Mąż w cenie promocyjnej

Mąż w cenie promocyjnej

Młode pokolenie traktuje wizytę w biurze matrymonialnym jak zakupy w supermarkecie. Ma być ekspresowo, niezbyt drogo i duży wybór

Ciężko umówić się z nimi na spotkanie. To ludzie aktywni zawodowo, często na wysokich stanowiskach. Połowa z nich nie skończyła jeszcze 35 lat. Są wykształceni, mają mieszkania, ubierają się w drogich sklepach, na wakacje jeżdżą do ciepłych krajów. Mają doradców podatkowych, urządzenie łazienki zlecają dekoratorowi wnętrz, wynajmują gosposie. Niczego im nie brakuje. Oprócz bliskiej osoby.
Dlatego w pewnym momencie decydują się zatrudnić jeszcze jednego fachowca. Od miłości. Oddają poszukiwanie życiowego partnera w ręce profesjonalnego biura matrymonialnego.
Patrycja ma 28 lat. Jest ekonomistką w dużej firmie. Rzadko wychodzi z pracy przed dwudziestą. W zeszłym roku na urodziny zafundowała sobie wyjątkowy prezent – zapisała się do biura matrymonialnego Razem. Na początku trochę się krępowała. Ale doradca personalny uspokoił ją, że przecież nic nie traci i nie musi wychodzić za mąż za pierwszego poznanego mężczyznę. – Stwierdziłam, że nie będę więcej marnować czasu na łażenie po knajpach z przypadkowo poznanymi facetami, o których wiedziałam tylko tyle, jak wyglądają – tłumaczy Patrycja. – Żeby dowiedzieć się czegoś o obcym człowieku, potrzeba co najmniej miesiąca. A potem okazuje się, że to nie to. Że zupełnie do siebie nie pasujemy. Albo że jest żonaty lub szuka łatwej zdobyczy na jedną noc. I czas przecieka między palcami. A zegar tyka coraz szybciej.

Usługa i konsumpcja

Pokolenie Patrycji traktuje biuro matrymonialne jak każdą wyspecjalizowaną firmę. Zleca po prostu usługę. – Jeśli szukasz domu, to nie jeździsz przecież po całej Polsce i nie szukasz na oślep, tylko idziesz do agencji nieruchomości. Mówisz o swoich oczekiwaniach. Precyzujesz, czy dom ma być duży, czy mały, nowy czy stary, z balkonem czy bez. U nas robisz dokładnie to samo. Tyle że szukasz człowieka – przekonuje Andrzej Bednarczyk, dyrektor generalny sieci biur matrymonialnych Razem. Pan Andrzej, wysoki, elegancki mężczyzna po czterdziestce, założył Razem w 1999 r. Wcześniej kojarzył pary w Kanadzie. – Na Zachodzie nikt nie ma czasu na przypadkowe znajomości – mówi.
W Polsce też coraz mniej osób ma na to czas. – Najpierw ciężkie studia, najlepiej kilka fakultetów. Potem parę lat pracy od ósmej do ósmej. Odsypianie w weekendy. A dwie godziny w piątek nie wystarczają, by znaleźć męża lub żonę – tłumaczy Adam Grzesiak, współwłaściciel biura Czandra, które działa od 1983 r. Pan Adam uważa, że wcale nie trzeba studiować badań naukowych, żeby zobaczyć, jak bardzo zmieniło się nasze życie. Młodzi ludzie sporo sobą reprezentują i tego samego wymagają od partnera. Tylko nie mają już czasu go poszukać. – Wystarczy spojrzeć na oferty składane w biurze matrymonialnym. Widać w nich wszystko jak na dłoni – przekonuje. W masywnej drewnianej szafie trzyma kilkadziesiąt tysięcy ankiet swoich klientów.
– Staliśmy się po prostu społeczeństwem usługowo-konsumpcyjnym – tłumaczy Magdalena Serczyk-Cieślak, właścicielka najstarszego warszawskiego biura matrymonialnego Syrenka, które działa od 1956 r. Założyła je jeszcze matka pani Magdy. – I nie ma się czego wstydzić – dodaje. Zaciąga się cieniutkim papierosem i dolewa sobie coca-coli.

Ludzie młodzi świetnie to rozumieją

Takie nastawienie do usług biura matrymonialnego znacznie trudniej spotkać u osób starszych. Zwłaszcza wśród panów w wieku średnim. – Kobiety dużo lepiej zniosły przemiany ustrojowe w naszym kraju. Szybciej przystosowały się do nowej rzeczywistości i nauczyły się czerpać z niej całymi garściami – twierdzi dyrektor Razem. – Same płacą swoje rachunki. Są eleganckie i zadbane. Samotność działa na nie raczej mobilizująco i potrafią sobie z nią radzić.
Tymczasem dla przeciętnego 40-latka samotność zbyt często jest równoznaczna z brakiem jakiejkolwiek dbałości o swój wygląd. – Przychodziły do nas tabuny takich typów – kiwa głową Adam Grzesiak. – Pięć wizytówek i podarte buty – dodaje pan Adam.

