Łódź wiadukty stawia

Łódź wiadukty stawia

Fuszerka rodem z domowego remontu?

To miała być sprawna i szybka budowa, bez żadnych niespodzianek. Łódź remontuje wiadukty. Przy ulicy Przybyszewskiego stara konstrukcja czekała na rozbiórkę od lat. Wykonawca po wybudowaniu podpór stwierdził, że oparł się na niezweryfikowanej dokumentacji i cały wiadukt byłby za niski o… No właśnie, tego też do końca nie wiadomo.

Początek kłopotów

Rok temu miasto podpisało umowę na modernizację trzech wiaduktów. Wszystkie powstały w latach 70. Ich stan techniczny od prawie trzech lat uniemożliwia miejskim autobusom przejazdy po nich. Na pierwszy ogień poszedł wiadukt przy ulicy Przybyszewskiego. Stara konstrukcja miała zostać rozebrana, a na jej miejsce wykonawca zobowiązał się wybudować nową przeprawę. Prace rozbiórkowe rozpoczęto od sfrezowania wierzchniej warstwy asfaltu. Wtedy nic nie zwiastowało problemów. „Myślę, że wiosną zobaczycie nas państwo już z podporami na powierzchni”, mówił prezes firmy, która pojęła się budowy, Piotr Jurczyk.

Wiosną tego roku podpory rzeczywiście się pojawiły, ale w maju wykonawcy i zleceniodawca inwestycji, czyli miasto Łódź, zorientowali się, że są one za niskie i pod nowym wiaduktem nie mogłyby przejeżdżać pociągi. Od tego czasu miały się rozpocząć prace nad projektem zamiennym. „Wprowadzamy pewne zmiany do samej konstrukcji, tak by pomost, bo tak to też można nazwać, był na odpowiedniej wysokości”, mówił autor nowego projektu, Piotr Gosławski.

Problem w tym, że nie bardzo wiadomo, o ile wiadukt jest za niski. „Chodzi o ok. 20 cm, o ile pamiętam”, mówił na spotkaniu z dziennikarzami w październiku Przemysław Bodzak prowadzący nadzór autorski nad projektem inwestycji. Gdy dopytywałem o tę sprawę w listopadzie, jedna z urzędniczek nieoficjalnie powiedziała mi, że może chodzić jednak o 30 cm.

Winnych brak

Do niedawna na błotnistym terenie trwały prace, teraz hula tu wiatr, a maszyny stoją. Jak doszło do takiej sytuacji? Podczas konferencji prasowej inwestor, którego reprezentuje Zarząd Inwestycji Miejskich, nadzorca oraz architekt starali się kreślić wizję drobnej pomyłki, za którą nie ponosi winy żaden z podmiotów obecnych na spotkaniu z mediami. Winne miały być (w domyśle) PKP. „W czasie przebudowy sieci trakcyjnej PKP okazało się, że występuje rozbieżność pomiędzy mapą do celów projektowych, którą miasto pozyskało z zasobów PKP, a stanem rzeczywistym. I z tego powodu pewne działania muszą zostać podjęte”, przekonywał Przemysław Bodzak.

Wykonawcy miejskiej inwestycji bazowali więc na nieaktualnej dokumentacji sprzed niemal 10 lat. W międzyczasie PKP remontowały w tym miejscu linię kolejową. W lokalnych mediach spekulowano, czy przypadkiem państwowy przewoźnik nie podniósł torów kolejowych i dlatego przeprawa okazała się za niska. Tych spekulacji strona miasta nie dementowała, wręcz je potwierdzano: „Nie wiem, jaki oddział PKP to zrobił, ale musieli to torowisko podnieść, bo nie sądzę, by tak po prostu wydali złą mapę”, mówiła dyrektorka Zarządu Inwestycji Miejskich, Agnieszka Kowalewska-Wójcik.

Kolejarze jednak stanowczo zaprzeczyli: „PKP Polskie Linie Kolejowe SA nie zmieniły szerokości ani wysokości torów. Wykonawca robót budowlanych przed przystąpieniem do prac powinien zweryfikować i sprawdzić stan zastany na gruncie z tym, który opisany jest w projekcie, i wykonać pomiary geodezyjne. Takie działania umożliwiają weryfikację danych i uniknięcie błędów podczas prac”, mówił Karol Jakubowski z PKP PLK SA. Z tym stanowiskiem nie zgadzają się nadzorcy inwestycji. Przemysław Bodzak: „To jest zapisane w zasobach geodezyjnych i każdy, kto pobiera mapę, na tych zasobach polega. Nie ma obowiązku, by inwestor przeprojektowywał obiekt, bo w międzyczasie coś się pozmieniało”.

Problem jest tym poważniejszy, że wiadukt będzie połączony z przystankiem kolejowym, który ma powstać za dwa lata. Pytaliśmy, jak to możliwe, że miasto na bieżąco nie wymieniało się informacjami z PKP. „Koordynujemy się, ale wątek torowiska nie był poruszany”, odpowiadała Agnieszka Kowalewska-Wójcik.

Jakie opóźnienie

Przetarg na modernizację wiaduktów, w tym wiaduktu przy ulicy Przybyszewskiego, uruchomiono w 2020 r. Wtedy oferenci zasypali zamawiającego setkami pytań dotyczących potencjalnej inwestycji. Jak twierdziła wówczas dyrektorka ZIM, firmy znalazły różne nieścisłości w dokumentacji. Jedno z pytań dotyczyło właśnie aktualności przekazanej dokumentacji, na której miały się oprzeć późniejsze roboty. Odpowiedź miasta brzmiała: „Zamawiający potwierdza, że ww. decyzja jest aktualna, i uprawnia wykonawcę do prowadzenia robót budowlanych zgodnie z przekazaną dokumentacją projektową”.

Nie ma chętnych do wzięcia na siebie winy za fuszerkę przy budowie sławnego już wiaduktu. Otwarte pozostaje pytanie, kiedy inwestycja się zakończy. Choć oficjalna dokumentacja mówi o maju przyszłego roku, dziś ta data wydaje się nierealna, aczkolwiek wykonawca przekonuje, że skala poprawek nie jest wielka. „Filary i przyczółki pozostaną na odpowiedniej wysokości, zostanie zmieniona tylko niweleta (wysokość) obiektu i prace ruszą dalej”, zapewniał Zdzisław Piętek, przedstawiciel wykonawcy. Nie chciał jednak mówić, kiedy wiadukt będzie gotowy.

Gdy pod koniec listopada dopytywałem się o postęp prac, przedstawiciele Zarządu Inwestycji Miejskich odpowiedzieli, że wciąż przygotowywany jest projekt zamienny. Agnieszka Kowalewska-Wójcik z ZIM: „Informujemy Urząd Marszałkowski o problemach, monitujemy również na poziomie ministerstwa, że prosimy o dodatkowy czas”. Chodzi bowiem także o to, by nie przepadło unijne dofinansowanie, które musi być terminowo rozliczone. Inwestycja obejmuje bowiem wybudowanie trzech wiaduktów za kwotę 87 mln zł, a opóźnienie pierwszego może rzutować na następne. Oznacza to, że nawet kolejny termin, czyli koniec przyszłego roku, mógłby nie zostać dotrzymany.

Wykonawcą jest firma, która wcześniej była odpowiedzialna za remont alei Marszałka Śmigłego-Rydza w Łodzi. Ten remont był opóźniony o rok i cztery miesiące.

Fot. Forum

Wydanie: 2022, 49/2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy