Mazurski Kloss

Mazurski Kloss

Niektórzy dopatrują się w nim pierwowzoru agenta J-23, choć Emil Leyk był przede wszystkim inżynierem i mazurskim bojownikiem o polskość

Legendy pociągają. Dlatego już wiele lat temu czytelnicy prasy chętnie sięgali po artykuły o noszącym niemiecki mundur agencie, który przekazywał ruchowi oporu wiadomości o siłach zbrojnych wroga. Agent miał konspiracyjny pseudonim Inżynier, a służył w Grecji i Danii w stopniu hauptmanna (kapitana) Wehrmachtu. Jego dzieje opisywali dwaj olsztyńscy dziennikarze: Feliks Walichnowski i Włodzimierz Mamiński, którzy uważali Emila Leyka za „mazurskiego Klossa”, pierwowzór bohatera kultowego serialu „Stawka większa niż życie”.

Pobity przed Niemców

Jego losy były jednak o wiele bardziej skomplikowane. Począwszy od miejsca urodzenia i wychowania – w Prusach Wschodnich, prowincji niemieckiej; dzisiaj to Mazury. Emil Leyk, rocznik 1893, pochodził z polskiej rodziny, jego ojciec Bogumił, znany też jako Gottlieb Leyk, mieszkał w Szczytnie, gdzie miał warsztat kamieniarski i trzy domy, a znalazł także czas na działalność społeczno-religijną. Należał do tzw. gromadkarzy i jako kaznodzieja wyznania ewangelicko-augsburskiego wędrował po okolicy, głosząc słowo boże. Po polsku, stając się w ten sposób działaczem ruchu narodowego. Wydawał również polską gazetę. W tym duchu wychował czterech synów, z których najbardziej znani byli Fryderyk, założyciel Mazurskiego Związku Ludowego, i Emil. Włączyli się oni w akcję plebiscytową w 1920 r., a Emil został nawet pobity przez Niemców.

W tym czasie był już żonaty z Niemką, którą poznał w Monachium, gdzie rozpoczął studia inżynieryjne, ale po pierwszym roku, gdy wybuchła wielka wojna, jako obywatel państwa niemieckiego został wcielony do wojska. Był ranny, a gdy wyzdrowiał, budował fortyfikacje wojenne we Francji, zgłaszając kilka patentów budowlanych. Po wojnie wraz z żoną przyjechał do rodzinnego Szczytna i dzięki pomocy ojca kupił 12 ha gruntu w pobliskim Wielbarku. Postawił tam tartak, cegielnię, betoniarnię oraz dom, w którym urodzili się jego dwaj synowie: Günter i Albrecht. Potem był plebiscyt, w którym zdecydowana większość mieszkańców prowincji głosowała za Ostpreussen (na karcie do głosowania nie było nazwy Niemcy). Postawa Emila nie pozostała bez konsekwencji, bo zdarzył się tajemniczy napad na tartak, a szykanowany podatkami właściciel w rezultacie utracił majątek i wrócił do teściów, do Bawarii. Mając kwalifikacje inżyniera wojskowego, został dyrektorem kopalni kredy w Garmisch-Partenkirchen, wprowadzając tam kolejne patenty (właśnie w Garmisch-Partenkirchen urodziła się jego córka Elfriede). W 1926 r. musiał jednak pożegnać się z posadą na skutek donosu z Prus Wschodnich, że zatrudniono „wrogiego Polaka”. Wyjechał więc na trzy lata do USA, ale że żona z trójką dzieci nie chciała tam się przenieść, wrócił do Monachium i pracował w koncernie Todta.

W mundurze oficera Wehrmachtu

W 1937 r. uzyskał tytuł cywilnego inżyniera budowlanego i architekta, a trzy lata później, jako 47-latek, został powołany do Inspektoratu Zbrojeń i Gospodarki Wojennej Wehrmachtu. We wrześniu 1941 r. skierowano go do Salonik, gdzie w stopniu kapitana był zastępcą szefa, a potem szefem okupacyjnej administracji nadzorującej miejscowy przemysł wojenny. Już wtedy podjął współpracę z greckim ruchem oporu i brytyjskim wywiadem, podobnie jak Jerzy Iwanow-Szajnowicz, którego postać przybliżono w filmie „Agent nr 1”. Na pewno obaj przebywali w tym samym czasie w Grecji, choć byli w innej sytuacji. Leyk jako ważny oficer Wehrmachtu miał większe możliwości np. podczas wielkiego głodu na przełomie 1941 i 1942 r., gdy organizował dożywianie robotników w podległych mu zakładach. Na Węgrzech zakupił ziemniaki, groch i zboże, przekazując w zamian złom żelazny, co w warunkach okupacyjnych mogło być potraktowane jako sabotaż przemysłu zbrojeniowego. Osobom zagrożonym aresztowaniem przez gestapo wydawał fałszywe dokumenty oraz przepustki przydatne po godzinie policyjnej. Wyszedł z tego bez szwanku.