Wysoki, spokojny, domator

W Czandrze panuje atmosfera jak z powieści Balzaca. Półcień. Stylowe, miękkie kanapy z falbanami. Nad okrągłym dębowym stołem pochyla się dwóch mężczyzn. Jeden powoli przekłada strony katalogu. Raz się uśmiecha, raz krzywi. Drugi w skupieniu zapisuje kolejną kartkę.
W każdym biurze matrymonialnym klient najpierw wypełnia ankietę. Podejście do seksu – konserwatywne/nowoczesne. Typ osobowości – dominujący/uległy. Dojrzałość emocjonalna – niski stopień przystosowania, czyli zwykły egoizm. Ukryte pragnienia. Niestety, zupełnie odpada, gdyby miał mniej niż …. cm wzrostu. Liczba pytań zależy od indywidualnej strategii biura. Może być ich nawet 200. W olsztyńskiej Stokrotce, najstarszym biurze matrymonialnym na Warmii i Mazurach, ankieta jest znacznie krótsza. Resztę załatwia doświadczenie życiowe właścicielki. Pani Zdzisława Woźniak ma prawie 70 lat. – Klienci są zadowoleni, bo czego nie załatwią pytania, załatwi moja babcina wiedza – uśmiecha się pani Zdzisia. – Ktoś tylko staje w drzwiach, a ja od razu kojarzę go z kimś w myśli i często trafiam w dziesiątkę.
Dalsza procedura zależy od tego, jak właściciel biura rozumie pomaganie miłości. W Razem to wykwalifikowani doradcy personalni oceniają, kto może być naszą drugą połówką. – Dzięki temu udaje nam się dobrać kilka osób o niemal identycznych charakterach – mówi z dumą pan Andrzej.
– Tomek był drugim mężczyzną, z którym się spotkałam – zwierza się klientka Razem, 28-letnia Marta, z wykształcenia socjolog, z zawodu kuratorka. – Jesteśmy ze sobą ponad pół roku. W wakacje planujemy zaręczyny. Mieszkamy razem i mamy wspólnego psa. Już po pierwszej randce wiedziałam, że to jest to.
– Program komputerowy, który kosztował kilkanaście tysięcy dolarów, przeprowadza tylko wstępną selekcję – wyjaśnia współwłaściciel Czandry. – Może wybrać i 15 ofert. O reszcie decyduje klient.

Randez-vous jak ze snu

Najtrudniej zdecydować się na pierwszą randkę. Bez względu na biuro, które się wybierze, nerwy są zawsze te same. Jak on/ona wygląda, w co się ubrać? A jeśli jest fajtłapą i nie będzie wiedział, jak traktować kobietę albo okaże się, że jest nudno? Co będzie, jeśli się ośmieszę albo nie spodobam? – większość osób zadaje sobie przed wyjściem te same pytania. – Umawiałem się już z ośmioma paniami i zawsze rozmowa zaczynała się od biura – mówi 34-letni Jan, dyrektor artystyczny w firmie impresaryjnej, który odnalazł już swoją „drugą połówkę”. – Chyba szukaliśmy po prostu usprawiedliwienia dla naszej decyzji.
Ale zwykle wystarczy lampka wina i od razu znajdują się tematy do rozmowy. Często na całą noc. – Spędziliśmy z Tomkiem kilka godzin w restauracji, a potem poszliśmy jeszcze na długi spacer – wspomina Marta. – Okazało się, że jesteśmy do siebie bardzo podobni.
Tylko podobieństwo charakterów gwarantuje bowiem udany związek – uważają doradcy personalni z Razem. Dlatego w tym biurze nie pokazuje się zdjęć kandydatów.
– Najtrudniejsze jest nie tylko pięć minut przed spotkaniem, ale i po – twierdzi Marta. Często nie wiadomo bowiem, jak dać drugiej osobie do zrozumienia, że nie ma się już ochoty na dalsze spotkania. – Młodym przychodzi to łatwiej – mówi właścicielka Stokrotki. – Starsi bardziej się certują i proszą, by załatwić to za nich.

