Lubię prowokować

Lubię prowokować

W Liście Przebojów Trójki wszystko może się zdarzyć Rozmowa z Markiem Niedźwieckim – Od dziewiętnastu lat prowadzi pan Listę Przebojów Programu Trzeciego. Czy kiedykolwiek w tej audycji stosował pan prowokacje, próbował wpływać na słuchaczy? – Tak, oczywiście. Nie wolno tego robić, ale ja zawsze starałem się wyłamywać takie drzwi i czasami to robiłem. Na przykład kiedyś wskrzesiłem Beatlesów – to był zespół Cheap Trick z piosenką “If You Want My Love”. To były inne czasy. Nie było w ogóle singli, trudno było zdobyć płyty, a ja trochę wcześniej niż inni dostawałem z ambasady amerykańskiej taśmy z nagraniami, więc mogłem taki numer wykonać. Teraz już bym nie mógł, bo tak samo jak ja, wszyscy inni dostają taką płytę, więc co ja mogę? Powiedzą: “Niedźwiedź się wygłupia”. Ale wtedy, kiedy usłyszałem tę piosenkę, pomyślałem, że to jest świetny moment, żeby zrobić taką prowokację. Do dziś pamiętam głos zapłakanej słuchaczki, która przez telefon mówiła mi: “Panie Marku, jak oni mogli to Johnowi zrobić?”. Potem jeszcze wskrzeszałem Abbę, ale to już miało mniejsze znaczenie. – Lista się zmieniła, a pan? – Kiedyś miałem kruczoczarne włosy, teraz czarne zostały tylko wąsy i też muszę wycinać co jakiś czas białe naleciałości. Ale mam nadzieję, że nie za bardzo się zmieniłem jako prowadzący listę i myślę, że to sukces tej audycji, że jest na antenie dziewiętnaście lat i z takiego “kopciuszka” przerodziła się w lokomotywę programu. Pozostała jedną z najpopularniejszych audycji i nawet jeśli ktoś odszedł od Trójki, to czasami wraca w piątek, żeby posłuchać, co się dzieje na liście. Myślę, że to sukces i audycji, i mój. Różni ludzie tworzyli listę, ale to pierwszy realizator, Marek Dalba, zmuszał mnie do robienia różnych dziwnych rzeczy. Sam z siebie nie poprowadziłbym listy z wymyślonej kawiarni “Ptyś”, nie spóźniałbym się specjalnie do studia, spadał z krzesła albo gryzł jabłko na antenie – to on wymyślał takie rzeczy. Wpuszczał mnie w maliny, a ludzie to uwielbiali. Radio wcześniej było bardzo oficjalne, nie można było się pomylić albo śmiać, albo zakrztusić, czy jeść na antenie. To było niedopuszczalne. Teraz czasami robię to świadomie. Spóźniam się do studia, wchodzę w momencie, kiedy mikrofon jest już “otwarty”, otwieram okno, chodzę po tym studiu, żeby ludzie czuli, że tam jest żywy człowiek i zastanawiali się, co też on dzisiaj wymyśli. – Tym odgłosom w tle lista zawdzięcza również swój specyficzny klimat. Czy zawsze te wpadki były zaplanowane, czy ta konwencja ratowała pana w przypadkach prawdziwych gaf? – Zaczęło się właśnie od takich prawdziwych gaf. Kiedyś wpadłem w ostatniej chwili do studia, słychać było jeszcze trzaśnięcie drzwiami i pomyślałem, że to jest świetny greps, żeby ubarwić listę. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, że jest to błąd antenowy, ale ludzie zaczęli to uwielbiać. Pisali mi “Panie Marku, nic się nie dzieje, niech pan wymyśli coś fajnego”. Zdarzało się na przykład, że zginęła jedna piosenka. Wtedy, żeby wybrnąć z sytuacji, robiłem konkurs: jaka piosenka jest dzisiaj na osiemnastym miejscu. Ludzie głosowali, mijał tydzień i piosenkę już miałem. I nie było wpadki. Takie sytuacje stymulowały mnie do wymyślania rzeczy komicznych, nietypowych. I to jest chyba główna cecha charakterystyczna tej audycji – w niej wszystko może się zdarzyć. – Kiedy lista powstawała, nie miała takiej konkurencji w eterze. Czuje pan, że miał wpływ na kształtowanie gustów muzycznych ludzi, którzy wtedy jej słuchali? – Teraz tak. Ale na początku nie miałem takiego poczucia. Nie docierało do mnie, że wychowuję muzycznie całe pokolenia. Trójka starała się nadawać muzykę ze znakiem jakości. Oparliśmy się modzie na disco polo, nie graliśmy italo disco, w ogóle graliśmy mniej muzyki dyskotekowej niż inni. Po latach dopiero zacząłem dostawać e-maile od ludzi, którzy mi dziękują za prezentowanie dobrej muzyki, bo dzięki temu oni teraz tej muzyki słuchają i będą swoje dzieci też namawiali, żeby słuchały Trójki, a nie innych stacji. – Czy koncerny płytowe próbują wpływać na twórców audycji radiowych, żeby lansowali artystów z ich “stajni”? Czy panu się to zdarzyło? – No, zawsze tak było, ale ja się kieruję tylko zdrowym rozsądkiem i nie można mnie do złego namówić. – Jest pan osobą sławną. Jak każda gwiazda ma pan zapewne rzesze wiernych fanów i fanek? –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2001, 2001

Kategorie: Kultura