Milczenie, szepty i krzyki

Milczenie, szepty i krzyki

10 lat kina od ataku Al-Kaidy na WTC Dla filmu 10 lat to nieskończoność. Jest czas, żeby powiedzieć o wszystkim. Ale o niektórych sprawach mówić niełatwo, o innych nie wolno, o jeszcze innych nie można za dużo. Kino mierzy czas po swojemu. Od filmu do filmu. Zwłaszcza gdy chodzi o sprawy ważne. OSCARY 2002 W kategorii najlepszy film zwyciężył „Piękny umysł” w reżyserii Rona Howarda. W roli głównej matematyczny geniusz i spiskowa teoria dziejów jako efekt szaleństwa. Ale to jeszcze nie była metafora świata po atakach na WTC. Na to było za wcześnie. Hollywood, w przeciwieństwie do polityki, długo przeżywało traumę, artystycznie milczało przez blisko pięć lat. Jako jeden z pierwszych, w 2006 r. zabrał głos Oliver Stone, dyżurny egzorcysta Ameryki. „World Trade Center”, oparty na prawdziwej historii Johna McLoughlina i Williama Jimena, dwóch policjantów ocalałych w cudowny sposób i uwięzionych przez 12 godzin pod gruzami zawalonych wież, oddaje hołd nadziejom Amerykanów w czasach politycznej i terrorystycznej zarazy. Nadzieją przetrwania żyli policjanci, ocalenia – ich rodziny, wiary w to, co robią – wszyscy, którzy brali udział w akcji ratunkowej. Obraz nie przypadł do gustu ani Amerykanom, ani reszcie świata. W przeciwieństwie do filmu Paula Greengrassa „United 93”, ciążącego ku naturalnie oddanym wypadkom, rozczarowywał anachronizmem formalnym, niezgodnym z tym, jak wydarzenia zapamiętali widzowie serwisów informacyjnych, i nie współbrzmiał z negatywnymi opiniami o politycznych konsekwencjach zamachów. Obawy Amerykanów przed terroryzmem jeszcze nie zniknęły i George Bush zwyciężył w kolejnych wyborach, ale jego nerwowa, sentymentalno-narodowa polityka znalazła entuzjastów w małomiasteczkowej Ameryce i tradycyjnie farmerskich osadach południa kraju. Perspektywa zwykłych ludzi – milczących bohaterów – tym razem się nie sprawdziła. Stone nie zauważył, że czasy się zmieniły. Telewizje informacyjne, internet i masowa komunikacja pozwalają obywatelom bardziej niż kiedykolwiek wpływać na przebieg globalnych wydarzeń (Breivik udowodnił, że terroryzm może być jednoosobowy) i głośniej wyrażać siebie. Takich bohaterów w mediach jest więcej, tylko żyją w nich krócej, bo dla wszystkich nie wystarczy miejsca. Niezłomni herosi, przy pomocy których amerykańskie kino od czasów westernów lubi opowiadać narodową historię, nie przystają już do współczesności. Zbyt dużo ludzi zostało dotkniętych tragedią, żeby można było ich przeżycia zmieścić w opowieści o dwóch policjantach i ich rodzinach. Pogłębioną refleksję o skutkach ataków podejmie dopiero za kilka lat m.in. Ron Howard. Jego „Frost/Nixon” wyręczy newsowe media w poważnej debacie o kłamstwach ekipy Georga Busha, o atomowym arsenale w Iraku, afgańskiej twierdzy światowego terroryzmu, militarnym projektowaniu nowego międzynarodowego ładu i przede wszystkim o lekceważeniu pokolenia WikiLeaks. Na gruncie dezinformacji wyrosły dokumentalizujące formy, które łączyła materia teorii spiskowych, niekiedy uważanych za niewygodną prawdę: „11 września. Niewygodne fakty” (D. Avery, 2006), „Cała prawda o ataku z 11 września” (W. Lewis, 2004), „Tajemnice 11 września” (T. McKenna, 2006). 2003 Wielkim przegranym 75. ceremonii wręczenia Oscarów był Martin Scorsese z „Gangami Nowego Jorku”. XIX-wieczny Nowy Jork jako ziemia obiecana i przechowalnia outsiderów, gdzie każdy ma prawo do drugiej szansy, nie udźwignęła metafory otwartego miasta, w którym dobro ze złem może wygrać podstępem. Po atakach na WTC szybko wystrzelał się gangsterski hip-hop, a do łaski wracały łagodniejsze, refleksyjne brzmienia w klimacie r’n’b i soulu. Scorsese zafundował widzom osadzoną w epoce wojny secesyjnej brutalną i krwawą walkę o władzę i wartości, gdy ludzie byli nią zmęczeni. Nie tylko Akademia nie zaakceptowała interpretacji historii „po trupach do celu”, zawiodła również publiczność, bo przeszłość Nowego Jorku była tu i teraz. Twórcy natomiast szybko dostrzegli efektowną symbolikę i naturalną scenografię współczesnego miasta giganta, gdzie wszystko może się zdarzyć, a katastrofa kończy się dobrze i przy tym jest widowiskowa. „Pojutrze” (R. Emmerich), „Jestem legendą” (F. Lawrence), „Projekt Monster” (M. Reeves) to filmy, które w kinie katastroficznym nie zepchnęły efektów specjalnych z pierwszego planu. Po 11 września zniszczenia nabrały większych rozmiarów. Globalnych. Narodziła się cała masa końców świata. „10,5 w skali Richtera”, „Wojna światów”, „2012: Koniec świata”, „Zapowiedź”. Ich bohaterowie są niezrozumiani i zdani na siebie. W ekranizacji „Drogi”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 36/2011

Kategorie: Kultura