Ludzie z domu

Ludzie z domu

Są tu, bo rodziny czasem nie chcą, ale przeważnie nie mogą się nimi z różnych względów zająć Na pierwszy rzut oka – atmosfera kolonii. Korytarze, z których wchodzi się do kolejnych pokoi. Ludzie chodzą w kapciach i dresach, głośno gra muzyka, ktoś się śmieje, ktoś płacze, wszyscy snują się trochę leniwie, wychodzą na papierosa, odwiedzają się nawzajem. Niemal co tydzień organizowane są wyjazdy – do kina, teatru, muzeów, na wycieczkę. Codziennie działają pracownie, warsztaty terapii zajęciowej, raz na jakiś czas odbywają się warsztaty umiejętności społecznych. Obchodzi się święta i sylwestra. Odwiedza się rodzinę i przyjaciół. Trzeba dbać o siebie i swoje otoczenie, sprzątać swój pokój. Jednym słowem – nie można totalnie zgnuśnieć. Wiosną i latem zajęć jest jeszcze więcej – można wyjść na spacer albo do ogrodu. Wbrew pozorom – zawsze też można stąd wyjść. Wsiąść w autobus i odjechać. Jeżeli ma się dokąd. Mieszkańcy to wyłącznie osoby dorosłe, którymi rodziny czasem nie chcą, ale przeważnie nie mogą z różnych względów się zająć. Tylko kilka osób spośród ponad stu jest ubezwłasnowolnionych. Niektórzy są upośledzeni mniej, inni bardziej – ci sprawniejsi często na wyjazdach opiekują się tymi bardziej potrzebującymi pomocy. I tak toczy się życie w małej miejscowości, na skraju lasu, w domu pomocy społecznej. Jest dobrze Paweł ma 35 lat, ale mówi, że czuje się, jakby miał 24. Średniego wzrostu, trochę nieśmiały, łagodne spojrzenie przesłaniają grube okulary, wygodny dres i kapcie. Całe życie spędził w różnego rodzaju instytucjach – najpierw w szpitalu, potem w domach dziecka, wreszcie domu pomocy społecznej. Na zajęciach komputerowych napisał swój życiorys. Mieści się na kartce A4, Paweł pisał go przez pół roku i jest z niego bardzo dumny. Pod spodem – wiersz, który napisał jego instruktor. „Nasz Pawełek, nasz malutki, nie pali i nie pije… wódki. Żłopie za to dużo kawy i w ogóle jest strasznie ciekawy”. – Kiedyś byłem ciekawy, teraz już mi się nie chce. W życiorysie możemy przeczytać: „Urodziłem się w szpitalu w Wołominie. Ważyłem 2000 g, wzrostu 54 cm. Skala 6. Leżałem w inkubatorze 3,5 mie- siąca. Zostawiła mnie mama w szpitalu. Miałem wady. Ze szpitala pojechałem do Peclina, Ośrodek Małego Dziecka. Tam byłem trzy lata, było dobrze. Z Peclina pojechałem do Krakowa, do sióstr zakonnych. Uczyłem się mowy do 4-6 roku. Było ciężko, bo na początku nie mówiłem w ogóle, a później zacząłem mówić: Tak – Nie. (…) Z Krakowa przeprowadziłem się do »Ośrodek Wychowawczy« w Michalinie, po prawej stronie stacji, ulica Główna 10. Byłem tam 9 lat. Do domu dziecka przyszedłem po szóstej klasie, Piłsudzkiego 22 w Michalinie, po lewej stronie przy stacji. Byłem 3 lata, było dobrze. Po domu dziecka przyszedłem do domu pomocy społecznej, od 1994 roku, dziewiątego lutego o godzinie dziewiątej. Mieszkam tu już 15 lat. Jest dobrze”. Portier i dziewczyny Wspomnienia przychodzą głównie we śnie, ale czasami mieszają się z fikcją. – Ostatnio śniło mi się, że w czwartej klasie podrywałem dziewczynę kolegi i dostałem od niego po gębie. Tego nie było, ale rzeczywiście jestem kochliwy. Ostatnio na wakacjach podrywałem dwie kelnerki. Kiedyś przyjechała do nas telewizja, pytali wszystkich, co chcielibyśmy powiedzieć. Ja powiedziałem, że chciałbym poznać jakąś dziewczynę. W ciągu dwóch dni przyszło dziewięć listów. Do jednej z tych dziewczyn przed chwilą właśnie wysłałem SMS-a, mieszka pod czeską granicą. – Tak naprawdę zakochany byłem raz w życiu, przez osiem lat, jeszcze w domu dziecka. Ale ona odeszła i nie wiem, co się z nią teraz dzieje. W zasadzie to z dziewczynami jest tylko kłopot, trzeba wydawać na kwiaty, kawiarnie. Lepiej mieć koleżanki, bo one same za siebie płacą. – Kiedyś miałem też przyjaciół. Jednego w czwartej klasie podstawówki, dawaliśmy sobie ściągać. Drugiego tutaj, miał na imię Adam, ale umarł. Został mi po nim mały talerzyk, na pamiątkę. Paweł ma duszę zbieracza, z ogromnej szafy wyciąga mnóstwo przedmiotów – zdjęcia, laurki, pamiątki po ludziach, których kiedyś spotkał, strój portiera. Ukończył kurs, dostał dyplom, mógłby pracować, tylko kto przyjmie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2010, 2010

Kategorie: Reportaż