Komorowski zalicytował wysoko. Tym sposobem pulę może zgarnąć SLD. Ale czy tego chce? Kto w co gra? Czy Marek Belka będzie prezesem NBP? Kto w tej batalii pogania, a kto jest hamulcowym? Odpowiedź na te pytania wcale nie jest prosta. Bo za kulisami toczą się twarde boje, a do gry wchodzą nowe grupy. I każda ma swoją kalkulację. Komorowski – strzał w dziesiątkę Zacznijmy od kalkulacji Bronisława Komorowskiego. Owszem, jest on głównym faworytem w wyborach prezydenckich, ale kampania idzie mu ciężko. Media raz po raz nagłaśniają jego gafy, to Jarosław Kaczyński ma inicjatywę, a nie on. Na dodatek ma przed oczami widmo drugiej tury – przewidywana jest ona na 4 lipca, okres wakacji. A jak wiadomo, na wakacje znacznie częściej wyjeżdżają zwolennicy PO niż PiS. Ta sytuacja określa taktykę – Komorowski musi już teraz zabiegać o jak najszersze poparcie. Czyli musi grać na wyborców lewicy. Bo bez ich głosów jego szanse gwałtownie pikują w dół. W tym kontekście jego decyzja o zaproponowaniu Marka Belki na stanowisko prezesa NBP jest jak strzał w dziesiątkę. Z kilku powodów. Po pierwsze, Belka, jest kandydatem znakomicie do tej roli przygotowanym. Zna się na finansach, wie, jak funkcjonuje państwo. Był dwukrotnie ministrem finansów, raz premierem, wyciągał kraj z dziury budżetowej i stagnacji. Zna się też na międzynarodowych instytucjach finansowych i jego tam znają. To partner do rozmów z najpoważniejszymi finansistami tego świata. Proponując kandydata z takim CV, Komorowski sam zaprezentował się jako polityk poważny, myślący kategoriami państwa, który stoi ponad partyjnymi gierkami, dla którego ważniejsza jest jakość kandydata niż to, z jaką opcją polityczną jest wiązany. Przy okazji wybór ten jest również polemiką z tymi wszystkimi, którzy straszą monopolem Platformy – to sygnał bardzo czytelny, że PO nie ma zamiaru zamykać się w swoim gronie. Dodajmy jeszcze jedną rzecz – fachowcy zgodnie mówią, że szybki wybór prezesa NBP rzeczywiście jest potrzebny, a obecna prowizorka, kiedy bankiem kieruje I zastępca, finansom Polski nie służy. Oczywiście jest i drugie dno tej decyzji – Komorowski wybrał Marka Belkę przecież także po to, żeby pokazać wyborcom lewicy, wyborcom SLD, że jest otwarty na tę stronę, że chce z ludźmi lewicy współpracować. I że oni też chcą współpracować z nim. W ten sposób Komorowski zamierzał wzmocnić swą pozycję w dwóch grupach. Wśród wyborców ceniących pragmatyzm, kompetencje, niechętnie patrzących na partyjne przepychanki. Oraz wśród wyborców lewicy, ciągle spychanych na margines, często poniżanych. Kaczyński – nie chce, więc zwodzi Tak grając, Komorowski postawił w kłopotliwej sytuacji Jarosława Kaczyńskiego. Lider PiS zadeklarował przecież zakończenie wojny polsko-polskiej, jemu też zależy na głosach lewicy i na poprawieniu kontaktów z liderami SLD, co w przyszłości pozwoliłoby PiS wyjść z obecnej izolacji. PiS-owcy przymilają się ostatnimi czasy do liderów PSL i SLD. Szepczą, że można się dogadać, że można stworzyć wielką, antyplatformianą koalicję, że już nie będzie tak, że na koalicjanta rzucone zostaną CBA i inne służby, że wspólna władza jest możliwa. Kaczyński nie mógł więc frontalnie zaatakować Belki. Nie mógł też podważać jego kompetencji, bo by się ośmieszył. Nowy image, który chce przybrać, wymaga przecież koncyliacyjnych zachowań. Dlatego wybrał inną taktykę. Generalnie, nie kwestionując kompetencji samego kandydata, skrytykował formę, w jakiej Komorowski go zgłosił, no i moment, kiedy Sejm zamierza nad tą sprawą głosować. PiS już więc zaproponowało, by głosowanie nad kandydaturą Belki przełożyć na później. A najlepiej, by kandydata na nowego prezesa NBP zgłosił już nowy prezydent. W praktyce słowa te oznaczają, że nowego prezesa NBP poznalibyśmy dopiero jesienią, po wakacyjnej przerwie. I że nie byłby nim Marek Belka. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – jesienią będzie już inna sytuacja polityczna. Wtedy nowy prezydent będzie uzgadniał kandydata na prezesa NBP z własną partią i – jak podpowiada obecny sejmowy układ sił – z PSL. Dlatego też to Waldemar Pawlak należy dziś do największych krytyków kandydatury Marka Belki. Gra najostrzej, bo najwięcej ma do zyskania. Ma w tej grze cichego sojusznika w postaci PiS. Ale nie tylko… Bo w samej Platformie nie brakuje grup, które nie są zachwycone
Tagi:
Robert Walenciak









