Milczenie jest… wolnością

Milczenie jest… wolnością

Uwolniony australijski talib przyrzekł nie ujawniać prawdy o więzieniu w Guantanamo Biały pastuch, hodowca kangurów i poszukiwacz przygód z australijskiej Adelajdy, 31-letni David Hicks, który przeszedł na mahometanizm i trafił do obozu szkoleniowego talibów w Afganistanie, ale po dwugodzinnym udziale w pierwszej bitwie uciekł i sprzedał swą broń, miał szczęście. Wprawdzie zanim dotarł do Pakistanu taksówką, którą miał opłacić pieniędzmi ze sprzedanego pistoletu, został schwytany przez Amerykanów i osadzony jako terrorysta w Guantanamo, ale za kilka tygodni, po pięciu latach niewoli, znajdzie się w cywilizowanym australijskim więzieniu. Odsiedzi tam jeszcze tylko pięć miesięcy i wyjdzie na wolność. Odbywanie siedmioletniego wyroku, jaki wymierzył mu amerykański sąd wojskowy w Guantanamo, zostanie uznane za zakończone. Hicks, ojciec dwóch synów, jest pierwszym więźniem z Guantanamo oskarżonym o współpracę z Al Kaidą, który stanął przed nowym sądem wojskowym, nadzorowanym przez specjalną komisję wojskową i powołanym przez prezydenta USA dekretem z października 2006 r. Bush był zmuszony wprowadzić zmiany, ponieważ dotychczasowe trybunały polowe działające w bazie USA na Kubie zostały uznane pod koniec ubiegłego roku przez Sąd Najwyższy USA za nielegalne. Nie wiadomo, jak działały, ale przebieg rozprawy przed nowym sądem, który ogłosił właśnie swój wyrok, znany jest przynajmniej z oficjalnego komunikatu. Nadal „ze względu na bezpieczeństwo USA” na rozprawy nie będą dopuszczani dziennikarze. Hicks, gdy został wprowadzony na pierwszą rozprawę, ubrany był w uniform penitencjarny w kolorze khaki, jakim zastąpiono cyrkowy pomarańczowy kombinezon, w których widywaliśmy na zdjęciach „wrogich bojowników” z Guantanamo. Miał bardzo długie włosy. Zapuścił je, aby chronić się przed jaskrawym światłem, które pali się w celi przez 24 godziny, jak wyjaśnił australijski adwokat Hicksa, David McLeod. Pracy nowych sądów wojskowych nie reguluje żaden kodeks prawny, lecz podpisany przez prezydenta 200-stronicowy regulamin, który nakazuje „zachowanie ścisłej tajemnicy wojskowej co do przebiegu rozpraw”. Przewodniczący sądu, płk Ralph Kohlmann, na wstępie posiedzenia pozbawił oboje cywilnych obrońców Hicksa prawa do obrony ich klienta. Obrońcą może być, według instrukcji, tylko oficer amerykański w służbie czynnej, zatwierdzony przez ministra obrony. – Został mi tylko biedny pan Mori, który tak niewiele może! – wykrzyknął na rozprawie zrozpaczony Hicks. Jego urzędowy obrońca, mjr Michael Mori z Korpusu Piechoty Morskiej, miał niewiele do roboty, ponieważ wszystko odbyło się na zasadzie porozumienia między rządami USA i Australii oraz ugody między oskarżonym a prokuratorem wojskowym. Rząd, który szykuje się do wyborów, chciał wytrącić z rąk opozycji argument, iż pozostawił obywatela Australii na łasce armii amerykańskiej. Hicks wycofał oskarżenia dotyczące tortur stosowanych wobec niego w śledztwie i zmuszania przez strażników do aktów sodomii oraz zadeklarował na piśmie, że „nie poddawano go żadnym nielegalnym działaniom”. W zamian prokurator zaczął mowę od słów: „Oto stoimy wobec jednego z naszych wrogów”. Na podstawie „regulaminu” mógł zażądać kary dożywocia. Zarzucił jedynie „materialne wspieranie terrorystów”, które nie pociągnęło za sobą niczyjej śmierci. Wobec rządu australijskiego Hicks musiał się zobowiązać, że do czasu wyborów zachowa milczenie w sprawie swego pobytu w Guantanamo. Wśród 385 więźniów Guantanamo jest kilkunastu naprawdę niebezpiecznych. Chalid Szejk Mohammed sam z dumą zadeklarował przed komisją wojskową, że jest „wrogim bojownikiem”. Twierdzi, że osobiście „tą świętą ręką” uciął w 2002 r. głowę Danielowi Pearlowi, żydowskiemu dziennikarzowi z USA. Jednak z wyjątkiem małej garstki, więźniowie Guantanamo są tam latami przetrzymywani w nieludzkich warunkach bez aktu oskarżenia. Guantanamo źle służy prestiżowi USA w świecie. Świetnie zrozumiała to bodaj najinteligentniejsza współpracownica prezydenta George’a W. Busha, sekretarz stanu Condoleezza Rice. W Waszyngtonie zaliczana jest do zwolenników cywilizowanego rozwiązania sprawy więźniów Guantanamo. Sojusznikami pani Rice w tej sprawie są obecny sekretarz obrony, Robert Gates, który bardzo różni się od swego poprzednika, czołowego jastrzębia, Donalda Rumsfelda. W styczniu tego roku Gates zaproponował zamknięcie więzienia w Guantanamo. Jednak twardogłowy wiceprezydent Dick Cheney i jego sojusznik, minister sprawiedliwości Alberto Gonzalez, zdecydowanie wsparli prezydenta Busha. W sukurs prezydentowi przyszedł też Sąd Najwyższy USA. 2 kwietnia ogłosił, że odmawia wydania orzeczenia w sprawie tego, czy przetrzymywani od lat w bazie marynarki USA na Kubie bez aktu oskarżenia domniemani terroryści

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2007, 2007

Kategorie: Świat