Chińskie borowiki trzymają się mocno Media lubią bić na alarm i wyolbrzymiać zagrożenie. Tak jest ostatnio z grzybami. Szermuje się widmem chińskiej ofensywy na polskim rynku. Ktoś z rozpędu nazwał nawet grzyby z dalekiej Azji chińskimi podróbkami. „Jeśli szybko nie będzie borowikowego urodzaju, chińskie podróbki opanują nasz rynek”, pisano. Stwierdzono też, że żaden szef szanującej się restauracji nie przyjmie chińskich grzybów do kuchni, z uwagi na ich marne walory smakowe w porównaniu z polskimi. I tylko wielkie sieci handlowe, które zajmują się sprzedażą towarów tanich, ale niskiej jakości, są zasypywane „kapeluszami z Tybetu”. Rządzi Matka Natura Zapytaliśmy Waldemara Sopolińskiego, właściciela firmy Noris zajmującej się produkcją i eksportem polskich grzybów, jak widzi tę chińską konkurencję. Odpowiedź była zaskakująca. Chińczycy nie są groźni, bo nad wszystkimi grzybami świata i tak trzyma pieczę Matka Natura. Kiedy w Azji jest nieurodzaj, to u nas jest wysyp grzybów i odwrotnie. – Dobrze, że na rynku są Chińczycy, bo ma kto uzupełniać ewentualne niedobory tych prymitywnych organizmów na naszych (i innych europejskich) stołach – powiedział przedsiębiorca. Czym się różnią chińskie od naszych? Zasadniczo różnic nie ma ani w budowie, ani w wyglądzie, ani w smaku. Może chińskie są mniej aromatyczne, ale zwykły konsument nie jest w stanie tego stwierdzić. To są te same gatunki co w Polsce, a różnice mogą wynikać tylko z klimatu. W Chinach szybszy jest przyrost trzonu niż kapelusza, ale takie okazy zdarzają się też w niektórych okresach w Polsce. Nie można więc niczego zarzucić chińskim grzybom pod względem jakości, choć oczywiście z Azji przybywają do nas wyłącznie grzyby suszone i mrożone, bo nikt jeszcze nie zorganizował transportu świeżych drogą lotniczą. Jedyna istotna różnica występuje w cenie. Kilogram suszonych borowików z Azji jest o połowę tańszy niż krajowych, ale to już kwestia niższych kosztów produkcji. Podgrzybek królem Polski Polska natomiast jest grzybową potęgą, bo eksportuje zarówno grzyby świeże, jak też suszone i mrożone. Chińczycy nie mogą nas również na razie pokonać w produkcji podgrzybków, wśród nich popularnych zajączków, które w ilościach handlowych występują tylko na naszym terenie. Rosjanie mówią na podgrzybki „polskie grzyby” i to świadczy o naszej pozycji na tym rynku. Czy podgrzybki są gorsze, mniej szlachetne od np. borowików? Zdaniem Waldemara Sopolińskiego, to kwestia gustu. Są tacy, co uwielbiają maślaki, inni lubią opieńki, a jeszcze inni uznają tylko prawdziwki. Te akurat rosną na całym świecie, także w Afryce. Dużym eksporterem borowików jest np. RPA, a mają one tę zaletę, że nigdy nie bywają robaczywe, bo tam nie ma muchówek tak popularnych w Polsce. Las pełen tajemnic O to, czy w tym roku będzie duży urodzaj grzybów, pytamy naszego specjalistę i nie otrzymujemy odpowiedzi. – Gdybym to wiedział przed końcem sezonu – mówi Waldemar Sopoliński – mógłbym zarobić miliony. Niestety natura nie zawsze jest przewidywalna. Będę mógł powiedzieć coś o urodzaju w zimie. Sezon zapowiada się dobrze, ale to dopiero początek. Dodatkową niewiadomą stanowi nasz rozdrobniony rynek, a to się przekłada na różne wahania, więcej grzybów sprzedaje się na ulicach, przy drogach, bo w wielu biedniejszych rejonach kraju to jest istotne źródło dochodów. Niestety taka wolna sprzedaż przy drodze bywa niebezpieczna dla uczestników ruchu. Kierowca, który wypatrzy ładne grzyby w koszyku, zatrzymuje się nagle i wtedy o wypadek nietrudno. Poza tym kupowanie grzybów od przygodnego sprzedawcy niesie ryzyko zatrucia. Do dziś grzybiarze opowiadają sobie dowcip o tym, jak leśniczy śmiał się z baby, która zbierała muchomory. – To nie do jedzenia – tłumaczyła kobiecina – to jest na sprzedaż. Tymczasem za dobre grzyby konsumenci są gotowi sporo zapłacić. Bo po kilkuletnich nieurodzajach stały się one towarem dosyć drogim. Jeszcze trzy lata temu za kilogram świeżych borowików płaciło się 2-3 zł, a teraz już 8-9 zł (dla porównania za kilogram suszonych płaci się w hurcie 150-180 zł). I taniej nie będzie, bo w leśnym skupie podaży wciąż nie ma. Trzeba zatem będzie przyzwyczaić się do tego, że wolny rynek dotyczy także branży runa leśnego. Chociaż co roku na stołach w całej Europie ląduje 20 tys. ton polskich grzybów, to na polskich stołach mogą się
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









