Mundur z czerwoną kokardą

Mundur z czerwoną kokardą

Bez pomocy zrewolucjonizowanych niemieckich żołnierzy w listopadzie 1918 r. mogło dojść do masakry ludności stolicy Wydarzenia z listopada 1918 r., które przedstawiane są jako początek niepodległości Polski, zbiegły się z wyborami do rad robotniczych i żołnierskich. Rady żołnierskie zostały powołane m.in. w garnizonie niemieckim stacjonującym w Cytadeli Warszawskiej. Były to organy bardzo wpływowe, stanowiące przeciwwagę dla władzy oficerów. Niektóre rady pozostawały wprawdzie pod wpływem umiarkowanej frakcji niemieckich socjalistów z SPD, niechętnych polskim dążeniom niepodległościowym, jednak wiele sprzyjało rewolucjonistom. Powstały 7 listopada 1918 r. w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej liczył się z tym, że wyzwalanie Warszawy będzie się wiązało z poważnymi walkami. W mieście stacjonowało 30 tys. żołnierzy niemieckich, z czego 12 tys. w jednostkach bojowych. Dysponowali karabinami maszynowymi i artylerią. Stołeczne grupy Pogotowia Bojowego Polskiej Partii Socjalistycznej postawiono w stan gotowości. 9 listopada z Lublina został przemycony dla nich karabin maszynowy. Inne polskie formacje zbrojne – takie jak endeckie Sokoły, Straż Narodowa oraz Legia Akademicka – również szykowały się do walki. Dysproporcja sił była jednak ogromna. Zdobycie cytadeli Dopiero wydarzenia w Niemczech sprawiły, że do poważniejszych walk nie doszło. 9 listopada 1918 r. w Berlinie wybuchła rewolucja. Cesarz Wilhelm II został zmuszony do abdykacji. Dwa dni później odbyło się spotkanie berlińskiej rady robotniczej i żołnierskiej, która stwierdziła, że każdy pokój będzie sprawiedliwszy od kontynuowania wojny, uznając tym samym dążenia niepodległościowe Polski. Wydarzenia te miały ogromny wpływ na sytuację w Warszawie. Zwłaszcza szeregowi żołnierze i podoficerowie zrywali z mundurów emblematy kojarzące się z cesarstwem, zastępując je czerwonymi kokardami. 10 listopada niemieckie oddziały wojskowe zorganizowały wybory do rad żołnierskich. Przedstawicieli wybierały m.in. załogi poszczególnych fortów Cytadeli Warszawskiej. Delegaci zajęli na swoje potrzeby Pałac Namiestnikowski przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie odbyli naradę. Dyskutowano o tym, jak zapewnić sobie powrót do Niemiec oraz z kim ze strony polskiej podjąć rozmowy. Żołnierze zdecydowali się poprosić o spotkanie Józefa Piłsudskiego, kojarzonego przez nich z ruchem socjalistycznym. Wiedzieli, że 10 listopada przybył on do Warszawy. Konieczne było również zniweczenie planów dowództwa. Generalny gubernator gen. Hans Hartwig von Beseler przeżył wprawdzie załamanie nerwowe i wycofał się z dowodzenia, jednak część oficerów wciąż rozważała siłowe rozwiązanie kryzysu. 11 listopada zrewolucjonizowani żołnierze niemieccy zniweczyli plany obrony Cytadeli Warszawskiej. Wdarli się do budynków sztabowych i aresztowali komendanta cytadeli oraz innych oficerów. Przystąpili też do rozmów ze stroną polską o wycofaniu z Warszawy. Potyczka w hotelu Polonia Inny incydent miał miejsce przed budynkiem Dworca Głównego. Oddział niemieckiej piechoty szykował się tam do otwarcia ognia do zebranych na placu cywilów. Sytuacja zmieniła się, gdy jeden z żołnierzy z czerwoną, rewolucyjną kokardą na piersi podszedł do oficera, zerwał mu z głowy hełm i cesarskie insygnia z munduru. Później przemówił do swoich towarzyszy, którzy opuścili broń. Żołnierze zostali szybko rozbrojeni, nie stawiając oporu. „Niektórzy Niemcy sami znosili broń i amunicję z dworca i składali ją w salce wejścia głównego”, relacjonował Sylwester Okoń – uczestnik wydarzeń, milicjant z VIII Komisariatu Milicji Miejskiej. W wielu miejscach niemieccy żołnierze wywieszali czerwone sztandary jako znak sprzeciwu wobec dawnego porządku. Jeśli oddali broń, a na samochodach czy wozach konnych mieli czerwone znaki, mogli swobodnie poruszać się po mieście. 11 listopada doszło do porozumienia polskich władz, w tym wysłanników Piłsudskiego oraz milicji PPS, z niemiecką radą żołnierską, dotyczącego odwrotu sił niemieckich z Warszawy oraz gwarancji bezpieczeństwa dla żołnierzy, a także wydania jeńców wziętych przez Polaków. Postawa niemieckich rewolucjonistów spotkała się z dużą sympatią warszawskich robotników. „Szaro-zielonkawy mundur, wstrętny, znienawidzony, ścigany przekleństwami. Zjawiła się na nim czerwona kokarda… Jaka odmiana! Z tej wstęgi krwistej tryska ogień życia, radości, nadziei. To lud niemiecki odrodzony”, pisał „Robotnik”, organ PPS – Frakcji Rewolucyjnej, z 13 listopada 1918 r. Ten sam „Robotnik” donosił, że ludziom zdarzało się bronić rozbrojonych już niemieckich żołnierzy przed próbami rabowania ich przez kryminalistów. Stefan Jellenta, oficer Legionów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 46/2019

Kategorie: Historia