Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

W dyplomacji ważne jest i wejście, i wyjście. Stąd też mamy piękny MSZ-owski zwyczaj, że koledzy wyjeżdżający na placówkę organizują pożegnalne przyjęcia. I wszystko zależy od kolegi – jeden organizuje delikatny poczęstunek w pokoju w MSZ, z chipsami, paluszkami i winem, drugi w willi na Parkowej albo gdzieś na mieście. Wtedy ważna jest też liczba gości – kto przyszedł i jak długo był.
Są więc różne pomysły, zwyczaj pożegnań się rozwija. A ostatnio nową jakość wniósł do niego Bogusław Marcin Majewski, ustępujący rzecznik. Otóż minister Cimoszewicz wydał dla przedstawicieli mediów lunch w Pałacyku na Foksal. Wśród kilkunastu zaproszonych był m.in. Tomasz Lis (Polsat), zastępca naczelnego „Gazety Wyborczej”, była pani z „Trybuny”, no i przede wszystkim był redaktor naczelny ulubionej przez Majewskiego gazety, tygodnika „Wprost”, Marek Król.
Lunch miał charakter roboczy, Cimoszewicz tłumaczył polską politykę zagraniczną, wyjaśniał niuanse i rzeczy nieznane, przy założeniu, że wszystko jest off the record. Więc niektórzy notowali, inni nie, Król się puszył, w sumie było jak zwykle. Aż do momentu, w którym Majewski wstał od stołu, ukłonił się ładnie i powiedział, że właśnie musi iść, bo wyjeżdża na placówkę do Singapuru, będzie tam ambasadorem, i dziękuje za współpracę.
I sobie poszedł.
Wyjście miał królewskie. Każdy go zauważył. No i dopiero wtedy Cimoszewicz się zorientował, że on myślał, że lunch jest po to, by poopowiadać o swoich dylematach, Unii, Rosji, Iraku, a tymczasem okazało się że to pożegnanie Majewskiego. No proszę, jak to sobie zorganizował…
Tyle o pożegnaniach, a teraz o powitaniach: krąży po gmachu MSZ Irena Lipowicz, była ambasador w Austrii, wcześniej posłanka Unii Wolności. Pani Lipowicz była ambasadorem „z zewnątrz”, więc po zakończeniu swej misji w Wiedniu powinna była wrócić do swej „cywilnej” pracy. Ale widać dyplomacja tak się jej spodobała, że zamierza zasilić nasz MSZ. Na jakim stanowisku? Na to pytanie wtajemniczeni odpowiadają: kiedy? W każdym razie jest Lipowicz przygotowywana do ważnych spraw.
Jest zresztą w MSZ zauważalna tendencja przygotowywania się do przyjęcia nowej władzy. Tendencja to nienowa – w roku 2001 minister Bartoszewski też zaczął wpuszczać do ministerstwa ludzi z Kancelarii Prezydenta, by wciągali się do pracy. Tak m.in. trafił do MSZ Zdzisław Raczyński, który jako dyrektor departamentu otrzymał nadzór nad sprawami wschodnimi. Teraz mamy podobny proces. Raczyński został ambasadorem w Tunezji, a do MSZ trafiają ludzie z poręki UW i PO. No, to byłoby śmieszne, gdyby po wyborach okazało się, że PO nie wejdzie do rządu…
A teraz, na zakończenie, o sprawie zupełnie nie śmiesznej – naszej ambasadzie w Berlinie. Jej zamknięty budynek straszy w centrum stolicy Niemiec, jest pośmiewiskiem. Nie wiadomo, czy będzie ambasada od nowa budowana, czy remontowana, na nic nie ma pieniędzy. A ostatni pomysł polegający na dokupieniu sąsiedniej działki i rozbudowie zablokował Sejm.
Ludzie, skończcie to wreszcie!

 

Wydanie: 2004, 42/2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy