Erupcja bieli i czerwieni – rozmowa z prof. Joanną Kurczewską

Erupcja bieli i czerwieni – rozmowa z prof. Joanną Kurczewską

O tym, co Euro mówi nam o polskim patriotyzmie oraz czego możemy się nauczyć od babci Perquisa mówi Prof. dr hab. Joanna Kurczewska – socjolożka, historyczka idei. Pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, jest członkinią Komitetu Socjologii PAN i Rady Kuratorów Wydziału I Nauk Humanistycznych i Społecznych. Przewodniczy także Zakładowi Socjologii Teoretycznej oraz Zespołowi Socjologii i Antropologii Kultury. Autorka m.in. książek „Technokraci i ich świat społeczny” oraz „Patriotyzm(y) polskich polityków”. Rozmawia Kuba Kapiszewski Wywiesiła pani profesor flagę na Euro? – Tak, ale w mieszkaniu. A nie na samochodzie? – Nie, bo nie mam samochodu, więc może powinnam chodzić jak piechur z plecaczkiem i flagą. Natomiast bardzo mi się podobało takie coś na głowę w stylu wikińskim z reniferowymi uszkami, w które można było włożyć dwie atenki zakończone flagami. Widziałam to u dzieci i u dorosłych i świetnie wyglądało. Czy użyła pani flagi jako akcesorium dopingującego? – Ależ oczywiście – machałam dopingująco, machałam w trudnych chwilach i wtedy, gdy bardzo się cieszyłam. Machałam na dużym tarasie, bardzo dobre miejsce, bo z widokiem na Stadion Narodowy z jednej strony i na Legię z drugiej. W związku z czym uważam, że informacja zewnętrzna była. PATRIOTYZM NASZ CODZIENNY Takiego spontanicznego wysypu symboli narodowych w przestrzeni publicznej jeszcze nie było. Co się właściwie stało? – Powiedziałabym, że to wpływ mediów. Zwłaszcza stacji telewizyjnych: one w tej dziedzinie od kilku lat odnosiły wielkie sukcesy, bo co się najlepiej pokazuje? Flagi, towary biało-czerwone – to jest świetne wizualnie. Media oddziałują za pomocą obrazu i on jest intensywny i bardzo często używany. Dzięki wzmocnieniu sportowemu nastąpiła erupcja bieli i czerwieni, ale przygotowania do niej miały miejsce znacznie, znacznie wcześniej. Po roku 1989 mieliśmy do czynienia z bardzo częstym użyciem bieli i czerwieni, choćby w kampaniach wyborczych. Także święta państwowe znalazły się pod szczególnym monitoringiem mediów, bo co się najlepiej fotografuje 11 listopada, kiedy jest szaro? Biel i czerwień. To było powolne kształtowanie tego, co ja nazywam minimum narodowym. Do niego należy m.in. fałszowanie hymnu, bo porządne wykonanie należy do… …narodowego optimum. Chyba jeszcze nie maksimum. – No tak, zgadza się. Proszę zauważyć, że mało kto w pokoleniu 20-latków zwraca uwagę na takie prehistoryczne wydarzenia, jak turniej w Korei, ale wszyscy pamiętają o wykonaniu hymnu przez Edytę Górniak. Minimum narodowe tworzy się od 20 lat, jeśli nie od 1980 r., bo tam jest początek, mit założycielski dla tworzenia znaczenia bieli i czerwieni w sferze publicznej, pierwsza „Solidarność”. Obecnie mamy do czynienia z maksymalizacją widoczności bieli i czerwieni, ale w sposób jak najbardziej zbanalizowany. W grę musi wchodzić jakaś zmiana postaw, bo flagi powiewające przy okazji każdego święta to raczej nowość. Gdyby nie było tego problemu, Sejm nie ustanowiłby Dnia Flagi. – Potrzeba identyfikacji poprzez flagę, poprzez najprostsze i najbardziej znaczące symbole narodowe długiego trwania przeszła z poziomu makro – z poziomu państwa, z poziomu oficjalności – do poziomu mezo i mikro. Problem identyfikacji stał się problemem naszego uczestnictwa w sferze publicznej i naszej prywatności. Ogólne, zbiorowe, wspólnotowe wzniecenie trafiło w ten moment, kiedy ludzie byli przygotowani na ekspresję indywidualną, nie wstydząc się tego, czy się to komuś spodoba, czy nie. Proszę zwrócić uwagę: wyjście z symboliką do sfery publicznej wymaga pewnej odwagi. Zachęty do tego się pojawiały, ale były nieskuteczne. – Zgadza się, ale jednocześnie bardzo dużo się zmienia w rodzinie i w szkole. Odejście od jednej, dość nudnej, superracjonalnej wykładni historii mojego narodu, uprawianej w odległy, XIX-wieczny sposób już się dokonało i nie ma do niego powrotu. Teraz każdy może sam wybrać, jak chce się identyfikować z narodem, i bardzo często wybiera machanie flagą na Euro. W trakcie tej erupcji patriotyzmu zwyczajnego – w warunkach odświętnych, które nam zafundował sport – wystąpiły wszystkie elementy tego, co Michael Billig nazywa nacjonalizmem „banalnym”, czyli codziennym flagowaniem narodu. Samochody jeżdżą z flagami, codziennie rozmawiamy o biało-czerwonych, jakie mają szanse, dlaczego nie wygrali – to weszło w tkankę naszych codziennych rozmów. STADION – CENTRUM POLSKOŚCI Czy można dokonać podziału na zimny, nudny patriotyzm

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 25/2012

Kategorie: Kraj