Moctezoma nie był idiotą

Moctezoma nie był idiotą

Archeolodzy odnaleźli ruiny pałacu ostatniego władcy Azteków W stolicy Meksyku archeolodzy dokonali elektryzującego odkrycia. Odnaleźli ruiny pałacu ostatniego władcy Azteków, Moctezomy (Montezumy). Budowla wznosiła się niegdyś we wspaniałej stolicy Tenochtitlan, bajecznym mieście na jeziorze, jednej z największych metropolii ówczesnego świata. Podczas renowacji budynku pochodzącego z czasów kolonialnych, w którym obecnie znajduje się Muzeum Kultury, natrafiono na mur oraz na posadzkę tajemniczego pomieszczenia, wykutą z czarnego bazaltu. Jak stwierdziła archeolog Elsa Hernandez, pozostałości pałacu znaleziono mniej więcej w miejscu, w którym spodziewano się tego odkrycia. Jak wiadomo z przekazów historycznych, kompleks pałacowy Moctezomy składał się z kilku jedno- i dwupiętrowych budynków rozrzuconych wśród ogrodów. W rezydencji znajdowały się domy dla kilku żon oraz dzieci monarchy, zwierzyniec i basen. Archeolog Hernandez uważa, że pomieszczenie z bazaltową posadzką to słynna Casa Denegrida, czyli Czarna Komnata, według opisów hiszpańskich kronikarzy pozbawiona okien, cała pomalowana na czarno. W Casa Denegrida Moctezoma medytował i rozważał przepowiednie swych wróżbitów, interpretatorów snów oraz czarowników. Według powszechnie przyjętej wersji historii, monarcha Azteków, a właściwie Mexików, był człowiekiem zabobonnym i przesądnym, skłonnym do melancholii, cierpiącym na depresje. Z tego powodu Moctezoma II nie potrafił stawić oporu okrutnym i chciwym konkwistadorom Hernana Corteza, których wziął za istoty boskie. Nie wysłał swej ogromnej armii do boju, okazał się nieudolny i uległy. Dlatego też do dziś wielu Meksykanów oskarża monarchę o to, że stał się grabarzem azteckiego imperium. (Historycy coraz częściej unikają terminu „Aztekowie”, ponieważ jego autor, XIX-wieczny przyrodnik Aleksander von Humboldt, ukuł go przez nieporozumienie. Lud, który nazwał Aztekami, składał się z plemion tworzących Trójprzymierze miast-państw Tenochtitlan, Texcoco oraz Tacuba). Wybitny XIX-wieczny meksykański historyk Orozco y Berra stwierdził dobitnie, że w konfrontacji z Hiszpanami Moctezoma postępował niczym „najgłupszy idiota”. Powyższy osąd wydaje się niesprawiedliwy. Monarcha z Tenochtitlan często działał racjonalnie, przebiegle i usiłował ocalić swój naród, od początku jednak był bez szans w konfrontacji z okrutnymi, zakutymi w żelazo, rażącymi wrogów bronią ognistą najeźdźcami z innego świata. Tak naprawdę nazywał się Motecuhzoma, co w języku nahuatl znaczy „Ten, który panuje przez swą wściekłość”. Nosił też przydomek Xocoyotzin, „Młodszy”, aby można go było odróżnić od pierwszego władcy tego imienia. Zanim w 1502 r. został władcą Tenochtitlan, był znakomitym wodzem i jednym z najwyższych kapłanów, wtajemniczonym we wszelkie arkana astrologii, wróżbiarstwa i astronomicznego kalendarza. Kronikarz Tezozómoc napisał, że Moctezoma rozpoczynał panowanie jako mąż w kwiecie wieku, dzielny na wojnie i zdolny do rządzenia państwem. Jako monarcha, nosił tytuł tlatoani, co znaczy „Ten, Który Przemawia” (do Mexików). Imperium, którym władał, było rozległe, obejmowało większość środkowego Meksyku, jego wpływy sięgały aż po Gwatemalę. Właściwie była to konfederacja wielu państewek ujarzmionych przez Mexików i zmuszonych do płacenia uciążliwego trybutu – nawet w stonogach, pająkach i wężach (upokorzeni ludzie, zmuszeni do łapania węży w jaskiniach, czuli respekt przed groźną potęgą Tenochtitlan). Niektórych terytoriów, np. Tlaxcala, Mexikowie nie zdołali podbić, ale być może wcale tego nie chcieli. Woleli toczyć z wrogami rytualne wojny, podczas których chwytano jeńców, składanych potem bogom na ofiarę. Moctezoma rozszerzył granice państwa, podporządkował ludy Zapoteków i Yopi, umocnił także swą władzę w Tenochtitlan. Rządził niemal absolutnie, wytyczył granicę między arystokracją (pipiltin), a pospólstwem (macehualtin). Wydawało się, że zostanie zapamiętany jako znakomity i szczęśliwy tlatoani, kiedy nadeszła katastrofa. Trudno jest odtworzyć, w jaki sposób Moctezoma próbował poradzić sobie z Hiszpanami. Znamy wersję zwycięzców, kłamstwa Hernana Corteza, kroniki chrześcijańskich mnichów, usiłujących ukazać państwo Mexików jako skazane przez Boga na zagładę za grzech bałwochwalstwa. Także Indianie odsądzali później Moctezomę od czci i wiary, jedni z zemsty za to, że tak długo ciemiężeni byli przez Tenochtitlan, a drudzy nie mogli wybaczyć władcy, ponieważ nie zdołał ocalić imperium. Według chrześcijańskiej wersji, przed nadejściem Hiszpanów Moctezomę zatrwożyły złowróżbne znaki, kometa, ognisty słup i inne. Przekonały one władcę, że koniec państwa jest bliski. Trudno jednak w to uwierzyć – kroniki z Tlateloco, powstałe w 1528 r., a więc krótko po podboju, i zawierające

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 26/2008

Kategorie: Nauka