Haszek, Hrabal… Zelenka

Haszek, Hrabal… Zelenka

Czeskie szaleństwo – czeski film Upadek komunizmu przewalił się nad Czechami jak tsunami. Czesi przypominają teraz ryby, którym wysoka fala zniszczyła rafę koralową – ich odwieczne siedlisko. Pływają w kółko w skrajnym oszołomieniu i dezorientacji. Mieli bezpieczny dom i sprawdzone recepty, które z dnia na dzień zniknęły. I jak tu żyć? Zelenkizm, czyli dezorientacja Z tego stanu dezorientacji czeska kultura stworzyła swój towar, przeznaczony na rynki całego świata. A lideruje temu eksportowi Petr Zelenka, czeski scenarzysta i reżyser. Brawurową serią scenariuszy i filmów wylansował Czechy postkomunistyczne, jak Jarosław Haszek 80 lat temu wylansował Czechy austrowęgierskie, a Bohumil Hrabal 50 lat temu Czechy pod skorupą komunizmu. A do demonstrowania tej dezorientacji w artystycznym detalu Petr Zelenka ma rzadki talent. W kinach mamy właśnie najnowsze okazy zelenkizmu: premierowy film „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” i nieco starszych „Guzikowców”. Oba konsekwentnie powtarzają tezę, która uczyniła Zelenkę najgłośniejszym współczesnym twórcą czeskim od Japonii po Portugalię: po upadku komunizmu nic nie chce się złożyć z powrotem w sensowną całość. W „Opowieściach” Zelenka bez końca mnoży na to dowody. Oto były lektor kroniki filmowej (taki czeski Łapicki) – całe dorosłe życie spędził w iluzorycznym świecie, gdzie do snu kołysał go towarzysz Husak. A kiedy lektor się obudził, okazało się, że wszystko, o czym czytał z ekranu milionom rodaków, było – po nic. Teraz całymi dniami siedzi z butelką piwa w dłoni i obserwuje, jak z szyjki wyłaniają się kolejne bąbelki. I ciągle nie traci nadziei: jeżeli któregoś dnia z szyjki wykwitnie podwójny bąbelek, jego beznadziejne życie na pewno radykalnie się odmieni. Żona lektora, typ partyjnej aktywistki, bez której nie obejdzie się żaden czyn społeczny, też czuje się jak ryba wyrzucona na piasek. Więc buszuje po gazetach w poszukiwaniu coraz to nowych kataklizmów – na rzecz Bośni odda krew, walczącym Czeczenom wyśle paczkę. Byle się przydać, choć jeszcze raz, może ostatni. W końcu nic innego nie umie, tylko przydać się tym, którzy rządzą. Syn lektora stąpa już bardziej twardo po ziemi, ale tylko odrobinę bardziej. Owszem, regularnie zarabia na czynsz, prąd i gaz, ale sam nie wie, co lepsze – czuwać nad lotem samolotów na wieży kontrolnej czy raczej przesuwać z miejsca na miejsce paczki na cargo. A może pobierać honoraria od pary ekshibicjonistów, którzy opłacają go, by się gapił, gdy uprawiają seks? I kto ma mu doradzić? Rzeźbiarka, którą przygniata szarzyzna dnia codziennego i która skacze ze spadochronem, by choć na chwilę uwolnić się od własnego przyziemnego losu? Kierownik, który rozczarował się własnej żony i adoruje manekina o wymiarach Barbie? Od nagłej zmiany ustroju głupieją nawet ci, którzy – pozornie – zupełnie nie byli od niego uzależnieni. Jak muzycy zespołu Čehomor z filmu „Rok diabła”, którzy za starego reżimu radośnie uprawiali rockandrollowy tryb życia, ciesząc się, że komunistyczna sztampa ich nie dotyczy. Jednak kiedy sztampa zniknęła, okazali się tylko żałosnymi pozerami, małpującymi gwiazdy anglosaskie. A kto po otwarciu granic na Zachód wzruszałby się rodzimymi podróbami, skoro ma dostęp do oryginałów! Ostatecznie Rolling Stones nie dali się prosić i zagrali w Pradze. W dodatku kiedy prezydent Havel próbował w imieniu narodu, któremu wywalczył wolność, powitać Micka Jaggera – symbol tej wolności – stadion swego prezydenta wygwizdał. No bo publiczność wolałaby, żeby występ Stonesów zapowiadał w Pradze Gustav Husak. Wylansować szaleństwo Publiczność na filmach Zelenki rechocze – w Polsce. Ale Czechom tak bardzo do śmiechu nie jest. Bo czeskie szaleństwo to bynajmniej nie romantyczny szał uniesień. To łagodne wariactwo, które stało się normą, nikt mu się nie dziwi. Oddawajmy się drobnym szaleństwom – mówią nad Wełtawą – żeby nie zwariować całkiem. – Za komunizmu ludzie trzymali się razem, bo świat był okrutny – tłumaczy Zelenka w jednym z wywiadów. – Faceci byli słabi, leniwi, niewierni, mało zarabiali, ale kobiety kochały ich. Rodziny były chore, ale żyło się łatwiej. To se ne vrati! O tym nie sposób nie pisać, nie kręcić filmów. Ta dezorientacja to choroba społeczna, która we współczesnych Czechach wisi po prostu w powietrzu. I nie jeden Zelenka wpadł na pomysł, by tę narodową przypadłość

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 40/2005

Kategorie: Kultura
Tagi: Wiesław Kot