Lewica bez ziemi

Lewica bez ziemi

Prawo i Sprawiedliwość gra na wrażliwości społecznej, a Platforma Obywatelska występuje w roli awangardy światopoglądowej. Zręcznie okradana z dwóch stron lewica nie bardzo wie, co robić Prof. Mikołaj Cześnik – dyrektor Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu SWPS Cztery lata temu na Sojusz Lewicy Demokratycznej głosowało prawie 1,2 mln wyborców. Ośmioprocentowe poparcie dla tej partii uznano za katastrofę. Dziś zjednoczona lewica pewnie wzięłaby ten wynik w ciemno. Co się stało z wyborcami lewicy? – Przede wszystkim należałoby zapytać, co się stało z partiami lewicy, bo elektorat lewicowy nie przestał istnieć. W 2000 r. na Aleksandra Kwaśniewskiego głosowało prawie 9,5 mln osób, rok później na SLD – grubo ponad 5 mln. Potencjał wyborców, którzy w przeszłości poparli kandydatów lewicy, jest wielokrotnie większy niż obecne sondażowe poparcie dla lewicowych partii. Zatem wyborcy są, ale brakuje partii, która zasługiwałyby na ich głosy? – To z pewnością jest kwestia oferty. Często posługujemy się terminem lewicowy, ale lewicowość może być bardzo różna. Od dosyć dawna twierdzę, że w Polsce najbardziej potrzebna jest lewica ekonomiczna i społeczna, w mniejszym zaś stopniu lewica światopoglądowa. Komunikat światopoglądowy dociera do mniejszej liczby wyborców, a ponadto nie przekłada się w tak dużym stopniu jak ekonomiczny czy społeczny na preferencje wyborcze. Antyklerykalne paliwo Ale cztery lata temu lewica światopoglądowa, myślę o Ruchu Palikota, okazała się silniejsza niż odwołujący się do kwestii społecznych SLD. – Fenomen Ruchu Palikota był związany z jedną kwestią światopoglądową – rolą Kościoła katolickiego. Januszowi Palikotowi udało się trafnie odczytać potrzebę antyklerykalnej części społeczeństwa. Z naszych badań wynika, że to jakieś 1,5-2 mln osób w skali całego 30-milionowego elektoratu. To nie jest dużo, ale przy 50-procentowej frekwencji daje szansę na uzyskanie – jak w 2011 r. – mniej więcej 10% poparcia. Gdyby Janusz Palikot mógł nadal liczyć na tych wyborców, nie myślałby o koalicji z SLD. – Janusz Palikot nie potrafił ich przy sobie utrzymać. Wszedł do Sejmu jako polityk antysystemowy, ale w wielu ważnych kwestiach – np. przedłużenia wieku emerytalnego – popierał rząd. Do tego doszły jego problemy osobowościowe, które doprowadziły do wyniszczających lewicę konfliktów – najpierw między Ruchem Palikota a SLD, a potem także wewnątrz samej partii Palikota. Choć w krytyce Kościoła pozostał konsekwentny, niewiele mu to pomogło. Potencjał lewicy kulturowej to nadal 10%? – W sprawach światopoglądowych linie podziału są bardzo skomplikowane, obywatele nie mają spójnych poglądów. W Polsce można być równocześnie zwolennikiem in vitro i kary śmierci, a przy okazji homofobem. Z tego powodu oferta światopoglądowa – w zależności od spraw, jakich dotyczy – spotyka się z różnym stopniem poparcia. Mam głębokie przekonanie, że dobrym paliwem dla polskiej lewicy pozostaje antyklerykalizm. To melodia, która miło brzmi w uszach wielu osób. Zwłaszcza teraz, gdy przynajmniej część hierarchów postępuje tak, że mogą zniechęcić do Kościoła nawet swoich wiernych. Antyklerykalne komunikaty mogą spotkać się z dobrym przyjęciem, ale niekoniecznie zagwarantują dobry wynik wyborczy. W głównym nurcie Aleksander Kwaśniewski jako prezydent oraz Leszek Miller w roli premiera i równocześnie szefa SLD podjęli próbę przesunięcia partii w kierunku centrum – liberalizmu gospodarczego, skupienia się na kwestiach kulturowych, światopoglądowych. Manewr się nie udał – lewica nie uzyskała poparcia klasy średniej, a wyborców gorzej wykształconych i biedniejszych przejęło Prawo i Sprawiedliwość. – Z pewnością wielkim błędem Leszka Millera było to, że wygrywając wybory z tak wielką przewagą, odwrócił się od tych, którzy wynieśli go do władzy. Obniżył CIT dla przedsiębiorców, serio mówił o zastąpieniu progresywnego podatku PIT podatkiem liniowym, a jednocześnie ciął wydatki na cele socjalne, zlikwidował fundusz alimentacyjny, skrócił urlop macierzyński, ograniczył zniżki na bilety dla uczniów i studentów. Zaprzeczeniu lewicowej wrażliwości towarzyszyła chyba potrzeba bycia dopieszczonym przez elity postsolidarnościowe, przede wszystkim środowisko wywodzące się z KOR. Chcąc być partią establishmentu, SLD zabiegał także o dobre relacje z Kościołem, m.in. ulegając – przynajmniej częściowo – jego roszczeniom majątkowym. To była fundamentalna zmiana, bo w latach 90. SLD, traktowany jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 32/2015

Kategorie: Wywiady