Media wykreowały obecny terroryzm

Media wykreowały obecny terroryzm

Rozmowa dr. Krzysztofem Karolczakiem, specjalistą w dziedzinie terroryzmu międzynarodowego z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego – Do tej pory terroryści chcieli być obecni w mediach, pokazywać swoje twarze, mówić o celach swych organizacji. W przypadku zamachów w USA tego nie ma. Nikt się do nich nie przyznał. – Być może się nie przyznają, bo liczba ofiar przerosła ich oczekiwania. Przestraszyła ich. Przyznaliby się, gdyby zginęło kilkadziesiąt osób, a tak nie mogą liczyć na jakąkolwiek sympatię. A może jest tak, że nikt nie stał za zamachem, bo grupa zamachowców-samobójców nie była z nikim powiązana i wszyscy zginęli? – Terroryści, którzy dokonali zamachów na World Trade Center i Pentagon, byli Arabami i wyznawcami islamu? – Nie mamy na to dowodów. Istnieje tylko duże prawdopodobieństwo, że oni byli wyznawcami Allaha w najbardziej skrajnej odmianie. A jeżeli potwierdzą się doniesienia, że z listy tych 19 osób, których FBI zidentyfikowało jako sprawców, dwie były wówczas w swoich domach, z rodzinami, u siebie w kraju? To może sugerować, że w tej chwili w USA na gwałt szuka się winnego. – Ale przecież wszyscy mówią, że zamachu na WTC dokonała grupa Osamy bin Ladena. – Jest wiele grup islamskich, na które można wskazać. W 1996 roku działająca w Egipcie Grupa Islamska, której duchowym przywódcą jest szejk Omar, oskarżony i skazany za przygotowanie zamachu na World Trade Center, zapowiedziała, że rzuci USA na kolana. Ta Grupa stała później za zamachami w Egipcie na turystów. W latach 80. organizacje działające w ramach Dżihadu porywały zachodnich naukowców, dziennikarzy. Ponoć te wszystkie organizacje islamskie współpracują ze sobą w ramach organizacji Baza, kierowanej przez bin Ladena. Ale to są tylko przypuszczenia. Dopóki nie będzie dowodów namacalnych, można o wszystkim mówić i wszystko opisywać. Osama bin Laden jest w tej chwili symbolem, mitem. Nie jestem nawet pewien, czy ten człowiek, którego stale pokazują, to jest właśnie on. – Chce pan powiedzieć, że bin Laden nie istnieje? – Istnieje, tylko nie wyskoczył jak diabeł z pudełka. W maju został wysłany za nim list gończy. W 1999 r. ówczesna szefowa dyplomacji USA, Madeleine Albright, wskazała bin Ladena jako wroga numer jeden Stanów Zjednoczonych. Już w 1993 r. była mowa, że bin Laden przygotowuje zamachy na amerykańskie instytucje. FBI umieściło go na liście poszukiwanych 10 największych wrogów Ameryki. – Dlaczego przez tyle lat USA go nie złapały? – Tu wchodzimy na grząski temat polityki globalnej. Zaczynamy mówić o konfliktach między USA a Rosją. Bardzo wygodne jest dla USA, że Rosja ma swoje „miękkie podbrzusze”, że jest tam Afganistan. Osama bin Laden organizuje na Amerykanów zamachy od ośmiu lat. Ale kiedy zamachy były dokonywane poza USA, oni reagowali niemrawo. Może dlatego, że w ataku na ambasadę w Nairobi i Dar es Salaam zginęło tylko 12 Amerykanów? Istnieje teoria spiskowa, która głosi, że amerykańskie służby specjalne wiedziały, że ludzie bin Ladena szykują zamach. Ale postanowiono czekać. Oni myśleli, że zginie kilka osób i będzie można o to oskarżyć bin Ladena, wystąpi się o poparcie dla wolnego świata. A tu nagle zginęło pięć tysięcy niewinnych osób. – I można oskarżać islamistów… – W 1996 r. prezydent Egiptu, Hosni Mubarak, mówił, że terroryści nie są prawdziwymi muzułmanami. Islam bowiem nie pragnie nienawiści ani rozlewu krwi, przeciwnie, głosi ideę miłości, współpracy i pomocy. Terroryzm nie ma nic wspólnego z islamem. Z drugiej strony, nie tylko islam jako religia przyzwala na zabijanie. Tamilowie, którzy są wyznania hinduistycznego, też robili zamachy. Radżiw Gandhi zginął, gdy wysadziła się kobieta opasana materiałami wybuchowymi. Samo pojęcie kamikadze, które zastosowano wobec tych pilotów, powinno być utożsamiane z religią shinto. Sekta buddyjska rozpyliła w 1995 r. w Tokio sarin. Przypadek Timothy’ego McVeigha jest przykładem nowego czytania chrześcijaństwa, że ono też przyzwala na zabijanie. – Skąd wzięła się eskalacja zamachów w ostatnich latach? – Nie ma eskalacji. Nie ma więcej zamachów terrorystycznych, niż było 50 lat temu. Tylko teraz są one pokazywane przez media, kiedyś o większości zamachów nawet nie słyszeliśmy. W czasie wojny też były dokonywane zamachy terrorystyczne. Po wojnie na Bliskim Wschodzie, przed powstaniem państwa Izrael, mieliśmy do czynienia z falą terroryzmu żydowskiego. Czy ktoś o tym słyszał w Europie? Nie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 39/2001

Kategorie: Wywiady