Mięsne wojny

Mięsne wojny

Piersi kurczaków z domieszką antybiotyków stosowanych przy leczeniu syfilisu i kiełbasy z padliny niszczą reputację polskiej żywności Być może nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tym, gdyby nie afera z koniną, która zmieniła wyobrażenia Europejczyków o bezpieczeństwie żywności. Mimo choroby szalonych krów i większych czy mniejszych afer związanych z produkcją żywności żyliśmy w przekonaniu, że jest bezpiecznie, a unijne normy należą do najwyższych. I pewnie byłoby tak nadal, gdyby nie pracownicy Food Safety Authority of Ireland, którzy 10 grudnia 2012 r. w jednej z badanych próbek mięsa używanego do produkcji hamburgerów pochodzącej z zakładów należących do spółki Silvercrest Meats, która zaopatruje supermarkety Tesco, wykryli ślady końskiego DNA. By upewnić się, że to nie pomyłka, próbki przebadano raz jeszcze 18 i 21 grudnia, a następnie wysłano do dwóch specjalistycznych laboratoriów w Niemczech. W drugiej połowie stycznia 2013 r. Irlandczycy mieli już pewność, że nie tylko w Silvercrest Meats „uszlachetniano” koniną mrożone burgery. Wybuchł wielki skandal, ponieważ konsumpcja koniny w krajach anglosaskich jest tabu i nikomu do głowy nie przyszło, że można coś takiego zrobić. Pod koniec stycznia br. minister rolnictwa Simon Coveney poinformował o tym, co się stało opinię publiczną, wskazując, że konina mogła pochodzić z Polski. Domagano się wyjaśnień, a przy okazji wyszły na jaw luki w nadzorze nad produkcją oraz obrotem żywności w krajach Unii Europejskiej. Polski ślad Początkowo nikt nie wiedział, skąd pochodziło feralne mięso. Wskazywano na Polskę, ponieważ nasz kraj jest poważnym eksporterem koniny. Potem podejrzewano Rumunię, która wszystkiemu zaprzeczyła. Pytano, jak to możliwe, że zawiodły instytucje powołane do nadzorowania bezpieczeństwa żywności. Na szczęście szybko się okazało, że Polska nie miała wiele wspólnego z fałszowaniem wołowiny. Zapewne dlatego, że jak na rodzime standardy była to zbyt wyrafinowana forma oszustwa. Choć jeszcze w lutym i w marcu br. zachodnia prasa wskazywała nasz kraj jako źródło nieszczęść, okazało się, że w porównaniu z innymi jesteśmy czyści. W kwietniu br. Komisja Europejska przedstawiła raport z badań przeprowadzonych w krajach Unii, z którego wynikało, że najwięcej przypadków obecności koniny w wołowinie stwierdzono we Francji (47), w Grecji (36) oraz w Niemczech (29). W Polsce odkryto jedynie pięć. Odpierając zarzuty udziału w tym procederze, nasz kraj mógł energiczniej zapewniać, że nie ma z tym nic wspólnego. Tylko czy aby na pewno dłonie rzeźników, masarzy i inspektorów nadzoru spełniały standardy czystości przyjęte w Unii Europejskiej? Afera z koniną zmusiła polskie służby do bardziej zdecydowanego działania. A to z kolei doprowadziło do szokujących odkryć. Na początku marca dziennikarze TVN przedstawili reportaż o zakładach Viola w Lnianie, w województwie kujawsko-pomorskim, w którym wycofane ze sklepów mięso i wędliny ponownie kierowano do produkcji. Okazało się, że zakład ten dostarczał swoje wyroby m.in. wojsku. Co gorsza, pojawiły się podejrzenia, że proceder ów jest szeroko praktykowany przez innych wytwórców. Przypomniano głośną niegdyś aferę Constaru, która swego czasu wstrząsnęła Polską. Potem było już tylko gorzej. W sobotę 16 marca około godziny 4 rano policjanci skontrolowali transport bydła przy wjeździe do ubojni w Rosławowicach pod Białą Rawską. W przyczepie znaleziono dziewięć martwych zwierząt, a stan 15 określono jako agonalny. Natychmiast zawiadomiono powiatowego lekarza weterynarii. Sprawą zajęła się prokuratura. Właścicielowi zakładu Piotrowi M. postawiono zarzuty oszustwa, naruszenia ustawy o ochronie zwierząt oraz zwalczania chorób zakaźnych. A nie był to koniec. Później w ukrytej chłodni znaleziono prawie 100 ton mięsa bez oznaczeń i dokumentacji weterynaryjnej. Prokuratura zajęła się też wątkiem dotyczącym możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarzy nadzorujących tę makabryczną ubojnię. W mediach pojawiły się informacje o innych podejrzanych tonach mrożonego mięsa, na które trafili inspektorzy. 5 kwietnia br. główny lekarz weterynarii Janusz Związek podpisał komunikat o programie Inspekcji Weterynaryjnej „Zero tolerancji”. Zakładał on zwiększenie kontroli powiatowych i wojewódzkich lekarzy weterynarii ponad normy obowiązujące w Unii Europejskiej. Na efekty nie musieliśmy długo czekać. Do 12 kwietnia na terenie całej Polski przeprowadzono 414 kontroli w rzeźniach, 28 w chłodniach składowych, 200 w punktach skupu zwierząt i 185 u pośredników w handlu zwierzętami. Wydano 19 decyzji administracyjnych dotyczących zawieszenia lub zakazu działalności i wykreślenia z rejestru dla ośmiu rzeźni, jednej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 23/2013

Kategorie: Kraj