Luksusowy kapitan biało-czerwonych

Luksusowy kapitan biało-czerwonych

Bayern striker Robert Lewandowski scores his side's second goal from the penalty spot during the German Bundesliga soccer match between Bayern Munich and Borussia Dortmund at the Allianz Arena in Munich, Germany, Saturday, March 6, 2021. (Sven Hoppe/Pool via AP)

Gdyby każdy piłkarz rozwinął się podobnie jak Lewandowski, futbol byłby szalony Robert Lewandowski, uznany za najlepszego piłkarza świata 2020 r., korzysta ze swojego statusu pełnymi garściami. Sukcesy na boisku to solidna podstawa licznych biznesów. Wraz z żoną Anną z powodzeniem odgrywają rolę duetu celebrytów z wysokiej półki. Futbolową pasję RL9 uzupełnia zamiłowaniem do zegarków i samochodów. Słowem, reprezentacja ma luksusowego kapitana. Bezawaryjny w Bayernie Od momentu ogłoszenia go zwycięzcą w plebiscycie FIFA Lewy złapał nowy wiatr w żagle. Po 26 kolejkach Bundesligi ma na koncie 35 goli. I już tylko pięciu brakuje mu do wyrównania genialnego osiągnięcia najlepszego w historii niemieckiej ekstraklasy strzelca, Gerda Müllera. Rekord został ustanowiony w sezonie 1971-1972 i wydawało się, że jest nie do pobicia. Nasz rodak ma aż osiem kolejek, które pozostały w obecnych rozgrywkach, aby zadać kłam powyższej teorii. Mimo prawie 33 lat wciąż doskonali umiejętności. Jest silny, wyjątkowo – nawet w gronie profesjonalnych piłkarzy – skoordynowany ruchowo i niezwykle sprawny. A to, w połączeniu z bezglutenową dietą, której Robert bezwzględnie przestrzega, autorstwa jego żony Anny, sprawia, że napastnik Bayernu jest praktycznie bezawaryjny. Nawet najstarsi górale nie pamiętają poważnej kontuzji, która wykluczyłaby z gry naszego napastnika na dłuższy czas. Megaprofesjonalne prowadzenie się i rzadko, nawet u wyczynowców ze światowego topu, spotykana samoświadomość powodują, że „nie zużywa się” w takim tempie jak większość piłkarzy. Można zatem spokojnie zakładać, że na obecnym poziomie sportowym będzie w stanie się utrzymać jeszcze nawet przez cztery-pięć lat. I skoro już zamachnął się na świętość niemieckich kibiców, jaką stanowi rekord Müllera, należy zakładać, że przymierzy się także do pobicia najważniejszego strzeleckiego osiągnięcia słynnego bombera. Müller przez 13 lat gry w Bundeslidze zdobył 365 goli i Lewandowski traci do lidera tej prestiżowej klasyfikacji 94 bramki. Biorąc zatem pod uwagę rozpęd Roberta z ostatnich lat, jest to dystans do odrobienia przez trzy-cztery sezony. Przed kilku laty ówczesny prezydent Bayernu Karl-Heinz Rummenigge, zapytany o transfer Lewego, odrzekł: „On nie jest na sprzedaż”. A w niedawnym wywiadzie dla magazynu „Sport Bild” Jürgen Klopp, były trener Borussii i numer 1 na świecie jako szkoleniowiec Liverpoolu, przyznał, że kapitan reprezentacji Polski od transferu do Dortmundu w 2010 r. zrobił ogromny postęp: „Robert Lewandowski to najlepszy piłkarz, z którym pracowałem. To, co wydobył ze swojego potencjału, jest niezwykłe. Wykonał każdy krok, który musiał zrobić, by stać się maszyną do strzelania goli. Dokładnie wie, w jaki sposób zachować się w każdej możliwej sytuacji. Chciałbym podziękować jemu i innym zawodnikom, którzy sprawili, że wygląda to tak, że jestem bardzo dobrym trenerem. Gdyby każdy piłkarz rozwinął się podobnie jak Robert od czasu, gdy pierwszy raz zobaczyłem go w Lechu Poznań, futbol byłby szalony”. Aż dziw bierze, że mając taką passę w Bundeslidze, w całym cyklu eliminacji Euro 2020 w reprezentacji Polski RL9 strzelił zaledwie sześć goli. A w jesiennej Lidze Narodów raptem dwa. Już te statystyki stanowią wystarczający dowód, że Zbigniew Boniek nie popełnił błędu, zwalniając Jerzego Brzęczka z posady selekcjonera. Szefowi PZPN można zarzucić najwyżej to, że wręczył tę dymisję zbyt późno. Tak naprawdę w biało-czerwonej kadrze zmarnowane zostały bowiem dwa najlepsze lata w karierze Lewego, który już dawno wyprzedził poprzedniego najlepszego goleadora drużyny narodowej – Włodzimierza Lubańskiego (Lubański zdobył dla Polski 48 goli, Robert – 63). Być może przez braki warsztatowe trenera i nieumiejętność podporządkowania zespołu pod superstrzelca Lewandowski stracił możliwość wyśrubowania swojego rekordu do rozmiaru trzycyfrowego. Warto zresztą przypomnieć, że podczas kadencji Adama Nawałki także dla Polski strzelał jak natchniony. Został przecież królem strzelców eliminacji ME z 13 golami, był również najlepszy pod tym względem (z 16 trafieniami) w kwalifikacjach rosyjskiego mundialu. Czyli to nie partnerzy w naszej kadrze nie dorośli do klasy Roberta, tylko system obrany przez poprzedniego selekcjonera był do kitu. Inna sprawa, że nawet dziś, gdy Lewego zazdrości Polsce cały świat, nie tylko piłkarski, trudno nie pamiętać o wielkim rozczarowaniu po Euro 2012 i mundialu w Rosji 2018. Bez wątpienia bowiem i on miał udział w niepowodzeniach we wspomnianych turniejach. Wtedy godną uwagi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2021, 2021

Kategorie: Sport