Mur Szarona

Mur Szarona

Izrael buduje „wał ochronny” na granicy z Zachodnim Brzegiem Jeden kilometr granicznych zapór kosztuje milion dolarów. Izrael separuje się od Palestyńczyków czymś w rodzaju nowego muru berlińskiego. Minister obrony w rządzie premiera Szarona, Benjamin Ben-Eliezer, zapewnił, że jest to krok „apolityczny”, mający na celu powstrzymanie palestyńskich terrorystów samobójców, zaś wał ochronny ma charakter „tymczasowy”. Wiadomo jednak, że raz wzniesiona ogromnym kosztem zapora pozostanie. Pierwszy odcinek, którego budowę rozpoczęto w ubiegłym tygodniu, będzie miał długość 110 km, projekt przewiduje jednak rozciągnięcie „muru Szarona” na całą 345-kilometrową „zieloną linię” między terytorium państwa żydowskiego a okupowanym od 1967 r. Zachodnim Brzegiem Jordanu. Zapora ma przebiegać mniej więcej wzdłuż tej linii, będzie miała jednak „wybrzuszenia” na wschód, dzięki czemu obejmie niektóre osiedla żydowskie na ziemiach palestyńskich. Nie będzie to mur z cegieł, lecz szerokie pasmo stalowych płotów pod napięciem, rowów i niekiedy betonowych ścian wyposażonych w kamery, radary, balony obserwacyjne i elektroniczne sensory wykrywające dotyk oraz ruch. Powstaną też dodatkowe posterunki policyjne i wojskowe. Premier Szaron początkowo przeciwny był przedsięwzięciu. Przychylni szefowi rządu komentatorzy twierdzą, że obecnie nie ma innego wyjścia, ponieważ zawiodły próby politycznego rozwiązania konfliktu i nie udało się powstrzymać terrorystów akcjami wojskowymi. Takie instalacje ochronne powstały wokół Strefy Gazy i od tego czasu nie ma już stąd ataków na terytorium Izraela. Większość polityków i publicystów, a także palestyńskich przywódców poddała jednak budowę muru ostrej krytyce. Arabowie, także ci z izraelskim paszportem, boją się, że Izrael skonfiskuje im pod budowę zapory kolejne ziemie. Mieszkańcy Zachodniego Brzegu skarżą się, że ich swoboda ruchów – i tak ograniczona do minimum przez mające własny system ochronny osiedla żydowskie – tym razem zostanie niemal całkowicie zlikwidowana. Nie będzie już możliwości pracy w Izraelu i cały region pogrąży się w nędzy, podobnie jak stało się w Gazie, która zmieniła się w „więzienie z widokiem na morze” o powierzchni 360 km kw. W Strefie Gazy wegetuje bez żadnych perspektyw na przyszłość 1,2 mln Palestyńczyków, którym żydowscy osadnicy i wojskowi odebrali najlepsze pola uprawne i źródła wody. Jasir Arafat nazwał budowę muru „aktem rasistowskim”. Palestyński minister Saeb Erekat oskarżył Izrael o próbę podzielenia terytoriów palestyńskich na małe kantony i „zainicjowanie nowego systemu apartheidu, jeszcze gorszego niż ten w RPA”. Nie są to bezpodstawne oskarżenia. Już teraz osiedla żydowskie zajmują 40% Zachodniego Brzegu. Jeśli ich systemy ochronne zostaną połączone z zaporą graniczną, Palestyńczycy na Zachodnim Brzegu będą zamknięci w kilkudziesięciu klatkach. Ale, jak pisze izraelski dziennik „Maariv”, także wielu obywateli państwa żydowskiego uważa budowę podobnych zapór za marnowanie czasu i pieniędzy. „Bez rozwiązania politycznego organizacje terrorystyczne i tak znajdą drogę, czy to przez ogrodzenie, czy pod nim”, pisze gazeta. Szef izraelskiej dyplomacji, Szimon Peres, wyraził opinię, że konieczne jest polityczne porozumienie z Palestyńczykami, bowiem „w obecnych czasach wały ochronne, rowy i broń nie zapewnią bezpieczeństwa”. Ale Peres od dawna jest już tylko bezsilnym pokojowym „gołębiem”, swoistym listkiem figowym w gabinecie „jastrzębi” Szarona. Temu ostatniemu izraelski dziennik „Haaretz” nie szczędzi gorzkich słów. Mur jest „tylko populistyczną alternatywą wobec jakiegokolwiek postępu w kierunku dyplomatycznego horyzontu”. Według gazety, Ariel Szaron przeciwny jest wszelkim politycznym układom z Palestyńczykami, dlatego z lękiem oczekiwał ważnego przemówienia prezydenta Busha. Przywódca jedynego supermocarstwa zamierzał poprzez swe wystąpienie przetrwać krwawy pat na Bliskim Wschodzie. Wiadomo, że gospodarz Białego Domu pragnął przedstawić wizję prowizorycznego czy tymczasowego państwa palestyńskiego, bez wytyczonych granic, które mogłoby powstać za rok. Przebieg granic i inne sporne kwestie miałyby zostać rozstrzygnięte po trzech latach. Zanim jednak Bush wygłosił swe orędzie, w Jerozolimie doszło do dwóch krwawych zamachów. Od bomb terrorystów samobójców w ciągu dwóch dni zginęło 25 Izraelczyków – w tym kobiety i dzieci – a kilkadziesiąt osób zostało rannych. Prezydent USA wstrzymał swe wystąpienie. Szaron zjawił się na miejscu tragedii i na zalanej krwią ulicy pytał szyderczo: „Jakiego rodzaju ma być to państwo palestyńskie?”. Potem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 25/2002

Kategorie: Świat