Samotnemu wcale nie jest trudniej żyć niż w związku, a czasem nawet łatwiej Prof. Małgorzata Szpakowska – Gdyby ktoś z lat 60. przybył do nas wehikułem czasu, co najbardziej uderzyłoby go w relacjach męsko-damskich? – Zmian rewolucyjnych pewno by nie dostrzegł. Natomiast mogłaby go zaskoczyć znacznie większa otwartość. Więcej rzeczy wolno i wypada dziś powiedzieć. Nie myślę nawet o zniesieniu cenzury, choć oczywiście to też nie jest bez znaczenia. Ale każda epoka ma swoją polityczną poprawność, a dzisiejsza pozwala na dużo więcej. Nie chodzi mi tylko o otwartość w sprawach intymnych. Znikły także opory w innych dziedzinach. Na przykład bez skrępowania formułuje się sądy, które świadczą o egoizmie mówiącego, o jego dbałości o własny interes, o lekceważeniu innych ludzi. Mówi się bez zahamowań: „przecież muszę zarobić”, „biedni sami są sobie winni”, „nie będę utrzymywał tych wszystkich pijaków i meneli”. Wyraża się wprost roszczenia: „mnie się należy”. Dotyczy to także relacji z najbliższymi, z rodziną. Nie twierdzę, że w latach 60. nie zdarzały się postawy roszczeniowe, ale nie ujawniano ich tak beztrosko. – A kto dobitniej formułuje swe oczekiwania, kobiety czy mężczyźni? – Trudno powiedzieć. Podstawą moich badań były pamiętniki pisane na konkursy obyczajowe i listy w sprawach osobistych kierowane do różnych redakcji – ich autorkami były głównie kobiety. Mężczyźni na takie tematy piszą rzadko, a jeśli już, to nie zwracając uwagi na konkrety życia codziennego. Najchętniej opisują swoją działalność publiczną. Natomiast kobiety piszą o życiu. Dlatego o ich postawach wiem znacznie więcej. – Mężczyzna jako przedmiot pożądania… zmienił się? Za kogo Polka dziś chce się wydać? – Nie wiem. Materiały, które badałam, dotyczyły w większości mieszkańców wielkich miast i osób przynajmniej ze średnim wykształceniem (inne nie piszą). Opisów idealnego męża lub żony tam nie znalazłam. Ani marzeń o idealnym partnerze. Zauważyłam natomiast, że w tej grupie autorów wzrosła wyraźnie tolerancja dla związków nieformalnych, czy to własnych, czy wśród przyjaciół. Co zastanawiające, jeśli gdzieś się zachował rygoryzm, to wobec życia seksualnego własnych dzieci. – A mezalians? Odchodzi w przeszłość? – Odchodzi, owszem, samo słowo. Nawet w latach 60. używano go rzadko, a jeśli już, to raczej opisując różnice w wykształceniu, nie w majątku. Dziś oczywiście również odróżnia się osoby, które można nazwać dobrymi partiami – na przykład posiadaczy własnych mieszkań – ale ponieważ życie jest niepewne, a kariery krótkie, korzyść osiągana przez małżeństwo jest chyba traktowana mniej poważnie. A może właśnie takie oczekiwanie jest wstydliwe? W latach 90. mezalians znikł właściwie jako temat. Narzeka się na męża, że łotr i drań, ale nie że jest z innej sfery. A w każdym razie rzadko. – Czy nie pojawił się mezalians zaradnej kobiety z mężczyzną niemotą? – Nie spotkałam otwartej deklaracji: „nie chcę go, bo mało zarabia” czy „bo nic z niego nie będzie”. Być może, tu też przebiega granica wstydu. Ale ponieważ stereotyp męskiej przewagi ciągle obowiązuje, sytuacja z odwróceniem ról istotnie może się stać źródłem kłopotów. Nie dlatego, że on jest za słaby, ale dlatego, że ona jest za silna. Oboje wówczas nie odpowiadają wzorom, które wszyscy mamy głęboko wpojone. A to sprawia, że czują się nieswojo. – Ks. Stanisław Kluz, którego pani cytuje w swojej książce, pisał w latach 60., że należy zacząć wychowywać mężczyzn do małżeństwa. I co? Udało się? – Nie bardzo. Co więcej, wygląda na to, że coraz więcej mężczyzn nie wytrzymuje ciężaru małżeństwa i ojcostwa. Smutna statystyka wskazuje, że mężczyźni łatwo się załamują wobec nieszczęścia, jakim są na przykład narodziny ułomnego dziecka. Wielu z nich wówczas wycofuje się, ucieka. Nie najlepiej to świadczy o ich poczuciu odpowiedzialności. Tylko co to znaczy, że mężczyzn nie wychowano do ról małżeńskich i ojcowskich? Konia z rzędem temu, kto powie, jak te role powinny dziś wyglądać. Tradycyjne role męskie ukształtowały się w społeczeństwie patriarchalnym, gdzie mężczyzna nie tylko był głową rodziny i dawcą praw, jak chciał Freud, lecz gdzie cała kultura pracowała na to, by go w tej roli podtrzymywać i utwierdzać. Dziś system patriarchalny uległ dekompozycji, są jeszcze pewne wywiedzione z niego roszczenia, oczekiwania i stereotypy, ale wszystko to się nie trzyma kupy. I na dobrą sprawę nie wiadomo w tym pokręconym świecie, jaki