Gdy zdradzony Szajnowicz po raz trzeci został aresztowany i zginął z rąk hitlerowców, Emila Leyka przeniesiono służbowo do Danii na stanowisko szefa technicznego zakładów wojskowych. Przyjeżdżając na przepustki i urlop do rodziny, odwiedzał brata Fryderyka, działającego w Związku Mazurów, który miał siedzibę w Radości pod Warszawą. Fryderyk należał też do utworzonej w Siedlcach tajnej organizacji o nazwie Polski Związek Wolności, podporządkowanej Armii Krajowej. Byli w niej również „król Mazurów” Karol Małłek, Walter Późny, Jerzy Burski i Hieronim Skurpski – dziś na Warmii i Mazurach nazwiska historyczne. W lipcu 1943 r. Emil przyjął w tym związku pseudonim Inżynier i przekazywał informacje o działaniach armii niemieckiej, w tym o poszukiwaniu przez hitlerowców surowców do produkcji tajemniczej broni zagłady. Liczył, że te wiadomości zmobilizują aliantów do desantu na tereny okupowane.

Powrót do ojczyzny

W tym czasie konspirujący Mazurzy przymierzali się już do funkcjonowania w powojennej Polsce. Chcieli mieć udział w zarządzaniu regionem. Wiedzieli, że wyzwolenie od nazizmu nadciągnie ze wschodu. Dlatego dwukrotnie składali memoriał w Polskim Komitecie Wyzwolenia Narodowego w sprawie „wyrozumiałego traktowania ludności mazurskiej w Prusach Wschodnich”, a po 22 lipca 1944 r. przyjął ich Bolesław Bierut, przewodniczący PKWN. Zasadniczo dopięli swego; Jerzy Burski został wicewojewodą, czyli zastępcą płk. Jakuba Prawina, pełnomocnika rządu RP na okręg mazurski, malarz Hieronim Skurpski tworzył Muzeum Mazurskie w Olsztynie, a Fryderyk Leyk i Walter Późny organizowali polską administrację w powiecie szczycieńskim.

Pod koniec wojny sytuacja ludności autochtonicznej w tym regionie była dramatyczna, bo część musiała uciekać przed Armią Czerwoną w pośpiesznej ewakuacji razem z ludnością niemiecką, a pozostałych Warmiaków i Mazurów często traktowano jak Niemców – pisaliśmy o tym w artykule „Przerwane dziedzictwo Mazurów” (PRZEGLĄD nr 5/2012). Emil Leyk po klęsce Hitlera najpierw wrócił do Monachium, ale że nie mógł pogodzić się z żoną – fanatyczką nazizmu, a ich troje dzieci było już dorosłych, zjechał w rodzinne strony, do polskiego już Szczytna. Zachował się dokument biura weryfikacyjnego na granicy potwierdzający, że w okupowanej Polsce Leyk istotnie miał pseudonim Inżynier oraz polski stopień majora. Inaczej jako hauptmanna Wehrmachtu nie wpuszczono by go do kraju, chyba że prosto do więzienia.

Ale i tak trafił za kraty, choć dopiero w szczycie stalinizmu, gdy w jego życiorysie doszukano się służby w niemieckiej armii. Oskarżono go o szpiegostwo i zdradę stanu. Był już wtedy po ślubie z drugą żoną i jako człowiek dojrzały doczekał się z nią dwóch synów: Jerzego (rocznik 1949) i Wiktora Marka (1951). Zdążył być dyrektorem fabryki mebli, lecz nie mógł sobie poradzić z panującym w zakładzie złodziejstwem, więc zrezygnował z posady. Jakiś czas był łącznikiem Szwedzkiej Misji Charytatywnej, współpracującej z Kościołem ewangelickim na Mazurach, by wreszcie założyć własną, rzemieślniczą firmę budowlaną; budował także fabrykę płyt pilśniowych w Nidzie. Po półrocznym pobycie w areszcie wykonywał doraźne prace, a po rehabilitacji w 1955 r. został dyrektorem Zakładu Gospodarki Komunalnej. Zmarł w 1972 r.

Polak z krwi i kości

Pod koniec lipca, z okazji 130. rocznicy urodzin Emila Leyka, na domu, który zbudował w Wielbarku, odsłonięto tablicę upamiętniającą tę nietuzinkową postać. Odsłonili ją syn Wiktor Marek Leyk, znany w regionie działacz mazurski, oraz burmistrz miasteczka Grzegorz Zapadka w towarzystwie wnuczek Emila. O swoim stryju opowiadała Lidia Leyk-Juranek, córka Fryderyka. Tablicę ufundowała IKEA, która przejęła dawny tartak Leyka i postawiła w Wielbarku wielką fabrykę mebli.

– Być może twórcy serialu „Stawka większa niż życie” nawet nie wiedzieli, że istniał taki agent jak mój ojciec. I choć niektórzy uważają go za „mazurskiego Klossa”, ważniejsze są jego patenty i osiągnięcia przemysłowe. A dodam, że jako pierwszy z Prus Wschodnich złożył w Berlinie egzamin z rzeźby i sztuki kamieniarskiej. Jego życie powojenne w kraju nie było łatwe, pamiętam, że w ostatnich latach z bratem Fryderykiem użalał się nad tragicznym losem ludu mazurskiego, ale mimo wszystko do końca życia pozostał Polakiem – podkreśla Wiktor Marek Leyk, syn mazurskiego bohatera.

Fot. Marek Książek

Wydanie:

Kategorie: Sylwetki
Tagi: Emil Leyk

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy