Macedonia na progu wojny

Macedonia na progu wojny

W bałkańskim kotle dojdzie do kolejnego konfliktu? Już tylko krok dzieli Macedonię od wojny na pełną skalę. Albańscy rebelianci stoją pod Skopje. Rząd nie potrafi rozwiązać kryzysu politycznie ani militarnie. Do tej pory przed walkami zbiegły do Kosowa 42 tysiące ludzi, przeważnie etnicznych Albańczyków. Codziennie przybywa 2 tysiące nowych uciekinierów. Czy małą bałkańską republikę, zamieszkaną zaledwie przez 2,2 miliony ludzi, czeka wkrótce los Chorwacji, Bośni czy Kosowa? Przez dziesięć lat wojen na Bałkanach Macedonia była prawdziwą oazą spokoju. Zadziwiało to komentatorów, niekiedy nazywających ten ubogi, rolniczy kraj „państwem niewyobrażalnym” lub takim, „które nie ma prawa istnieć”. Kiedy w końcu XIX wieku Bałkany wyzwalały się spod osmańskiego jarzma, zarówno Grecy, jak i Bułgarzy czy Serbowie twierdzili, że mają historyczne i etniczne prawa do Macedonii. Hellenowie twierdzili, że to wyłącznie oni są spadkobiercami starożytnego królestwa Aleksandra Wielkiego. Serbowie podkreślali, że Skopje, stolica Macedonii, kiedyś była także ich stolicą, zaś politycy w Sofii głosili, że Macedończycy tak naprawdę są szczepem bułgarskiego narodu. W wyniku wojen bałkańskich (1912-1913) obszar historycznej Macedonii podzielono, przy czym lwia część przypadła Serbii, a później weszła w skład Jugosławii. Kiedy Jugosławia zaczęła się rozpadać, przywódcy macedońscy w 1991 roku ogłosili niepodległość. Nowego państwa nie chciała uznać Grecja, członek NATO. Podobno Ateny ułożyły nawet tajny plan podziału małej republiki do spółki z Belgradem. Bułgaria uznała Macedonię jako państwo, nie przyjęła jednak do wiadomości istnienia macedońskiego narodu. Republika ze stolicą w Skopje przetrwała jednak w spokoju 10 lat mimo niechęci sąsiadów, mimo zerwania więzi ekonomicznych z obłożoną sankcjami Jugosławią. Macedonia wytrzymała nawet wojnę w sąsiednim Kosowie i inwazję uchodźców z tej zamieszkałej w większości przez Albańczyków prowincji. Nad Wardarem podczas tych niebezpiecznych lat nie doszło do wybuchu etnicznej nienawiści. A przecież Macedonia jest państwem wielonarodowym. Macedończycy pochodzenia słowiańskiego, wyznający przeważnie prawosławie, stanowią około 60% mieszkańców. Albańczycy, z których większość jest muzułmanami, tworzą prawie jedną trzecią społeczeństwa (rząd twierdzi, że tylko 23%, ale według polityków albańskich – ponad 40%). Jeszcze w marcu br. prezydent USA, George W. Bush, chwalił Macedonię jako „udany przykład demokratycznego, wieloetnicznego państwa na Bałkanach”. Pochwały okazały się przedwczesne. Kiedy Bush przemawiał, nad Wardarem już toczyły się walki. Z Kosowa, będącego faktycznym protektoratem NATO, przeniknęły do Macedonii zbrojne oddziały albańskich rebeliantów, występujące jako Armia Wyzwolenia Narodowego (UCK). Niektórzy, jak prezydent Rosji, Władimir Putin, nazywają ich terrorystami, UCK zyskała jednak niebagatelne poparcie wśród albańskiej ludności Macedonii. W lutym br. rebelianci rozpoczęli ofensywę. Kontrataki słabej i dysponującej archaicznym uzbrojeniem armii rządowej spełzły na niczym lub też przyniosły tylko chwilowe sukcesy. UCK okrążyła dwa miasta, Tetovo i Kumanovo, zaś na początku czerwca niespodziewanie zdobyła Aracinovo, zaledwie 9 km od stolicy. Z Aracinova, w którym obwarowało się za barykadami z przewróconych samochodów około tysiąca bojowników UCK, można ostrzelać lotnisko, siedzibę rządu, koszary i kwaterę główną policji w Skopje. Dowódca rebeliantów o imieniu Hodża z dumą wskazuje na pobliski górski łańcuch: „Właśnie tam zainstalowaliśmy wyrzutnię rakiet o zasięgu 18 km. Jesteśmy lepiej uzbrojeni niż podczas wojny z Serbami”. Oręża rzeczywiście nie brakuje albańskim partyzantom, wśród których jest wielu weteranów z Bośni i z Kosowa. Nawet rakiety, kupione podobno od zdemoralizowanych żołnierzy serbskich, transportowane są do Aracinova w częściach, na grzbietach koni i mułów. Fama głosi, że partyzanci kupują uzbrojenie za pieniądze uzyskane z handlu narkotykami i innych kryminalnych machinacji, prowadzonych przez „albańską mafię” w Europie Zachodniej. Niektórzy oskarżają rebeliantów o zamiar utworzenia Wielkiej Albanii. Rzeczywiście, na terenie uniwersytetu albańskiego w Tetovie przez długi czas wisiała mapa takiego państwa, obejmującego obok Albanii i Kosowa także zachodnią połowę Macedonii, jedną trzecią Czarnogóry i północny skrawek Grecji. Jak pisze niemiecki magazyn „Die Zeit”, dla albańskich ekstremistów Macedonia jest drzwiami do ich wymarzonego wielkiego państwa, którym nigdy nie potrafiliby kierować ani utrzymać go przy życiu. Tak naprawdę Wielka Albania nigdy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 26/2001

Kategorie: Świat