Moją największą pasją jest malarstwo, a nie film – Czy sukces jest najlepszą zemstą? Tak głosi tytuł jednego z pańskich filmów. – Ten tytuł wtedy miał mieć dosyć ironiczny wydźwięk, ale dzisiaj bardzo dobrze obrazuje moją sytuację. – „Essential Killing” to film wyreżyserowany przez outsidera polskiego kina, z innym outsiderem – Vincentem Gallem – w roli głównej, który pokazuje losy bohatera, którego również można nazwać outsiderem. – Dokładnie tak to wygląda. Pomysł na zakręcie – Dlaczego nakręcił pan „Essential Killing”? – Z lenistwa. Udało mi się zrobić „Cztery noce z Anną”, nieomal nie wychodząc z domu, w lesie na Mazurach, gdzie na stałe mieszkam. To była bardzo komfortowa formuła, bo mogłem być w domu, a nie pętać się po obskurnych hotelach. Nie musiałem też wstawać o 5 rano, żeby jeździć na plan. Szukałem tematu, który pozwoliłby mi na powtórzenie tej formuły. Zdawałem sobie sprawę, że lotnisko Szymany, na którym lądowały samoloty CIA z więźniami z Bliskiego Wschodu, znajduje się bardzo blisko mojego lasu. Jednak to był temat polityczny, czyli dla mnie wręcz odrażający, ponieważ nie dotykam spraw politycznych. – Polityka pana odstręcza? – To jest uraz po moim filmie „Ręce do góry”, który zrobiłem wiele lat temu i który właściwie spowodował katastrofę w moim życiu, ponieważ zmusił mnie do wyemigrowania z kraju. To skazało mnie na cygańskie życie i tułaczkę po świecie. – Spotkał pana los wygnańca? – Tak. Często żyłem w niekomfortowych warunkach i miewałem trudne chwile, mieszkając poza Polską. Obrzydzenie do tematów politycznych, mimo wszystko, nie powstrzymało mnie przed zrobieniem tego filmu. – Jak narodził się pomysł na „Essential Killing”? – Przypadkowo. Zimą, prowadząc nocą samochód, który ma napęd na cztery koła, po doskonale znanej mi drodze i jadąc w bardzo ostrożny sposób, na zakręcie leśnej drogi wpadłem w poślizg. Omal nie sturlałem się ze stoku. Zdałem sobie wtedy sprawę, że dzielą mnie 2 km od Szyman. – Był pan na drodze, którą CIA mogła przewozić więźniów z Szyman do Kiejkut? – Tak, bo jeśli CIA przywoziła więźniów do Szyman, a później byli oni przewożeni do Kiejkut, to droga, na której wpadłem w poślizg, jest jedyną drogą łączącą te miejsca. Domyślam się, że podróżowali w konwoju. Była jakaś więźniarka i obstawa. Jeśli mnie mógł się zdarzyć taki wypadek, to równie dobrze mógł się przytrafić przewożonym więźniom. Wiem, jak często zwierzyna – dziki, sarny, zające, łosie, lisy – pojawia się na tej drodze. Jeśli stadko zwierząt wynurzyłoby się nagle w nocy, to pierwszy samochód musiałby instynktownie przyhamować, a kolejny mógłby w niego uderzyć. W tym momencie uświadomiłem sobie, że tu rozpoczyna się mój film. Film o człowieku, który nie wie, gdzie jest. Zostaje wyrzucony, w wyniku wypadku, z impetem w śnieg, w las, boso, w kajdanach i drelichu. Od tej chwili pomyślałem: pal sześć tę całą politykę, ujmę to w sposób metaforyczny, minimalistyczny i przeznaczę na to tylko kilka pierwszych minut filmu. Całą jego resztę postanowiłem przeznaczyć na przedstawienie losu człowieka, losu wręcz nieprawdopodobnego, który pokazuje, że w XXI w. człowiek może zostać sprowadzony do roli zwierzyny, na którą się poluje. Nawet jeśli byłby terrorystą, co nie potwierdza się w moim filmie, bo przecież mógłby być niewinnym człowiekiem, który znalazł się w złym miejscu w złym czasie, to wciąż jest to kwestia wyższej moralności. Człowieka nie można traktować jak dzikiego zwierza, który żeby przeżyć, musi zabijać. – Zrobił pan film, który jest traktatem o walce o wolność? – O przetrwanie. – Idąc krok dalej, wyobraża pan sobie, że taka sytuacja, którą pan przedstawia w swoim filmie, mogłaby mieć miejsce w Polsce? Myśli pan, że więźniowie mogli być torturowani na terytorium naszego kraju? – Nie twierdzę, że to miało miejsce. Choć nawet gdyby tak było, to i tak pewnie byśmy o tym nie wiedzieli, bo cała sytuacja byłaby top secret. Ale mam nadzieję, że do takich sytuacji w Polsce nie dochodziło. Mój film nie dotyczy żadnych konkretnych faktów, nie dotyczy żadnej miejscowości, nie pada nazwa, nazwisko, miejsce akcji, kraj ani szerokość geograficzna. Nie wiemy, czy na początku jesteśmy w Iraku, Afganistanie, czy jeszcze gdzieś indziej. Nie wiemy, gdzie znajduje się baza, do której trafia główny bohater.
Tagi:
Jacek Nizinkiewicz









