Okulary, zabawki, gry, zielony kod na ekranie, plakaty, reklamy, gadżety, czołówki gazet. „Matriks” jest wszechobecny Pytanie: Ilu fanów „Matriksa” potrzeba do wkręcenia żarówki? Odpowiedź: Żarówka nie istnieje. Pięć lat temu nikt nie zrozumiałby tego dowcipu, a dziś przemawia nie tylko do miłośników trylogii braci Wachowskich. Bo w tym roku trudno było uciec przed „Matriksem”. Jest obecny we wszystkich mediach, w różnorodnych formach prezentacji – plakatach, reklamach, zwiastunach, gadżetach i czołówkach gazet. Nawet świat reklamy szybko przekonał się, że cokolwiek będzie się kojarzyło z filmem – za sprawą okularów, ruchu kamery czy zielonego kodu spływającego w dół ekranu – sprzeda się jak świeże bułeczki. Na podobne tempo sprzedaży liczyli planiści akcji promocyjnej kolejnych części trylogii, najambitniejszej w dziedzinie filmu. Zjednoczona planeta Wszystkie trzy filmy znajdą się w annałach kina w kategorii „punkty zwrotne”. „Matrix” dzięki zrewolucjonizowaniu sztuki filmowej, „Matrix-Reaktywacja” i „Matrix-Rewolucje” – z powodu nowatorstwa w dziedzinie globalnej promocji. Towarzyszy im bowiem największa jak dotąd kampania w dziejach kina. Z okazji premiery „Rewolucji” wytwórnia Warner zjednoczyła nawet świat. 65 krajów (niektórzy podają nawet 80-10 tys. kopii filmu na całym świecie), tłumaczenia na 43 języki, w tym 14 wersji dubbingowanych i ten sam moment startu – w Polsce była to 15.00, w Nowym Jorku 9.00, w Moskwie 17.00, w Tokio 23.00. Premiery na taką skalę jeszcze nie było. Do tego należy dodać kolejny przełom – po raz pierwszy w USA film jest pokazywany równocześnie w szerokoformatowych kinach Imax. W Polsce trafi do nich 14 listopada. A zaczęło się niespodzianką. „Matrix”, film o średnim budżecie, któremu nikt nie wróżył oszałamiającego sukcesu, stał się fenomenem o zasięgu światowym. Jak zwykle w przypadku wydarzeń kultowych zadziałał zdumiewająco skuteczny i niepodrabialny sposób promocji – poczta pantoflowa. Historia Neo, który pewnego dnia odkrywa, że jego świat jest wirtualną projekcją stworzoną przez maszyny, a on sam jedyną nadzieją ludzi, zarobiła sporo jak na film kwalifikowany jako obraz dla dorosłych. Fenomen osiągnął jednak pełnię po wydaniu na DVD – był to pierwszy tytuł, który w USA przekroczył milion sprzedanych egzemplarzy, do dziś rozeszło się na świecie 30 mln. Architekt kampanii promującej sequele, producent Joel Silver, miał o tyle ułatwione zadanie, że wielka rzesza fanów niecierpliwie oczekiwała dalszego ciągu. Zwłaszcza że Wachowscy zapewniali, iż od początku myśleli o trylogii – w co dziś trudno uwierzyć, porównując intelektualną jakość materiału w kontynuacjach. Trzeba było zaplanować podsycanie apetytów publiczności. Mimo że dystrybutorzy hołdują żelaznej zasadzie niewprowadzania podobnych filmów w niewielkim odstępie czasu, premiery części drugiej i trzeciej zaplanowano na maj i listopad. – Nas dopingowało oczekiwanie publiczności – przekonuje Joel Silver. – „Reaktywacja” urwała się w takim momencie, że widzowie chcieli jak najszybciej zobaczyć dalszy ciąg. Kurtyna tajemnicy Jak najłatwiej wzbudzić zainteresowanie? Otoczyć projekt całkowitą tajemnicą. Z planu dochodziły fragmentaryczne wieści – budżet 300 mln dol., z tego 100 mln przeznaczone na same efekty specjalne. Aktorzy nie pisnęli słowa na temat treści, mimo że scenariusz poznali w 2000 r. W Internecie pojawiały się fałszywe scenariusze. Do tego wytwórnia obdarzyła enigmatycznych braci reżyserów przywilejem nieuczestniczenia w promocji filmów. Każdy kolejny ujawniany fragment musiał mieć otoczkę wielkiego wydarzenia. Kampanię rozpoczął już w 2002 r. krótki zwiastun prezentowany w kinach przed niemal murowanym hitem, „Gwiezdnymi wojnami – Atakiem klonów”. Następne uderzenie to kolejna wersja zwiastuna w styczniu 2003 r. w najlepszym czasie oglądalności w USA, który przypada co roku na finał rozgrywek futbolu amerykańskiego Superbowl. W końcu nadszedł maj i premiera w Cannes. W międzyczasie angażowano kolejne media i kolejne kraje, różnicując sposób dotarcia do odbiorcy. W Mexico City na przykład z jednego z bliźniaczych wieżowców wyskakiwała postać Neo, ścigana przez niezmordowanego wroga, agenta Smitha. A przed premierą „Rewolucji” na Times Square w Nowym Jorku wielki zegar odliczał ostatni kwadrans przed seansem. Naturalnym sprzymierzeńcem filmu, który częściowo dzieje się w wirtualnym świecie, okazał się Internet. Oficjalna
Tagi:
Katarzyna Długosz









