Ekspert podkomisji ds. zaniedbań w lotnictwie alarmował ministra o zagrożeniu życia i zdrowia żołnierzy. Został odwołany Nowy minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak, który zastąpił zdymisjonowanego Bogdana Klicha, po kilku dniach urzędowania podjął pierwsze decyzje. Organizacyjne i kadrowe. Zdymisjonowano 13 oficerów, w tym trzech generałów: asystenta szefa Sztabu Generalnego ds. Sił Powietrznych, do 10 kwietnia 2010 r. odpowiedzialnego za szkolenie tej formacji – Anatola Czabana, szefa szkolenia Sił Powietrznych Leszka Cwojdzińskiego i dowódcę operacyjnego Sił Zbrojnych Zbigniewa Galca. Stanowiska utracili także: wiceminister obrony narodowej, emerytowany generał i były szef Sztabu Generalnego Czesław Piątas, dyrektor generalny Jan Olbrycht oraz szef Departamentu Kontroli w MON, emerytowany generał Andrzej Baran. Usunięci oficerowie o decyzjach ministra dowiedzieli się z mediów. Rozwiązany też został 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, którego podstawowym zadaniem było latanie z VIP-ami. To dobra decyzja, bo w tym pułku jak w soczewce skupiały się nieprawidłowości w funkcjonowaniu całych Sił Powietrznych. Jednak za pierwszymi pociągnięciami powinny pójść systemowe zmiany w strukturach tego rodzaju wojsk. Chaos kadrowy Kadrowe trzęsienie ziemi w Siłach Powietrznych i w MON jest bezpośrednim skutkiem raportu komisji badającej katastrofę pod Smoleńskiem. Jednak nieprawidłowości czy nawet degrengolada, bo i takiego słowa używa się do określenia sytuacji w polskim lotnictwie, nie zaczęły się w 2010 r., ale znacznie wcześniej. Miały one wiele przyczyn. Jedną z nich jest nieszczęśliwy dobór ministrów obrony narodowej i czystka wśród kadry oficerskiej. Doszło do niej w czasie rządów PiS. Ówczesny minister obrony narodowej Aleksander Szczygło, bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego, dostał m.in. polecenie kadrowej przebudowy Sił Zbrojnych i odsunięcia wszystkich wyższych dowódców niepokornych politycznie wobec PiS. Na dowódcę Sił Powietrznych awansowano wówczas gen. Andrzeja Błasika. Była to kariera błyskawiczna, Błasik bowiem trafił na najwyższe stanowisko w polskim lotnictwie praktycznie z funkcji dowódcy brygady, jeżeli nie liczyć niespełna czteromiesięcznego dowodzenia Wyższą Szkołą Oficerską Sił Powietrznych w Dęblinie. Świeżo upieczony dowódca rozpoczął urzędowanie od odsunięcia wszystkich oficerów starszych rangą, doświadczeniem i umiejętnościami. W grupie tej znalazł się też obecny dowódca Sił Powietrznych, gen. Lech Majewski, którego z funkcji operacyjnego zastępcy dowódcy tej formacji odsunięto na boczny tor asystentury szefa Sztabu Generalnego. Czystka dotknęła też 36. specpułk. Starsi wiekiem i stażem piloci musieli odejść, bo w życiorysach mieli epizod przynależności do PZPR. Te często absurdalne posunięcia kadrowe wywołały w Siłach Powietrznych nieprawdopodobny chaos. W konsekwencji niepewne swego losu dowództwo zaniechało prowadzenia jakichkolwiek działań długofalowych. Zaczęła funkcjonować spychologia i tworzenie fikcyjnych dokumentów. Nietrafione decyzje Na to nałożyły się niewłaściwe decyzje dotyczące zakupu sprzętu. Co prawda po połączeniu w jedną strukturę Sił Powietrznych dawnych Wojsk Obrony Powietrznej Kraju oraz Wojsk Lotniczych zdecydowanie priorytetowo potraktowano te drugie i inwestycje poszły w kierunku modernizacji infrastruktury lotnisk, radiolokacji oraz samolotów, ale same transakcje trudno zaliczyć do udanych. Sprawa zakupu 48 samolotów wielozadaniowych F-16 block 52 plus jest powszechnie znana. Nie jest to samolot zły, jednak Polska kupiła egzemplarze poprzedniej generacji w chwili, kiedy na rynek zbrojeniowy zaczęła wchodzić generacja nowocześniejsza w postaci F-35 JSF. I to te ostatnie samoloty będziemy musieli kupić w niezbyt odległej przyszłości. Zakupiono również maszyny transportowe, bo w gruncie rzeczy o sile lotnictwa, a szerzej całych Sił Zbrojnych, decyduje efektywność logistyczna: szybkie i sprawne przemieszczanie ludzi i sprzętu. Zakup hiszpańskich samolotów transportowych CASA szedł w tym kierunku. Ale już kuriozalne były decyzje podjęte w okresie rządów tandemu Szczygło-Błasik o transportowaniu na pokładzie tych samolotów ładunków do Afganistanu. Transportuje się je okrężną drogą z międzylądowaniem w tureckim Trapezuncie, gdzie trzeba uzupełnić paliwo, dokonać przeglądu itd. Piloci muszą mieć przy sobie ok. 14 tys. dol. na samolot, i to koniecznie gotówką, ponieważ tureccy sojusznicy innych form płatności od nas nie przyjmują. Oczywiście łatwiej i taniej byłoby transportować potrzebne ładunki większymi samolotami nad terytorium Rosji, jednak za rządów PiS nie mogło być o tym mowy, bo ani jedna strona, ani druga
Tagi:
Eugeniusz Januła