Konflikt interesów

Starsze pokolenie podchodzi do wizyty w biurze matrymonialnym z większym przejęciem. Kobiety jeszcze jakoś sobie z tym radzą, mężczyźni – prawie wcale. Zdarza się, że w imieniu 40-letniego syna dzwoni jego mama. – Jeśli taki delikwent w końcu się pojawi, daję mu nożyczki i mówię: „Tnij tą pępowinę!” – opowiada Adam Grzesiak. – Ale nie każdy to potrafi.
Dlatego klienci 40-, 50-letni to w 80% panie. I nie ma dla nich panów. Większość pań spotyka więc zawód. Często dzwonią do biura z pretensjami. Płaczą. Krzyczą. Oskarżają. – Ale chłopa nie da się przecież ulepić z gliny – rozkłada ręce Andrzej Bednarczyk.
W tej grupie osób mamy do czynienia z konfliktami interesów. Kobiety szukają kogoś w swoim wieku, a nawet starszego. Żeby był odpowiedzialny, dojrzały, spokojny i poważny. Dawał poczucie bezpieczeństwa i stabilizację. A klasyczny 40-latek przechodzi kryzys wieku średniego i musi się dowartościować młodszą partnerką. Najlepiej dwudziestokilkuletnią długonogą blondynką o bujnym biuście. Równolatka nie wchodzi w grę. Z drugiej strony, zgłaszają się 50-latki gustujące w młodszych facetach. Teraz chcą poznać studenta. – Nie mogą uwierzyć, że aż takich „hobbystów” nie ma – mówi Magdalena Serczyk-Cieślak. – Czasem muszę takiej pani powiedzieć, żeby najpierw wstawiła sobie dwa przednie zęby, a potem wypełniła rubrykę „oczekiwania wobec partnera” – zgadza się Adam Grzesiak.
Pokolenie, które wychowywało się w Polsce przed zmianami ustrojowymi, zaniża więc średnią udanych związków skojarzonych przez biura matrymonialne. Również dlatego, że wciąż traktuje wizytę w biurze jako akt desperacji. Jest jednak coś, co łączy oba pokolenia. Samotność.

Czekając na miłość

W Polsce żyje ponad 5 mln osób samotnych. Mimo że większość z nich deklaruje chęć zmiany stanu cywilnego, decyzja o skorzystaniu z usług biura matrymonialnego przychodzi im bardzo trudno. Nie umiemy wyzbyć się uprzedzenia, że do biura matrymonialnego przychodzą sami nieudacznicy, twierdzą wszyscy rozmówcy. – Czasy, kiedy już sama myśl o skorzystaniu z pomocy „swatki” traktowana była jak osobista porażka, jeszcze nie minęły – rozkłada ręce pan Andrzej.
Ale mijają. – Dla młodszych klientów jesteśmy już prawie jak supermarket, do którego idą tak najzwyczajniej na świecie, by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby – przekonuje doradca personalny z Razem.
Właśnie dzięki takim klientom średnia udanych związków skojarzonych przez największe biura matrymonialne to aż 40%. Klienci między 25.-35. rokiem życia zwykle znajdują swoją połówkę już po dwóch, trzech miesiącach. Wśród ludzi, którzy poznają się przypadkowo, wpadają sobie w oko w pubie lub w pracy, prawdopodobieństwo trafienia na osobę o podobnych cechach charakterologicznych wynosi zaledwie kilka procent.
Dlatego do biur matrymonialnych przychodzą ludzie, którzy nie chcą już więcej inwestować w przypadkowe znajomości. Emocjonalnie, czasowo, finansowo. – Bez względu na wiek, wykształcenie, pochodzenie i doświadczenie życiowe wszyscy mówią to samo – przyznaje doradca personalny. – „Nie chcę się niepotrzebnie angażować, a potem cierpieć, gdy okaże się, że to znów nie jest to”.

Lek na samotność

Od kilku lat rynek matrymonialny w dużych miastach przeżywa prawdziwy bum. Nieważne, czy jest to Warszawa, czy Olsztyn.
– Pukają do mnie dziewczyny z malutkich, biednych wiosek, dla których ratunkiem jest wyjście za mąż za miastowego – mówi pani Zdzisława. – Pukają młodzi rolnicy, szukając dziewczyny, która pójdzie z nimi na gospodarstwo, bo koleżanki pouciekały do miast.
– Samotność nasila się wraz ze wzrostem rozwoju cywilizacyjnego. To produkt uboczny wymogów stawianych nam przez współczesny świat. Przychodzi do nas dużo ludzi napływowych – zgadza się pani Magdalena. – Samotność nie wybiera sobie miasta – dodaje właścicielka Stokrotki. My możemy wybrać sobie lek na nią.

Imiona bohaterów zostały zmienione.


Cena miłości:
Stokrotka – wpisowe: trzy miesiące – 60 zł, sześć – 100 zł, jeden rok – 150 zł (dopłata za następny rok – 70 zł).
Czandra – wpisowe – 240 zł plus 45 zł za każdy miesiąc.
Syrenka – opłata zasadnicza – 150 zł (na dwa miesiące). Przedłużenie o kolejne dwa – 50 zł. Wieczorek zapoznawczy w lokalu biura – 15 zł.
Razem – od 488 zł do 1000 w zależności od liczby przedstawionych osób (cztery, sześć, dziesięć lub nieograniczona liczba).

 

 

Wydanie: 2002, 27/2002

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy