Moda na świeczniku

TELEDELIRKA Podtrzymuję to, co powiedziałam kiedyś w programie „Co pani na to?”, mówiąc o naszych ministrach finansów. Wyraziłam mianowicie opinię, że SLD-owski rząd powinien dziękować Bogu za Belkę. To samo tyczy się pańskiego kota, czyli Kołodki. Bez względu na to, w jakiego Boga rząd wierzy, czy to jeszcze Marks, czy już Trójca Święta oraz Matka Boska z Częstochowy, premier powinien dać na mszę, i to na pełną sumę, ofiarować złote wota, a nawet udać się z pielgrzymką do Watykanu, by na klęczkach podziękować Panu, za to, że pozwolił stworzyć jeszcze w ciężkich czasach real socjalizmu szkołę ekonomii, która do dziś dostarcza nam porządnie wykształconych ministrów od mamony. To świetna moda, sprawdzona klasyka, skromna elegancja, to się zawsze dobrze nosi. Ekstrawagancje w postaci śliniaka dla przerośniętych niemowląt, w szerokie biało-czerwone pasy, dobre są dla ugrupowań awangardowych i anarchizujących. Ministrowie finansów powinni wyglądać podobnie, nosić zawsze takie same garnitury i krótko się strzyc. Najlepszy dowód zrozumienia sytuacji dał nowy minister, który z dnia na dzień przeobraził się z długowłosego proroka wróżącego z kart kredytowych poza rządem w krótko ostrzyżonego finansistę. Może zresztą, by zminimalizować koszta, lepiej poczekać trochę z dziękczynną pielgrzymką, aż Watykan w osobie Wielkiego Pielgrzyma przyjedzie do nas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 29/2002

Kategorie: Felietony