Mord na profesorach

Mord na profesorach

Likwidacja lwowskich uczonych przez Niemców w 1941 r. Lwów został zajęty przez Niemców 30 czerwca 1941 r., czyli już w 10 dni od rozpoczęcia agresji na ZSRR. Dwa dni później aresztowano prominentną postać, profesora tamtejszej Politechniki, Kazimierza Bartla, byłego kilkakrotnego premiera po zamachu majowym, dokonanym przez marszałka Józefa Piłsudskiego w roku 1926. Został zamordowany na osobisty rozkaz Heinricha Himmlera, dowódcy SS i policji w Rzeszy, egzekucji dokonano 26 lipca prawdopodobnie na Piaskach Janowskich. Na zapytanie ministra spraw zagranicznych Rzeszy o los Bartla, szef gestapo, Heinrich Müller, ujawniając fakt jego śmierci, obciążył go winą prowadzenia w Moskwie na początku 1941 r. rozmów zmierzających do utworzenia rządu polskiego. Tego pretekstu badacze dotychczas nie potwierdzili, chociaż nie można wykluczyć, że podczas kilkakrotnych wyjazdów do Moskwy, gdzie wydawał podręcznik uniwersytecki, mogło dojść do rozmów z nim na aktualne tematy polityczne. To aresztowanie Bartla wywołało zrozumiały niepokój w środowisku naukowym. Dzień później – nocą z 3 na 4 lipca – członkowie Einsatzkommando z Krakowa pod dowództwem Hansa Krügera, późniejszego okrutnego szefa gestapo w Stanisławowie, mordercy tamtejszej inteligencji polskiej, a podlegli Eberhardowi Schöngarthowi, szefowi policji i służbie bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie, zaaresztowali wedle listy, jaką przygotowano przed atakiem na ZSRR, dwudziestu kilku profesorów przede wszystkim ze świata lekarskiego, uczonych szeroko znanych w kraju, jak i w świecie, oraz kilkunastu członków ich rodzin. Wraz z prawnikiem, Romanem Longchamps De Bérier, aresztowano wtedy trzech jego starszych synów, zginęli razem z ojcem. Tadeusz Boy-Żeleński, mistrz pióra i znakomity znawca literatury francuskiej, został uwięziony i stracony, dziś już wiadomo, w jakich okolicznościach. Los chciał, że tej nocy znajdował się w mieszkaniu swego szwagra, internisty, prof. Jana Greka, znajdującego się na liście, wedle której działało Einsatzkommando. Tak z tego domu, jak i Ostrowskich (Tadeusz Ostrowski, znany chirurg), zabrano także kobiety i służbę, którą zwolniono po przesłuchaniu, nie zezwalając jednak na powrót do mieszkań chlebodawców, które zostały gruntownie ograbione z dzieł sztuki i kosztowności. Spośród profesorów ocalał tylko Franciszek Groër, pediatra, żonaty z Angielką. Zygmunt Albert nie wyklucza, że stało się tak dzięki interwencji Holendra, Pietera von Mentena, przedwojennego właściciela majątku ziemskiego w tej części Polski, powiązanego znajomościami z ludźmi z polskiej elity, który w okupowanym Lwowie pojawił się w mundurze esesmana. Jeszcze tej samej nocy zamordowano wszystkich pozostałych aresztowanych, prawie 40, na Wzgórzu Wuleckim, egzekucji dokonali członkowie krakowskiego komanda lub Ukraińcy w służbie SS. W tydzień później uwięziono w nieznanych okolicznościach dalszych dwóch profesorów – matematyka, Stanisława Róziewicza, w 1939 rektora Akademii Handlu Zagranicznego, i ekonomistę, Henryka Korowicza, prorektora Politechniki do spraw nauki. Ich los pozostaje nieznany, prawdopodobnie zamordowano ich następnego dnia. Wśród łącznie 44 ofiar zbrodni pięć było pochodzenia żydowskiego. W październiku 1943 r. specjalna jednostka żydowska, Einsatzkommando 1005, uformowana przez SS celem odgrzebywania i spalania szczątków pomordowanych Żydów i Polaków, odkopała na Wzgórzu Wuleckim 28 zwłok i spaliła je w innym miejscu, ażeby zatrzeć ślady mordu profesorów. Uwzględniając nawet dyrektywy ludobójczego działania na zajmowanych terytoriach ZSRR, nie wydaje się zrozumiały tak sens, jak i motyw mordu profesorów lwowskich. Czy mord ten miał być zaimprowizowanym powtórzeniem Sonderaktion Krakau z 6 listopada 1939 r., w ramach której uwięziono 183 osoby, które zgromadziły się w murach Uniwersytetu Jagiellońskiego na skutek przekazanego rektorowi polecenia władz policyjnych, w tym 105 profesorów i docentów? Wielu z nich zginęło w obozach koncentracyjnych, do których ich wywieziono. Generalny gubernator, Hans Frank, przemawiając do dowódców SS i policji w końcu maja 1940 r., uznał doświadczenie krakowskie za nieudane, skoro o Sonderaktion Krakau dowiedział się świat, skoro wywołała ona szerokie międzynarodowe oburzenie i interwencje na rzecz uwięzionych, skierowane do niego bądź składane w berlińskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Frank nalegał, ażeby uwięzionych nie kierować do obozów koncentracyjnych w Rzeszy, a dokonywać likwidacji i wymierzenia kar „na miejscu”. „Posługujemy się tutaj całkiem innymi metodami i musimy je stosować nadal”. Tak już od maja tego roku była realizowana w Generalnym Gubernatorstwie tzw. Akcja

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 30/2001

Kategorie: Historia