkowicie nie pasuje do realiów europejskich. Konstytucja Litwy mówi, że może u nas istnieć jedynie własność państwowa albo prywatna, indywidualna. Niemożliwe jest nabywanie ziemi np. przez podmioty gospodarcze. Chciano uniemożliwić powrót do kołchozów. Bruksela twardo jednak naciska – musicie zmienić to prawo tak, aby firmy też mogły kupować ziemię. – Jest jeszcze dystans, jaki dzieli bogatą Europę Zachodnią od biedniejszego Wschodu?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 25/2001

Kategorie: Wywiady