Muzyczna szkoła Wojciecha Młynarskiego Kim jest dla ciebie Okudżawa? – Dwóch ma ojców poezja śpiewana: Bułata Okudżawę w Rosji i Georges’a Brassensa we Francji. Wszyscy inni – Brel, Wysocki – byli ich naśladowcami. Także i ze względu na jego historyczną rolę czułem do Okudżawy sentyment. Tłumaczenie jego piosenek przypadło mi w udziale przez przypadek. Były wczesne lata 60., Agnieszka Osiecka zaproponowała mi udział w przedsięwzięciu Polskiego Radia, które zaowocowało pierwszą płytą Okudżawy. Pierwszą polską płytą. – Właśnie nie! On i w Rosji nie wydał wcześniej żadnej płyty. Dopiero dzięki Osieckiej opublikował swój pierwszy album. I przez to zyskał w Polsce status wielkiego artysty, czego mu w ojczystej Rosji odmawiano. W Polsce właśnie wydano mu płytę, był lansowany w radiu. Natomiast w Rosji cały czas był mało znany, bo usilnie wyciszany. Jak sam o sobie mi opowiadał – muzycy nie uważali go za gitarzystę, poeci nie uważali go za poetę i tak się plątał bez przydziału. Od razu mnie zdobył swoją skromnością. Nawet pamiętam, kiedy go poznałem – to był dzień urodzin mojej córki, a twojej siostry, Pauliny, czyli 15 listopada 1970 r. Opowiadał dowcipy z kamienną twarzą i skrzącym się okiem – dowcipy, których puenta niosła więcej niż rozrywkę. Chyba polubiliśmy się z wzajemnością, razem nawet jeździliśmy po Warszawie, bo za polskie honorarium chciał sobie kupić u nas namiot i, o dziwo, część do łady. W następnych latach kilka razy z własnej chęci zaszczycał moje recitale swoją obecnością. Jeśli dobrze pamiętam, po koncercie w Teatrze Buffo dał mi istotną uwagę. Wówczas po każdej piosence najuprzejmiej się kłaniałem. On na to: „Słuchaj, ty się tak między tymi piosenkami nie kłaniaj; raczej sobie popatrz troszeczkę w górę, żeby publiczność pomyślała, że ma do czynienia z inteligentnym artystą”. To wspaniały człowiek był i wielki poeta, potrafiący zamknąć w niepokaźnym rozmiarowo wierszu szalenie dużo często piętrowych prawd, metafor, z odniesieniami do światowej literatury, albo najprostszych prawd ludzkiego życia. Nie myślałeś o tym, żeby on tłumaczył twoje teksty? – Nie myśleliśmy o tym, jakoś się na ten temat nigdy nie zgadało. Natomiast wiem, że tłumaczył piosenki Agnieszki Osieckiej. Na przykład „Ach, panie, panowie”. Tłumaczył chyba także całą jej sztukę „Apetyt na czereśnie” z piosenkami tam zamieszczonymi. Czy można powiedzieć, że Wysocki jest spadkobiercą Okudżawy? – Okudżawa jest wyciszony, a Wysocki – wykrzyczany. Niewątpliwie obaj mówią wszystko, używając wyłącznie głosu i gitary. Okudżawa tworzy przeważnie utwory medytacyjne, co mi bardziej odpowiada, jego puenty przerzucają pomost między światem balladowym a światem, w którym ballada jest wykonywana. Wysocki wrzeszczy. Czasem w proteście, czasem po prostu afirmująco, ale wrzeszczy. Może dlatego, że Wysocki był aktorem i świadomie używał nadekspresji? – W większym stopniu krzyczał z głębi duszy. Widziałem go w roli głównej w tym słynnym „Hamlecie”. To było wstrząsające przeżycie. Ta kreacja wpłynęła również na współreżyserowany przeze mnie spektakl pod tytułem „Wysocki”, grany na scenie Teatru Ateneum. Pierwsza jego część działa się w łagrze. W drugiej części aktorzy wykonujący piosenki Wysockiego wychodzili na wolność, ale świat poza zasiekami też był łagrem, tylko inaczej skonstruowanym. Inne były kostiumy i rekwizyty. Aktorzy nie siedzieli na skrzynkach, lecz na ławeczce, a dokoła nich panowała niby-wolność. „Wczoraj wolność mi dano, co mam z nią dzisiaj zrobić”, napisał Wysocki. To w ‚89 r., czyli roku premiery spektaklu, było nadzwyczaj aktualne. Napracowałem się nad tłumaczeniami do tego programu, bo zależało mi, by dobrze brzmiały ze sceny i miały dużą siłę przebicia. Najważniejsze było dla mnie oddanie ducha tych piosenek, bardzo trudnego do uchwycenia. Tak zresztą postępuję zawsze, pracując nad przekładem. Trudność polega na tym, że polszczyzna ciąży ku językowi wysokiemu, ku nabzdyczeniu. Może stąd twoje zamiłowanie, jako tekściarza, do języka potocznego? – Może… W dodatku polscy autorzy, gdy mają do czynienia z rosyjskim tekstem, z reguły przerysowują emocje. Choć nie poznałeś Wysockiego osobiście, stał ci się bardzo bliski. – Od przyjaciela słyszałem, że po spektaklu w Teatrze na Tagance ważny partyjny „czynnik” urządził przyjęcie dla aktorów i oczekiwał, że Wysocki da nieoficjalny koncert. Tu ustrojowa i życiowa paralela: mój dawny kolega ze Zrzeszenia Studentów Polskich, wtedy już sekretarz do spraw kultury w KC PZPR,